PAFERE WIDEO

Z Małgorzatą Todd, polską pisarką fantastyki naukowej, felietonistką, znaną internautom m.in. z biuletynu „Sobotnik”, rozmawiamy o zagrożonej wolności słowa oraz losie pisarza w PRL i obecnie… Pani Małgorzata, choć wywodzi się z pokolenia wychowanego na tradycyjnych, drukowanych książkach, to doskonale radzi sobie w świecie cyfrowym. Rozumie jak bardzo politykom – chyba wszystkich opcji – przeszkadza wolność myśli gwarantowana przez wszechobecny internet. Jej zdaniem tzw. ACTA 2 i podobne narzędzia prawne, forsowane w ramach UE pod pretekstem ochrony autorów, to uderzenie w wolność słowa i bat na niepokornych… Pani Todd wsparła PAFERE m.in. w promocji konferencji „Etyka i moralność w życiu gospodarczym i społecznym” (zobacz szczegóły).

Agnieszka Piwar (PAFERE): Z oficjalnej notki biograficznej zamieszonej na Pani autorskiej stronie, czytamy: „Jako magister inżynier ogrodnik, próbowała chronić środowisko naturalne. Wszyscy widzą co z tego wyszło. Skoro zastany świat trudno ulepszyć, to trzeba się zająć kreowaniem takiego, w którym ma się coś do powiedzenia.” Czy właśnie dlatego postanowiła Pani rzucić wyuczony zawód i zająć się pisaniem książek?

Małgorzata Todd: Tak. Każdy człowiek ma coś do powiedzenia i najlepiej się to wyraża w różnych artystycznych dziedzinach. Tam można być najbardziej sobą, oczywiście jeśli się człowiek na to odważy. Kiedy byłam dzieckiem bardzo zafascynował mnie teatr, a w młodości doszła do tego literatura.

Dlaczego więc poszła Pani na ogrodnictwo?

Po pierwsze bardzo mnie to wtedy interesowało. Po drugie, byłam dyslektyczką. Przeczytanie dużej ilości literatury było dla mnie bardzo trudne. Cóż, mogę się pochwalić, że jak na dyslektyczkę jestem w sumie osobą bardzo oczytaną (śmiech).

…A do tego ma Pani na koncie wiele książek i jeszcze więcej felietonów, które czyta się niezwykle lekko. To naprawdę zdumiewające. Jak Pani do tego doszła, że ma takie lekkie pióro?

Po prostu mocno się starałam. Początkowo nie mogłam nauczyć się czytać, ale determinacją i pracą nad sobą stopniowo to zmieniałam. Czytałam bardzo wolno, z czasem coraz szybciej, aż doszłam – jak przypuszczam – do poziomu „normalnego” człowieka.

Zadebiutowała Pani w 1979 roku opowiadaniem zatytułowanym „Magia i Komputer” opublikowanym w „Przekroju”. Jak się to udało osiągnąć w tamtych czasach? Czy miała Pani dobre znajomości? A może wystarczyło szczęście?

Nie miałam tam żadnych znajomości. Po prostu wysłałam do redakcji swoje opowiadanie. Pamiętam, że w tamtym czasie drukowali w „Przekroju” opowiadania Roalda Dahla, które charakteryzowały się zaskakującą puentą. Mnie się to zawsze bardzo podobało i moje opowiadanie również miało zaskakującą puentę. Ponadto nawiązywało do science-fiction, co było wtedy modne. Spodobało się i opublikowali.

Uważam tamten debiut za duży sukces, ponieważ moim zdaniem „Przekrój” był wówczas jedynym pismem dla inteligentów, dobrze i ciekawie redagowanym.

Czy idąc w fantastykę naukową – także w późniejszej twórczości – podążała Pani za modą?

Wielu pisarzy w tamtych czasach zaczynało właśnie od science-fiction. Ta forma literacka była rodzajem ucieczki przed cenzurą. Gdybym zadebiutowała w normalnych czasach, to pewnie zaczęłabym od kryminałów, które bardzo lubię. Tymczasem w tamtych czasach jedynym przestępcą mógł być badylarz (pogardliwe określenie prywatnego przedsiębiorcy – ogrodnika, który w PRL próbował się dorobić na handlu kwiatami, owocami – dop. PAFERE) – no bo przecież nikt inny (śmiech); ewentualnie akcja mogła dziać się w odległych czasach historycznych, albo poza Polską. Tak więc były duże utrudnienia. Natomiast jeśli chodzi o fantastykę, to tutaj można było sobie pofolgować.

A jak Pani zdaniem wygląda obecnie wolność słowa w Polsce?

Zauważyłam, że publicyści i literaci, którzy chcą teraz zaistnieć, bardzo często narażają się na procesy sądowe, bo ktoś tam poczuł się obrażony. W tej chwili właśnie tak wygląda cenzura. Ale ja akurat potrafię tutaj lawirować, to jest wyrazić coś w taki sposób, żeby nie dało się mnie pozwać za to, co mam do powiedzenia.

Po debiucie w „Przekroju” przyszły kolejne sukcesy. Pani liczne opowiadania publikowały znane czasopisma, takie jak: „Kobieta i Życie”, „Młody Technik”, „Przegląd Techniczny”, „Fantastyka”, a nawet brytyjski kwartalnik literacki „New Fiction”. Imponujące. Jak Pani tego dokonała?

Powiem tak. W tamtych czasach redaktorzy jednak czytali to, co się im wysyła (śmiech) – chyba mieli więcej czasu, a pewnie też konkurencja była mniejsza. I myślę, że po prostu spodobały im się te moje opowiadania.

Co się zmieniło od momentu Pani debiutu literackiego?

Te czasy bardzo się różnią. Przede wszystkich mamy teraz internet i nie ma już dobrych pism drukowanych, w których można by tego typu opowiadania zamieszczać.

Natomiast jest coś pozytywnego, czego nie było za komuny. Bardzo interesuje mnie polityka. W tamtych czasach nie mogłam o niej pisać. A teraz chętnie nadrabiam zaległości… Mam także możliwość słuchania i czytania wielu osób, które w bardzo ciekawy sposób o tym mówią. I głównie to mnie teraz ciekawi.

A co Panią najbardziej denerwuje w polityce?

To, że Unia Europejska coraz bardziej przypomina Związek Radziecki.

To znaczy?

Wszystko wiedzą lepiej, próbują swoje zdanie narzucać.. Chcą mieć absolutną władzą nad poddanymi. Coraz bardziej przypomina to totalitaryzm. Tego mi nie wolno, tamtego mi nie wolno. Ustanawia się wiele nowy przepisów prawnych. Po co to komu? Chyba tylko po to, żeby w razie potrzeby znaleźć na kogoś jakiś paragraf i go tym załatwić.

Czy ma Pani obecnie jakieś obawy związane z cenzurą?

Oczywiście, że tak. Unosi się nad nami widmo ACTA 2, tak więc stale będą próbowali coś nam utrudniać pod pretekstem, że to dla naszego, autorów dobra. To jest ogromne niebezpieczeństwo, o którym trzeba mówić. Kolejnym zagrożeniem moim zdaniem jest tzw. JUST Act (S.447), która również może doprowadzić do tego, że będą ludziom zamykać usta, ale co gorsza, otwierać kieszenie bez ich przyzwolenia (Ustawa wymiernie wspiera żydowskie organizacje międzynarodowe m.in. w kontekście ich roszczeń do tzw. bezspadkowego mienia żydowskiega. Przeciwko regulacji głośno protestuje Polonia Amerykańska. Jej zdaniem regulacje „naruszają istniejące normy prawne i tworza precedens oparty na ponadprawnych rozwiązaniach jawnie dyskryminujących względem innych grup etnicznych, narodowych i religijnych” – dop. PAFERE)

Poza internetem jest jeszcze druk. Jak ocenia Pani ten rynek? Mówi się obecnie o kryzysie czytelnictwa. Z jednej strony łatwo wydrukować i wydać książkę – właściwie każdy może to zrobić, ale złośliwi powiadają, że jest więcej autorów książek, niż… czytelników. Jak się udaje Pani przetrwać na tym brutalnym, pełnym konkurencji rynku?

No właśnie nie bardzo mi się udaje (śmiech). Zaraz po transformacji był dość dobry okres. Na początku lat 90. mój znajomy założył wydawnictwo, wydał kilka kryminałów i kupił sobie dom pod Warszawą. A zatem były wtedy z tego konkretne pieniądze. W tamtych czasach nie myślałam jeszcze o własnym wydawnictwie, ale moje książki jakoś się rozchodziły… I chyba się spóźniłam, bo w tej chwili jest mi bardzo trudno sprzedać książkę.

Wydaje mi się, że brakuje jakiegoś przejrzystego i merytorycznego przewodnika, opisującego aktualnie pozycje na rynku wydawniczym. Po prostu brakuje czegoś, co pomogłoby rozeznać czytelnikom co jest interesujące, a co przypadkowe.

Zamiast tego mamy najczęściej do czynienia z jakąś nachalną reklamą.

Kilka lat mieszkała Pani w Wielkiej Brytanii. Czy tam wygląda to inaczej?

Zdecydowanie tak. Na Zachodzie są agencje literackie. Tam pisarz nie idzie do wydawnictwa, tylko ma swojego agenta, który w jego imieniu usiłuje wydać książkę, a następnie promuje ją i sprzedaje. Po powrocie z Anglii pomyślałam, że to świetny pomysł i próbowałam go zrealizować w Polsce. Zorganizowałam konkurs na opowiadanie kryminalne. Nadesłano ponad dwieście prac, z czego większość dobrych i bardzo dobrych. Wydałam trzy tomiki z tymi opowiadaniami. Niestety nie udało mi się dalej przebić. Miałam nadzieję, że uda się to powtórzyć, ale nic z tego nie wyszło.

Dlaczego?

Po części dlatego, że nie udało mi się przekonać polskich pisarzy, którzy nie byli przyzwyczajeni do formy współpracy z agentem. Myślę jednak, że głównym problemem okazała się konkurencja. Otóż w Polsce działają agenci literaccy, są nawet bardzo prężni, jednak reprezentują oni zagraniczne wydawnictwa. I promują oni na polskim rynku swoich zagranicznych autorów, tj. amerykańskich, angielskich, francuskich, niemieckich, itp. Stąd mamy ogromną konkurencję. Jest to konkrecja nieuczciwa, dlatego że polskich wydawców nie stać na bilbordy czy reklamę w radiu i telewizji. W efekcie mamy teraz zalew literatury niekoniecznie najlepszej, ale takiej za którą stoją potężne pieniądze. Tak to niestety teraz wygląda.

Żeby zakończyć naszą rozmowę jakimś optymistycznym akcentem, proszę nam coś opowiedzieć o Pani ulubionych pisarzach?

W dzieciństwie, tak jak wspomniałam trudno mi się czytało, ale moi rodzice czytali bardzo dużo. I to właśnie oni przeczytali mi całą trylogię Henryka Sienkiewicza. I to była moja pierwsza największa fascynacja. Potem, ucząc się angielskiego, przeczytałam po angielsku całą Agatę Christie. I właśnie pod jej wpływem postanowiłam pójść w kierunku kryminałów.

A z własnych pozycji, która się Pani najbardziej podoba?

Chyba ta, którą napisałam ostatnio. Jest to sztuka teatralna pt. „Przerwa w podróży”. W tytułowej przewie w podróży spotykają się bardzo zróżnicowane postacie i rozmawiają o naszych współczesnych sprawach. Wydaje mi się, że w każdym bohaterze udało mi się wychwycić coś takiego, co bardzo ich odróżnia od pozostałych.

Dziękujemy za rozmowę.

O Pani Małgorzacie. Urodziła się 19 marca, podobnie jak Einstein, tylko kilkadziesiąt lat później. Za swój pierwszy sukces poczytuje sobie staranny i właściwy wybór rodziców, co ułatwiło jej przetrwanie ciężkiego wieku szkolnego. W dorosłe życie weszła studiując Ogrodnictwo na SGGW. Znojną pracę na roli za dnia, przeplatała występami w kabaretach wieczorami. Jako magister inżynier ogrodnik, próbowała chronić środowisko naturalne. Wszyscy widzą co z tego wyszło. Skoro zastany świat trudno ulepszyć, to trzeba się zająć kreowaniem takiego, w którym ma się coś do powiedzenia. Debiutowała w 1979 r. pod nazwiskiem Małgorzata Kondas opowiadaniem zatytułowanym Magia i Komputer w „Przekroju”. Liczne jej opowiadania ukazywały się w popularnych wówczas magazynach między innymi takich jak „Kobieta i Życie”, „Młody Technik”, „Przegląd Techniczny”, „Fantastyka” i innych oraz w antologiach opowiadań science fiction. Później, podczas pobytu w Wielkiej Brytanii, jej opowiadania zamieszczał również brytyjski kwartalnik literacki “New Fiction”. W 1986 r. ukazały się pierwsze książki: zbiór opowiadań w serii Stało się jutro pt. „Spór o czarownice” nakładem Naszej Księgarni oraz powieść sensacyjna „Kocham ryzyko” nakładem KAW. Ta ostatnia pozycja ukazała się również w niemieckim przekładzie. Od 1991 jej utwory ukazują się pod nazwiskiem Margaret Todd (http://mtodd.pl)

Poprzedni artykułSocjalizm – fabryka smutku
Następny artykułO moralności wczoraj i dziś (Zbigniew Jarząbek podczas konferencji PAFERE)
Prezes Polsko-Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego. Instruktor alpinizmu, podróżnik, działacz na rzecz wolności i rozwoju ekonomicznego w duchu wolnorynkowym, a także gorący zwolennik i orędownik demokracji bezpośredniej w stylu szwajcarskim. Autor książki „Fizyka życia”. Z zamiłowania nauczyciel, który chętnie poświęca czas zwłaszcza ludziom młodym, którzy wchodzą na wyboistą drogę prowadzenia własnego biznesu i inwestowania w rozwój osobisty.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj