Pertkiewicz: Uszczelnianie baków

O tym, że ustawa winietowa przepadła wiedzą już niemal wszyscy. Mówiły o tym głośno media, pokłóciła o to koalicja, zaś kierowcy odetchnęli z ulgą. Natomiast o czym już mało kto wie, w tym samym niemal czasie w zaciszu gabinetów, bez obecności kamer telewizyjnych została wydana decyzja, która znów uderza w kierowców oraz polską gospodarkę.

Dziś litr paliwa w Polsce kosztuje ok. 3.5zł. W dużych miastach ceny są zazwyczaj kilkanaście groszy droższe niż przy trasach i w małych miasteczkach. Nie zmienia to jednak faktu, że paliwo należy do wyrobów, które zawierają w sobie więcej podatków niż rzeczywistej ceny. Na cenę składają się bowiem akcyza, VAT oraz zysk producenta i sprzedawcy paliwa. Za każde 100zł zapłacone na stacji benzynowej do kasy państwa trafia blisko 70zł! Gdyby całą kwotę przeznaczano na infrastrukturę drogową, dziś powinniśmy mieć w Polsce sieć co najmniej 10.000 km autostrad,

dróg ekspresowych, każda wieś powinna mieć obwodnicę, oświetlenie, co 3 kilometry byłyby przejścia dla zwierząt etc. Nie ma jednak tego, gdyż pieniądze kierowców przepadają w państwowej kasie. Zamiast na drogi idą na różnego rodzaju socjal lub w najlepszym razie na zakup ministerialnych pojazdów. Nic dziwnego, że skoro benzyna jest niesłychanie droga niewidzialna ręka rynku stara się działać. Najpierw jej siła objawiła się w postaci samoobsługowych stacji benzynowych, które miały ulżyć kierowcom choć o 10 groszy na litrze. Potem jeszcze tańsze stacje pojawiły się przy wielkich centrach handlowych, które doszły do wniosku, że klienci przyjeżdżający samochodami zostawiają tak dużo pieniędzy w kasie sklepowej, że paliwo można im sprzedać po kosztach.

Dziś chyba wszyscy chwytają się każdego sposobu aby zatankować swój wóz jak najtaniej. Naprzeciw oczekiwaniom kierowców wyszli również nasi wschodni sąsiedzi. Kierowcy TIR-ów, którzy przekraczają granicę wwozili ze sobą w specjalnie dobudowywanych zbiornikach po tysiąc lub więcej litrów paliwa, które natychmiast sprzedają polskim kierowcom. Jest to o tyle dobry interes, że na Białorusi paliwo kosztuje nieco ponad 1,1 zł., zaś na Ukrainie „aż” 1,5zł. Zresztą podobny proceder odbywał się do niedawna na zachodniej granicy. Polacy wyjeżdżający w podróż do Niemiec brali ze sobą dwa kanistry pełne paliwa, aby tylko nie tankować na tamtejszych stacjach, na których paliwo kosztuje 1,25 euro, czyli w granicach 5zł za litr! (wtedy w Polsce litr kosztował jeszcze 2,5zł) Identycznie robią Niemcy z przygranicznych miejscowości. Przyjeżdżają do Polski kupić benzynę, gdyż jest tańsza.

Na procederze przy wschodniej granicy korzystali wszyscy: biedni białoruscy i ukraińscy kierowcy TIR-ów, którzy po wystaniu się kilkadziesiąt godzin na granicy coś zarobili, Polacy bo kupili tańsze paliwo, wreszcie niemal cała ściana wschodnia, gdyż zaoszczędzone pieniądze można spożytkować na inne cele niż oddanie ich w ręce Pola, Kołodki i reszty ministrów. Straty budżetu płynące ze sprzedaży nie opodatkowanego paliwa wynoszą ponad miliard złotych. Ale miliard zyskuje gospodarka.

Sytuacja uległa zmianie od 1 stycznia br. za sprawą ministra Pola. Za jego sugestią weszło wtedy w życie rozporządzenie Ministra Finansów zgodnie z którym nie wolno przewozić przez granicę więcej niż 200 litrów paliwa w bakach ciężarówek i autokarów. Większa ilość musi być poddana procedurze pobrania należnej dla państwa akcyzy i podatku VAT. Na szczęście rozporządzenie było martwe, gdyż porozumienia dwustronne między Polską a Białorusią uniemożliwiały jego wyegzekwowanie. Wtedy do akcji ponownie wkroczył Marek Pol, który podpisał w Mińsku odpowiedni protokół zezwalający na pobieranie opłat. Skutek jest tego taki, że przepisy o ograniczeniu przewozu paliwa weszły w życie 3 marca.

Z decyzji bardzo ucieszyła się Polska Izba Paliw Płynnych skupiająca producentów i sprzedawców paliw. Ich zdaniem dzięki zatrzymaniu importu taniego paliwa kierowcy TIR-ów będą zmuszeni tankować w Polsce co przyniesie większe wpływy do budżetu. Może to i prawda, może i nie, ale to nie jest najważniejsze. Istotne jest w tej decyzji to, że jest całkowicie pozbawiona sensu. Skoro przewóz paliwa jest stratą dla Polski, to dlaczego tylko poprzestać na takim wąskim ograniczeniu? Przecież można wymyślić kolejne ograniczenia zmuszające niejako obcokrajowców do zakupów w Polsce. Można nie wpuszczać samochodów na kołach co wymusi z pewnością zakup tuż obok granicy polskich opon,

można zabronić wjazdu samochodów z plandekami co da koniunkturę przemysłowi tekstylnemu. Można wreszcie w ogóle nie wpuszczać samochodów co zmusi naszych wschodnich sąsiadów do zakupu w Polsce ciężarówek lub przynajmniej do ich masowego wypożyczania. Przypuszczam też, że zakaz przekraczania granicy w butach odmieniłby życie niejednego producenta obuwia. Tylko czy wtedy TIR-y nie ominą naszego kraju z dala nie zostawiając nawet spalin w atmosferze?

Jedyne w co pozostaje po dokonaniach i pomysłach Marka Pola to wierzyć w siłę i potęgę rynku, że i tym razem niewidzialna ręka coś wymyśli dla ulżenia kierowcom coraz bardziej maltretowanym przez uszczelniaczy granic.

Powyższy tekst był pierwotnie opublikowany na Stronie Prokapitalistycznej. Data dodania na starej stronie PAFERE: 2009-02-01 00:00:21

Poprzedni artykułPertkiewicz: Pytania o konstytucję
Następny artykułPertkiewicz: Czy etyka jest fundamentem gospodarki?
Paweł Toboła-Pertkiewicz - libertarianin, były prezes PAFERE, autor wielu artykułów, przedsiębiorca oraza właścicel księgarni Multibook.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj