O złudnym uroku państwa opiekuńczego – francuska retrospektywa

Historia Francji jest dobrym polem obserwacyjnym, jeśli chce się prześledzić erozję chrześcijańskich zasad, od których odstąpiono w polityce „państwowego opiekuństwa” dla wątpliwych efektów. Gdzie jej początek?

Foto. pixabay.com
PAFERE WIDEO

Pamiętam Francję z lat 70. ubiegłego wieku, więc sprzed niespełna 50 lat, dokąd jako gastarbeiter jeździłem dość często, gdy PRL-owskie władze poluzowały politykę paszportową. Francuska prowincja żyła dostatnio, spokojnie, w miastach imigranci z Afryki Północnej i krajów arabskich nie stanowili żadnego zagrożenia i byli mile widziani. Francja zaczynała dopiero swój eksperyment z „państwem opiekuńczym”, z czego początkowo korzystali zarówno przybysze (zasiłki na żony i dzieci pozostawione w krajach macierzystych), jak i Francuzi (opłacało się iść „na zasiłek”, niewiele mniejszy od ówczesnego zarobku).

W miarę jak postępowała w praktyce realizacja „państwa opiekuńczego”, sytuacja gospodarczo-społeczna Francji się pogarszała. Dzisiaj jest fatalna pod każdym względem: ekonomicznym, społecznym, politycznym. Co więcej – wydaje się trudna do odwrócenia bez bardzo ostrych konfliktów społecznych i politycznych, ostrzejszych niż obecne protesty „żółtych kamizelek”… „Francja to chory człowiek Europy” – słychać z wielu stron.

Na państwowym garnuszku

Urok „państwa opiekuńczego”, które bierze na siebie główny ciężar działalności charytatywnej – więc upaństwowionego, wymuszonego miłosierdzia – okazał się na dłuższą metę złudnym powabem. Im dłużej mu ulegano, tym bardziej nawarstwiały się problemy uboczne, które państwo opiekuńcze wytwarzało, i dzisiaj przytłoczyły one Francję, co rozwiało początkowy fałszywy urok państwowego opiekuństwa. Postępy tego opiekuństwa z wolna zacierały granice między pomocniczością państwa, a więc jego ingerencją tam, gdzie obywatele są bezradni, a jego ingerencją z powodów politycznych: kupowania elektoratu przez rywalizujące partie, presji biurokracji jako grupy interesu czy „last but not least” – socjalistycznej demagogii

Zauważmy w tym miejscu, że „państwowe” opiekuństwo jest pozorne, gdyż pieniądze rozdawane przez państwo pod tym szyldem płyną nie z kieszeni miłosiernych urzędników państwowych czy samorządowych, ale z kieszeni obywateli, którym są zabierane w postaci podatków. Są one zabierane także tym obywatelom, którym potem są rozdawane jako „pomoc socjalna” w swych rozmaitych formach! Jest to nadto specyficzny rodzaj „miłosierdzia”: wymuszonego, więc pozbawionego wartości moralnej

Oczywiście, każda władza może powiedzieć, że wie, co robi; owszem, wymusza miłosierdzie dla biednych presją podatkową, ale w ten sposób unika większego niebezpieczeństwa, którym byłyby „niewymuszanie” oraz niepokoje społeczne. Przykład Francji pokazuje jednak, że polityka opiekuństwa wcale nie eliminuje biedy i konfliktów, przeciwnie – zaostrza je (protestują biedni, i to w formach drastycznych). Jest jak niewidoczna choroba, która rozwija się w pozorach zdrowia i miłosierdzia dla bliźniego, aż objawia się gwałtownym kryzysem, który zaprzecza i jednemu, i drugiemu.

Degradacja własności

Już podczas rewolucji francuskiej dokonano swoistego zabiegu, który dziś nazwalibyśmy zabiegiem propagandowo-socjotechnicznym. Na sztandarach rewolucji wypisano obok „równości” i „braterstwa” – „wolność”, a więc naturalne prawo człowieka, i umieszczono je na pierwszym miejscu. Pominięto jednak dwa inne naturalne prawa człowieka: ludzkie życie i własność. Krwawy dyktator i ideolog terroru Maksymilian Robespierre tak wyjaśniał pominięcie „własności”: „Wolność jest pierwszą potrzebą człowieka, najświętszym z praw, które posiada z natury”; o własności natomiast Robespierre powiadał: „Własność jest instytucją społeczną.

Na temat ludzkiego życia, które jest podstawą innych jego praw naturalnych, ideologowie rewolucji nie wypowiadali się wcale: wszakże terror uczynili głównym narzędziem rewolucyjnych przemian…

Jeśli pominąć wcześniejsze, przedrewolucyjne – naiwne i prymitywne – utopie o charakterze socjalistycznym (chociaż terminologia ta nie była jeszcze wówczas używana), pozbawienie własności charakteru prawa naturalnego i zaliczenie jej w poczet prawa stanowionego – więc podlegającego widzimisię każdego ustawodawcy – było z pewnością tym jakże brzemiennym w fatalne konsekwencje wkładem rewolucji francuskiej, który zaciążył nad przyszłością nie tylko Francji… W ustawodawstwie wielu późniejszych państw, czerpiących inspirację z idei francuskiej rewolucji, znalazło się silne echo (a wręcz i naśladownictwo!) rozróżnienia, którego dokonali Rousseau i jego uczeń Robespierre. Ten sprawca największego terroru w dziejach Francji napisał: „Własność jest prawem, które ma każdy obywatel do korzystania i dysponowania częścią dóbr, gwarantowaną mu przez ustawę”

W połowie XIX wielu znakomity ekonomista i filozof francuski Fryderyk Bastiat celnie zdiagnozował to fałszywe rozróżnienie: „Robespierre przeciwstawił sobie wolność i własność. Są to, według niego, dwa prawa o różnych początkach: jedno pochodzi od natury, drugie jest instytucją społeczną. To pierwsze jest naturalne, to drugie – umowne”

Taka degradacja własności względem wolności została chętnie podchwycona przez wszelkiej maści późniejsze ruchy i partie lewicowe: socjaldemokratyczne i socjalistyczne, a nawet uległa tej optyce – co widać choćby we współczesnej Europie – część partii politycznych określających się jako „chadecje”, a więc partie chrześcijańsko-demokratyczne. Co do ideologii komunistycznej – zdegradowała ona bezceremonialnie zarówno wolność, jak i własność, odmawiając im charakteru praw naturalnych człowieka..

Zamiana znaczeń

Takie wypłukiwanie pojęć „wolność” i „własność” z ich treści praw naturalnych człowieka i podstawianie w to miejsce innej treści – praw przyznawanych przez ustawodawcę, więc przez władzę państwową – stanowi wielkie zagrożenie cywilizacyjne, przynajmniej dla cywilizacji chrześcijańskiej.

Odzieranie życia (np. przez ustawodawstwo aborcyjne czy eutanazyjne), wolności i własności (np. przez penalizację tzw. mowy nienawiści czy przymus ubezpieczeń) z ich charakteru praw naturalnych i nadawanie im charakteru praw udzielanych przez władzę państwową leżą u podstaw ideologii marksistowskiej i jej współczesnej kontynuacji w postaci politycznej poprawności, czyli neomarksizmu. Jan Jakub Rousseau, autor „Umowy społecznej” i prekursor totalitarnej wizji państwa, uważał nie tylko, że własność jest „umowną instytucją społeczną”, więc podlegającą całkowicie regulacjom państwowym, ale szedł już wówczas – na przełomie XVIII i XIX wieku – znacznie dalej, gdy pisał: „Prawodawca musi czuć się na siłach zmieniać naturę ludzką”.

W jakże wielu dzisiejszych próbach i dokonaniach rządów państw demokratycznych widoczne są totalitarne w istocie próby zmieniania natury ludzkiej przez ustawodawcę: „małżeństwa homoseksualne”, propaganda dewiacji seksualnych..

Próby zmian natury ludzkiej (więc naturalnych cech człowieka) – choćby jak najszlachetniej motywowane w swej naiwności – prowadzą zawsze do totalitaryzmu i degradacji człowieka. Bolszewicy odwoływali się do rewolucji francuskiej, a współczesny marksizm – maszerujący od rewolucji kulturalnej z 1968 r. w pochodzie „przez instytucje” w wielu krajach Europy Zachodniej – niesie ze sobą tę samą zgubną ideę, którą rzucił Rousseau: „Prawodawca musi czuć się na siłach zmieniać naturę ludzką”

Silnym orężem tej niebezpiecznej idei, tak bliskiej totalitarnej mentalności, jest szyld sprawiedliwości społecznej, szczególnie groźnej dla naturalnego prawa własności. Pojęcie sprawiedliwości społecznej, wprowadzane w miejsce zwykłej sprawiedliwości, zakłada, że o tym, co sprawiedliwe, decyduje ustawodawca, czyli władza państwowa, definiująca i interpretująca sprawiedliwość społeczną. Jednak przy tradycyjnym rozumieniu sprawiedliwości, bez przymiotnika, jest ona definiowana i interpretowana przez samych obywateli, którzy wchodząc ze sobą w nieprzebrane i najrozmaitsze stosunki umowne, sami określają, w tych umowach, co uważają za sprawiedliwe. Dobrowolne umowy między obywatelami (w których określają oni przecież wzajemnie zakres swej wolności i własności), których tylko przestrzegania pilnuje władza państwowa, mieszczą się w sferze bezprzymiotnikowego, naturalnego rozumienia sprawiedliwości; natomiast sprawiedliwość społeczna zakłada nieodzownie, że o tym, co sprawiedliwe, decyduje władza państwowa..

Z winnicy do sądu

Jestem przekonany, że gdyby owi „robotnicy winnicy” z ewangelicznej przypowieści – którzy przyszli do pracy wcześnie rano, a dostali takie samo wynagrodzenie jak ci, co przyszli po południu – zaskarżyli dziś pracodawcę do jakiegoś niezawisłego sądu w Unii Europejskiej, ów sąd przysądziłby im zwiększenie wynagrodzenia, powołując się właśnie na sprawiedliwość społeczną… Jeśli sprawiedliwość zwykła, bezprzymiotnikowa, nakazywałaby uszanować ich dobrowolną umowę z właścicielem winnicy.

Nietrudno wyobrazić sobie taki proces przed jakimkolwiek sądem w Unii Europejskiej:
– My pracowaliśmy od samego rana i dostaliśmy tyle, ile ci, co przyszli późnym popołudniem: jednego denara! – dowodziliby przed sądem.
– Ale przecież umówiłem się z wami na jednego denara, zgodziliście się dobrowolnie! – dowodziłby właściciel winnicy. – Co was obchodzi, że i tamtym zapłaciłem denara?
– Nieważne, że zgodziliśmy się dobrowolnie! To niesprawiedliwe społecznie, żeby ktoś, kto pracował dłużej, dostał tyle samo, co ten, kto pracował krócej! – zakrzyknęliby skarżący.

A niezawisły sąd stanąłby na stanowisku sprawiedliwości społecznej, nie Chrystusowej, i nakazałby właścicielowi winnicy wyższą zapłatę. Zawiść skarżących uznałby za wyższe dobro niż dobrowolną ich umowę z właścicielem winnicy

Własność to prawo naturalne

Nie bez melancholii odnotować można, że sprawiedliwość społeczna – torująca drogę kwestionowaniu własności jako naturalnego prawa człowieka i łamaniu siódmego przykazania – wpisana jest w art. 2 obecnej Konstytucji RP, a w art. 20 wpisano „społeczną gospodarkę rynkową”, co do której podnosić można te same zastrzeżenia, co do „sprawiedliwości społecznej”. Tę dwoistość konstytucyjną zapowiada zresztą sama preambuła obecnej konstytucji, unikająca pożądanego jednoznacznego określenia, na jakiej właściwie etyce ma się opierać ustawodawstwo w oparciu o tę konstytucję. Czy na etyce chrześcijańskiej, czy także na jakiejś innej, np. Jana Jakuba
Rousseau

Wybitny polski historiozof Feliks Koneczny nauczał, że „nie można być cywilizowanym na dwa sposoby”. Silnymi podstawami cywilizacji są religie, kształtujące etykę, która z kolei kształtuje systemy prawne. Niespójność etyczna jest wadą prawa. Twórcy konstytucyjnej preambuły (zapatrzeni w rewolucyjne tradycje francuskie) stanęli „w rozkroku”, chyba w zbyt wielkim. Prawo nie może wyrażać nazbyt różnych wartości etycznych. Jaka więc szkoda, że nie doszło do zapowiadanej dwa lata temu szerokiej debaty konstytucyjnej i nasz „wóz państwowy” musi się kolebać po wyboistej drodze na podwoziu obecnej konstytucji, z jej niejasnościami „sprawiedliwości społecznej” i „społecznej gospodarki rynkowej”

Dzisiejsze francuskie konwulsje warto zatem rozpatrywać w głębszej i szerszej historycznej perspektywie – „pro domo sua”. Można tę perspektywę streścić, w pewnym – być może – uproszczeniu: bezbożna „społeczna gospodarka rynkowa” z jej „społeczną sprawiedliwością” czy chrześcijański kapitalizm z tradycyjnie rozumianą sprawiedliwością? Dzisiejsza Francja, która z najstarszej córy Kościoła stała się państwem świeckim, zażarcie z Kościołem walczącym, dobrze nadaje się na tło takich refleksji.

Marian Miszalski

Artykuł ukazał się w magazynie „Europa Christi”, dodatku do tygodnika „Niedziela” z 21 kwietnia 2019 roku.

Poprzedni artykułABC gospodarki rynkowej
Następny artykułNie pożądaj żadnej rzeczy bliźniego twego

4 KOMENTARZE

  1. ▌▌Już dziś sztuczna inteligencja w bankach — na podstawie zupełnie neutralnych danych — odmawia kredytów czarnym obywatelom USA jako klientom podwyższonego ryzyka (całkowita odporność na terror polit-poprawności multi-kulti).

    Zapewne już wkrótce — na podstawie tych samych, dostępnych dla wszystkich danych — sztuczna inteligencja będzie składać wnioski o najwyższy wymiar kary dla zdradzieckiej lewicy oraz niszczących kraj i społeczeństwo socjalistów.

  2. ▌▌Tak jak w wyborach europejskich obowiązywała zasada „zdecydowanie PiS” (przeciw zdradzieckiej lewicy nieodwracalnie islamizującej Polskę i POPSLDNo za prywatny ochłap na kolanach przy europejskim stole obsługującej niemieckie żądania), tak w wyborach parlamentarnych obowiązuje zasada: „ABSOLUTNIE nie PiS” — kierujący nas konsekwentnie na gospodarczą katastrofę za kilka lat: zapaść i okazyjna wyprzedaż całego polskiego majątku gromadzonego od pokoleń.

    (Przy okazji: PiS zabronił Polakom kupować ziemię rolną, ustanawiając jedynie quasi średniowieczny przywilej dla KK i gmin żydowskich, by właśnie nowelizacją wprowadzić tylną furtkę, by… „dobrzy urzędnicy” państwowego KOWR mogli dowolnie zastawiać polską ziemię pod zagraniczne kredyty — tak potrzebne do wygrania następnych wyborów nad krótkowzrocznymi Polakami! A po wyborach? Choćby niemiecki czy nawet żydowski potop! A co to obchodzi dobrze „zarobioną” nadzwyczajną kastę urzędników?)

    .

    ● „Kiedy rząd jest dość silny, by dać ci wszystko czego pragniesz — jest też dość silny by zabrać ci wszystko co posiadasz.”

    ● „Nie ma takiej podłości, której nie dopuściłby się najbardziej nawet liberalny rząd, kiedy potrzebuje pieniędzy.”

  3. ▌▌„Kiedy rząd jest dość silny, by dać ci wszystko czego pragniesz — jest też dość silny by zabrać ci wszystko co posiadasz.”

    .

    Etatyści i socjaliści w całej historii świata są niereformowalni — są rozpoznawalni zawsze, w każdym kraju, który opanują. Choćby teraz rząd „dobrej zmiany” prawem kaduka chce sobie przywłaszczyć 15% wszystkich Twoich (czy raczej — w kraju superwładzy nadzwyczajnej kasty biurokratycznej: „Twoich”) pieniędzy emerytalnych w ramach łaski „oddania ich”, które przecież sam najpierw siłą Ci odebrał!

    Niedługo zaczną się wywłaszczenia pod mieszkania+ dla słusznie głosującej patologii, powiedzmy że zamiast dostawać wszystko czego pragniesz — „dobra zmiana” wywłaszczy cię z majątku pod budowę kolejnego Lotniska Tysiąclecia. Nie chcesz współpracować w oddaniu wszystkiego pod budowę wiekopomnej inwestycji i to imienia samego Lecha Kaczyńskiego? No to „spieprzaj dziadu”!

    W PRL dobra „władza ludowa” wywłaszczała ludzi pod kolejne „socjalistyczne inwestycje” wg przelicznika: hektar ziemi za paczkę papierosów — dziś mentalny PRL wśród wyborców, jak i w obozie „dobrej zmiany” bardzo tęskni za tymi czasami…

    .

    ● „— Kredyt zaufania, którym Partia darzy społeczeństwo, ma swoje granice” — tow. Tadeusz Porębski na III Kongresie Nauki Polskiej, „Tygodnik Mazowsze” nr 162, 1986.

    ● „«Jeżeli chcecie mieć płacone za pracę, to jedźcie pracować do kapitalisty. Tutaj jest socjalizm i, czy wam to się podoba czy nie, o wynagrodzeniu decydują czynniki społeczno-polityczne» — stwierdził 18 III 1986 r. na zebraniu Wydziału Zabezpieczeń i Sterowań Elektrowni «Dolna Odra» przedstawiciel dyrekcji inż. Michał Madałkiewicz.” — „Głos Szczecin” nr 54, 1986.

    ● „Nagroda dla żołnierza służby czynnej za patrol nocny podczas świąt Wielkiejnocy: paczka papierosów, 4 cukierki czekoladowe, 15 dkg cukierków zwykłych, 2 jabłka.” — „Z dnia na dzień” nr 49, 1982

    ● „Gdy w grudniu został wykonany plan miesięczny w podwarszawskim «Polcolorze» dyr. Bilip postanowił wynagrodzić pracowników: każdy otrzymał gratis butelkę coca-coli. «Czekamy na parówkę zamiast 13-tki» — pisze nasz informator z «Polcoloru».” — „Tygodnik Mazowsze” nr 78, 1984.

    ● „Z instrukcji Wydziału PRiTV KC PZPR ws. „Dni kultury radzieckiej”: „Wyklucza się wszelkie uwagi krytyczne — nawet w uzasadnionych przypadkach”. — „Z dnia na dzień” nr 18, 1985.

  4. ▌▌Państwo opiekuńcze to pierwszy, ale najczęściej już nieodwracalny etap społecznego i ekonomicznego upadku do nędzy, upokorzenia, przemocy i niewolnictwa, a czasem również całkowitej i bezkarnej eksterminacji fizycznej, bo taka już jest prawdziwa natura tego świata. ( — „Ależ jak oni tak mogli!?” — Skoro mogli, to zrobili. Koniec.)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj