Pertkiewicz: Ameryka Łacińska w którym kierunku?

Najbliższe miesiące i wyniki wyborów w kilku krajach Ameryki Łacińskiej pokażą czy wzmocniony zostanie sojusz antyamerykański, którego przywódcą i orędownikiem jest prezydent Wenezueli Hugon Chavez, czy też sierpniowe wyniki wyborów w Meksyku, gdzie wybrano konserwatystę zapoczątkowały odwrót od radykalnej lewicy.

Nie od dziś wiadomo, że strategicznym celem Chaveza jest wyparcie z Ameryki Południowej wpływów amerykańskich i zdominowanie kontynentu przez ideały „równości i braterstwa”. Do lewicowego trójkąta, w którym oprócz Wenezueli znajdowały się Boliwia i Kuba miały dołączyć Meksyk i Peru. Chavez otwarcie wspierał kampanię wyborczą lewackiego kandydata w Meksyku, Andreasa Manuela Lopeza Obradora i do dziś nie uznał jego porażki. Także osobiste zaangażowanie w wybory prezydenckie w Peru i jawne wspieranie lewackiego kandydata Ollanty Humali nie zakończyło się zwycięsko. W II turze przegrał z prawicowym kandydatem, Alanem Garcia o niemal 10 proc. i na nic zdały się zapowiedzi Chaveza, że w przypadku zwycięstwa Garcii Wenezuela zerwie stosunki dyplomatyczne z Peru. Po tych niespodziewanych porażkach w I turze wyborów prezydenckich w Brazylii zwyciężył Luiz Inacio Lula da Silva co przywróciło nadzieje Chaveza na ponowne opanowywanie przez „właściwych ludzi” rządów w poszczególnych krajach.

Ekwador

Po porażkach w Meksyku i Peru, gdzie Chavez osobiście był zaangażowany w kampanię wyborczą, zmienił strategię na rzecz cichego wspierania popieranych przez siebie kandydatów. Taka taktyka miała miejsce w Ekwadorze, gdzie 15 października 2006 roku miała miejsce I tura wyborów prezydenckich połączonych z wyborami do parlamentu. Wbrew sondażom i oczekiwaniom analityków pupilek Chaveza, Rafael Correa przegrał z najbogatszym Ekwadorczykiem, chodzącym na wiece z Biblią, konserwatystą Alvarem Noboą. Noboa otrzymał niemal 27 proc. głosów, natomiast Correa 22,5 proc., mimo że na tydzień przed wyborami dziennik „El Comercio” zapowiadał zwycięstwo populisty jeszcze w I turze. Correa komentując wyniki wyborów stwierdził, że jego porażka to efekt „błędów komputerowych” jakich miała się dopuścić komisja wyborcza oraz fakt, że niemal 30 proc. Ekwadorczyków nie poszła do urn, mimo że głosowanie w tym kraju jest obowiązkowe. Chavez komentując wyniki powiedział tylko, że „mój osobisty przyjaciel został oszukany”.
Warto przedstawić sylwetki kandydatów, którzy przeszli do II tury, która odbędzie się 26 listopada br., gdyż ich poglądy i zapatrywania na wiele spraw wskazują jakie siły walczą o władzę w Ameryce Południowej.

„Osobisty przyjaciel” Chaveza zasługuje na taki zaszczytny tytuł, gdyż w swojej krytyce Stanów Zjednoczonych niejednokrotnie idzie jeszcze dalej niż idol światowej lewicy. „Nazywanie Busha diabłem, to znieważać diabła, bo ten ostatni jest może złośliwy, ale przynajmniej inteligentny” – mówił Correa w czasie kampanii. Jest zaciekłym przeciwnikiem umowy o wolnym handlu ze Stanami Zjednoczonymi oraz chce by państwo przejęło kontrolę nad bogactwami naturalnymi. W swoim programie zachęca też Ekwadorczyków do „odkrywania socjalizmu w XXI wieku, gdyż to będzie wiek ostatecznego zwycięstwa socjalizmu nad kapitalizmem”. Mimo, że jego podziw budzi postać Che Guevary, nie przeszkadza mu to w niczym określać siebie mianem humanisty, który inspirację czerpie z nauki społecznej Kościoła. Jednym z haseł jego kampanii była też zapowiedź odejścia od dolaryzacji gospodarki.

Do 3 razy sztuka?

Kontrkandydat Correi, Alvaro Noboa jest nazywany najczęściej „bananowym miliarderem” ze względu na majątek jaki posiada. Jest właścicielem ponad stu firm, a na kampanię wydał kilka milionów dolarów. W trakcie spotkań przedwyborczych przeprowadzał losowania mieszkań, rozdawał także emerytom leki i wózki inwalidzkie. Jego sztandarowym hasłem jest, że chce uczynić z Ekwadoru „królestwo Boże”. W sferze gospodarczej chce jak najszybszego podpisania umowy o wolnym handlu ze Stanami Zjednoczonymi, popiera również pozostawienie bazy lotniczej Manta do dyspozycji USA, a także silną pozycję Kościoła. Odnosząc się do programu Correi mówi, że „w tych wyborach wyraźnie zarysowały się dwa programy, program Rafaela Correa, który jest programem komunistycznym, dyktatorskim, wzorowanym na Kubie i moim, który zmierza do naśladowania takich państw jak Stany Zjednoczone, Chile czy Włochy, gdzie panują wolność i demokracja”.

Taki właśnie jest wybór: albo kolejne państwo dołączy do bloku państw tworzonego przez Cahveza ze wszystkimi tego konsekwencjami, albo podobnie jak Peru, Meksyk, Kolumbia i Kostaryka obronią się przed tym. Angielski analityk, Bruce Douglas z Latin American Newsletter w Londynie jeszcze miesiąc temu zapowiadał, że wszystko wskazuje na to, że Correa zwycięży w I turze. Jak widać, mylił się. Niektórzy znawcy problematyki twierdzą, że nagły wzrost poparcia dla Noboa był związany z obawą Ekwadorczyków przed tym, aby państwo to nie stało się marionetką w rękach Chaveza i stąd nagły wzrost notowań prawicowego kandydata. Warto zaznaczyć, że jeszcze półtora miesiąca temu miał w sondażach zaledwie 10 proc. poparcia wyraźnie ustępując kandydatowi socjaldemokratów i kandydatce chadeków. To już trzeci start miliardera w wyścigu prezydenckim. Wiele wskazuje na to, że może się okazać wreszcie zwycięski.

Nikaragua

W Stanach Zjednoczonych nie trudno znaleźć polityka, który odwoływałby się do dziedzictwa Ronalda Reagana. W Ameryce Południowej tego typu deklaracji wśród polityków można jednak szukać ze świecą. Pozytywnym wyjątkiem jest od tej reguły jest Eduardo Montealegre, prawicowy kandydat na prezydenta Nikaragui, który mówi, że „celem kampanii jest to co zrobił w latach 80. ub. wieku Reagan – powstrzymanie ekspansji komunizmu. W tym wypadku moim celem jest udaremnienie powrotu komunizmu do Nikaragui”. Jego głównym przeciwnikiem w wyborach, które odbędą się 5 listopada br. jest kolejny wybitny przedstawiciel światowej lewicy, komendant Daniel Ortega, który w latach 1985-1990 był już prezydentem przeprowadzając nacjonalizację gospodarki oraz doprowadzając do inflacji na poziomie 30.000 proc. w skali roku.
Niestety sondaże pokazują, że w Nikaragui realne jest zwycięstwo Ortegi, który w sondażach z początku października ma stałe poparcie w wysokości ok. 32-34 proc., podczas gdy poparcie dla Montealegre waha się między 23 a 29 proc. Ale przecież w Ekwadorze Correa miał zwyciężyć w I turze…

51-letni Montealegre nie składa jednak broni i w swojej kampanii przypomina jak wyglądała gospodarka państwa w czasach rządów sandinistów. Wspierają go również znane osobistości z czasów rządów Reagana jak chociażby ambasador Jeane Kirkpatrick, która osobiście zbierała dla niego fundusze wśród amerykańskich konserwatystów.

Dla Ortegi to kolejne już czwarte wybory. Po zwycięstwie w 1985 roku w kolejnych wyborach w 1990 roku przegrał z kandydatem zjednoczonej opozycji. W 1996 roku uległ kandydatowi Sojuszu Liberalnego, którego kandydatem jest obecnie Montealegre, podobnie jak w 2001 roku. Może zatem i tym razem Ortega przegra. Montealegre, który przez Ortegę oskarżany jest o wysługiwanie się międzynarodowej finansjerze, ze względu na to, że „wygląda jak bankier, jest bankierem i chodzi ubrany jak bankier”, nie pozostaje swemu rywalowi dłużny. „On się nie zmienił. Nikaraguańczycy nie powinni wierzyć w żadne jego zapewnienia o przemianie. A co będzie jak po wyborze znów się przemieni?” – pyta Montealegre. Na jego niekorzyść przemawia fakt, że od tych wyborów obniżono cenzus wieku i do urn mogą już iść 16-latkowie, którzy z oczywistych względów nie mogą pamiętać jak wyglądało życie w Nikaragui w latach 80. ub. wieku. Kolejną obawą jest to, że na wsi sandiniści będą w stanie sfałszować wybory ze względu na mały udział obserwatorów przedstawicieli liberalnego kandydata.

Gdyby jednak odbyła się II tura wyborów sondaże pokazują, że Montealegre mógłby pokonać Ortegę. Gdyby tak się stało Nikaragua stałaby się pierwszym państwem z prezydentem, który jeszcze kilka miesięcy temu rozdawał amerykańskim politykom w Kongresie swoją książkę pt. „Saving the Reagan Legacy”.

Czy Ekwador i Nikaragua dołączą do bloku państw pod przywództwem Chaveza, czy też wyjdą z tej próby zwycięsko, okaże się już niebawem.

Powyższy tekst był pierwotnie opublikowany na Stronie Prokapitalistycznej. Data dodania na starej stronie PAFERE: 2009-02-01 00:00:34

Poprzedni artykułPertkiewicz: Znaczenie własności Relacja ze spotkania z dr Michaelem Millerem 9 października 2006
Następny artykułPertkiewicz: Niepłacenie zbyt wysokich podatków to nie grzech!
Paweł Toboła-Pertkiewicz - libertarianin, były prezes PAFERE, autor wielu artykułów, przedsiębiorca oraza właścicel księgarni Multibook.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj