Unijny „zielony ład” zrobi z nas nędzarzy

Realizowana teraz polityka energetyczno-klimatyczna oznacza samobójstwo Europy. Duński naukowiec Bjorn Lomborg oszacował koszt tego szaleństwa, jaki poniosą Europejczycy, na 5 bilionów euro. To równowartość – uwaga! – 57 budżetów Polski. Co za to Bruksela uzyska? Dokładnie nic.

Foto. pixabay.com
PAFERE WIDEO

Znajdujemy się u progu rewolucji, która doprowadzi Polaków do skrajnego ubóstwa. Większości obywateli nie będzie stać na nic poza zakupami podstawowych produktów spożywczych a posiadanie prywatnego samochodu stanie się luksusem.

Rząd zrobił olbrzymią kampanię propagandową na temat 770 mld zł, które mają zostać wydane na inwestycje i inne cele oraz oczywiście przynieść nam dobrobyt, jakiego świat nie widział. Z drugiej strony władza nie chwali się, że na forum unijnym zaakceptowała doprowadzenie do ruiny polskie gospodarstwa domowe i destrukcję całej gospodarki. Chodzi o dociśnięcie polityki energetyczno-klimatycznej Unii Europejskiej w ramach programu „Fit for 55”. Otóż przywódcy państw członkowskich postanowili, że w stosunku do roku 1990 do 2030 roku Unia zredukuje emisję dwutlenku węgla nie o 40%, jak dotychczas planowano, a o 55%, co jeszcze bardziej wywinduje ceny uprawnień do emisji CO2. Ale to nie wszystko. Jeśli zostaną zrealizowane wszystkie pomysły eurokratów, to mieszkańcy państw członkowskich UE staną się biedakami, a życie ich stanie się nieznośne. Ludzie z utęsknieniem będą wspominali lata 90. (zanim zaczęto wdrażać unijne dyrektywy), kiedy to w Polsce mieliśmy najwięcej wolności, także gospodarczej.

Bankructwa i blackouty

Sam rząd wyliczył, że w latach 2021-2040 koszty transformacji energetycznej w Polsce wyniosą niewyobrażalną kwotę około 1,6 bln zł. Dlaczego władza nie podaje tej kwoty na swoich propagandowych billboardach i w reklamach telewizyjnych? Ale co gorsze, ten olbrzymi wysiłek finansowy nie zostanie poniesiony po to, żeby było nam lepiej, ale po to, żeby było drożej i gorzej. Kopalnie i energetyka węglowa, która wytwarza najtańszą energię elektryczną, a nad jej działaniem można mieć całkowitą kontrolę ma zostać zlikwidowana, a na jej miejsce zostaną zbudowane m.in. wiatraki i fotowoltaika, która działa w zależności od warunków pogodowych i przez to jest niestabilna, a także droga.

Koszty, którymi drenowana jest m.in. energetyka (na czym zarabiają międzynarodowi spekulanci z tzw. rynków finansowych), zostaną przerzucone na indywidualne gospodarstwa domowe oraz na firmy, które mogą sobie z nimi nie poradzić i w wielu branżach (szczególnie energochłonnych) będzie dochodziło do bankructw. To oczywiście wygeneruje bezrobocie, z jakim jeszcze nie mieliśmy do czynienia. Już teraz ten proces się zaczął, bo wiele sektorów gospodarki przestaje dawać sobie radę z opłacaniem drożejących uprawnień do emisji CO2 – poza energetyką także m.in. hutnictwo, cementownie, przemysł chemiczny, producenci aluminium czy budownictwo, które narzeka na rosnące ceny materiałów budowlanych. Lekarstwem na to ma być… graniczny podatek od CO2, z którego wpływy mają zasilić bezpośrednio budżet UE. Uderzy on nie tylko w eksporterów towarów do Unii, ale przede wszystkim w ich konsumentów i w firmy, które z importu korzystają, wytwarzając bardziej przetworzone towary. Jednak od wysokiej ceny energii elektrycznej, która może być nawet kilkukrotnie wyższa niż obecnie, gorsze jest jeszcze to, że z roku na rok będzie jej coraz bardziej brakowało. Będziemy doświadczali mniej lub bardziej regularnych blackoutów, jak to ma już miejsce okresowo w przepełnionej wiatrakami Europie Zachodniej czy od 2017 roku w opętanej na punkcie ekologizmu i odnawialnych źródeł energii Kalifornii.

Zapomnijmy o samochodach

Unia Europejska szykuje nam nie tylko to. Wzrosty cen energii elektrycznej i paliw bezpośrednio przełożą się na ceny wszystkich produktów i usług. Od 2026 roku podatkiem od CO2 ma zostać objęty również transport drogowy, w rezultacie czego dojdzie do następnego wzrostu cen paliw. Co więcej, wkrótce potem, bo od 2035 roku sprzedaż nowych samochodów z silnikami spalinowymi na terenie Unii Europejskiej ma być całkowicie zakazana. To wszystko uderzy najbardziej w osoby najuboższe, dla których wyjście do sklepu po cokolwiek będzie cenowym koszmarem, a o aucie będą sobie mogli co najwyżej pomarzyć. Nowe będą horrendalnie drogie, a używanych w ogóle nie będzie, bo kilkuletni samochód elektryczny nadaje się co najwyżej na złom. Nie opłaca się go nawet naprawiać. Nieliczni bogacze będą mieli nowe, a biednej większości pozostanie transport publiczny, który też… mocno zdrożeje. To nie wszystko – znacznie więcej będzie nas kosztowało ogrzewanie mieszkań i domów. Ponieważ unijnym systemem opłat za emisję dwutlenku węgla ma zostać objęty także transport morski i lotniczy, 2-3-krotnie wzrosną ceny biletów na samolot, a mocno podrożeją też wszystkie towary importowane spoza Europy (trudno na razie oszacować o ile).

A to wszystko para w gwizdek

Realizowana teraz polityka energetyczno-klimatyczna oznacza samobójstwo Europy. Duński naukowiec Bjorn Lomborg oszacował koszt tego szaleństwa, jaki poniosą Europejczycy, na 5 bilionów euro. To równowartość – uwaga! – 57 budżetów Polski. Co za to Bruksela uzyska? Dokładnie nic. Ponieważ Unia Europejska odpowiada za mniej niż 10% światowej emisji CO2 (Polska – za mniej niż 1%), a na dodatek inne kraje (Chiny, Indie, Rosja, Japonia, Indonezja, Korea Południowa, Filipiny, Wietnam czy Turcja) intensywnie inwestują w nowe bloki energetyczne oparte o węgiel. W tej sytuacji pokusiłbym się o teorię spiskową, że politykę energetyczno-klimatyczną zielono-różowej Brukseli i Waszyngtonowi sufluje Pekin. To właśnie Chińczycy najbardziej zyskają na zdewastowaniu europejskiej i amerykańskiej gospodarki, bo na ich gruzach wysuną się na czoło światowego przywództwa. Jednak ta teoria ma jeden słaby punkt: kto będzie wtedy kupował od Chin te wszystkie ich towary? Więc jeśli to nie Chińczycy, to czy to możliwe, by eurokraci byli aż tak bardzo durni, żeby im się wydawało, iż swoimi działaniami mogą uratować planetę? Nie wierzę w to, więc cała ta walka z klimatem musi mieć jakieś drugie dno, a ratowanie Ziemi jest tylko pretekstem dla ogłupiałych propagandą społeczeństw.

W każdym razie skutek będzie taki, że powrócimy z poziomem życia i zakazów do najgorszych lat Polski Ludowej. Będziemy nędzarzami, jeśli pozwolimy zideologizowanym oszołomom z Brukseli na realizację ich absurdalnych planów. To największa rewolucja od 1989 roku, jaka czeka polskie społeczeństwo, które na dodatek jest jej całkowicie nieświadome i do niej nieprzygotowane, a rząd zamiast sprzeciwić się decyzjom Unii Europejskiej, siedzi cicho i nie przyznaje się, co nam na spółkę z nią szykuje.

Tomasz Cukiernik

Poprzedni artykułWolność, godność i prawo do samostanowienia
Następny artykułKlimatyzm – religia dla naiwniaków

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj