Życie wewnętrzne korpoludków

PAFERE WIDEO

„Pokolenie Ikea” i kolejne książki z tej serii sprzedały się dotąd w setkach tysięcy egzemplarzy. Ich autor, ukrywający się pod pseudonimem Piotr C., w ironiczny i dosadny sposób opisuje życie ludzi, którzy poświęcili się robieniu kariery w wielkich korporacjach. W krzywym zwierciadle przedstawia w nich świat, gdzie „mieć” zaczęło brać górę nad „być” a ludzie zredukowani do wymiaru konsumentów nie radzą sobie z podejmowaniem ważnych życiowych decyzji. Piotr C. zgodził się odpowiedzieć na kilka naszych pytań.

Marcin Janowski: Panie Piotrze, z pana książek wyłania się świat trzydziesto- i czterdziestolatków żyjących w wielkim mieście. Ich pokoleniowym doświadczeniem jest dzieciństwo spędzone w PRL i dorastanie w czasach transformacji. Później ci ludzie weszli w świat konsumpcjonizmu, materializmu, marketingowego blichtru, mediów społecznościowych i kariery zawodowej w dużych korporacjach. W tym świecie wartości zostały wyparte przez ceny a wszystko można zamówić jak pizzę z dowozem pod wskazany adres. Co zainspirowało Pana do pisania o tych „wielkomiejskich ludziach”, których nazwał Pan „pokoleniem Ikea”? Skąd się wzięła ta Ikea?

Piotr C.: Pierwszą książkę pisałem dla płochej rozrywki. Ponoć pierwsze książki są zawsze najbardziej autobiograficzne, a więc opisałem to co widziałem dookoła siebie. Mój świat. Pierwsze prace w szklanych biurowcach, gdzie siedziało się czasami i 40 godzin z rzędu. Pierwsze mieszkania kupowane na kredyt, które meblowało się nieśmiertelnym regałem Billy właśnie z Ikea i papierowymi lampami przy suficie. Imprezy w tych mieszkaniach późno w noc, gdzie grała muzyka z komputera. Pierwsze randki z internetu. Pierwsze śluby. Teraz śluby są już drugie albo i trzecie. A to co było wówczas nowością, teraz jest standardem. Może dlatego Pokolenie Ikea, osiem lat po pierwszym wydaniu ciągle jest czytane. Nie wiem. Wiem jedno, w trakcie pisania tej książki śmiałem się wielokrotnie. A teraz wychodzi, że napisałem tragikomedię.

Marcin Janowski: Przedstawiani przez pana bohaterowie na zewnątrz mogą uchodzić za ludzi sukcesu, realizują się zawodowo, mają ładne mieszkania (na kredyt), stać ich na konsumpcję na wysokim poziomie. Jednak z przedstawianych przez Pana postaci wyziera smutek i marzenie o wielkich uczuciach. Ludzie ci dostrzegają, że prawdziwego szczęścia nie zdobędzie się za pomocą materialnej konsumpcji. Marzą o uczuciach, jednak blokuje ich jakaś niedojrzałość emocjonalna, przez którą nie mogą zrealizować swoich pragnień i popadają we frustracje. Może oni nie potrafią sobie radzić sami ze sobą

Piotr C.: Wie pan, my wszyscy sobie coraz słabiej z tym radzimy. Dla mnie każda moja książka to w rzeczywistości historie o samotności i skowycie za miłością. I tak wyje coraz więcej osób, bo już jest źle a będzie jeszcze gorzej. Pandemia przyspiesza pewne procesy, które już się działy. Dlaczego ludzie chcieli żyć w mieście? Chcieli żyć w mieście, aby spotykać ludzi, żyć wśród ludzi. Teraz w Sztokholmie samotnie mieszka 58 proc. populacji, w Nowym Jorku prawie 50 proc. 100 lat temu w takiej sytuacji było tam 5 proc. osób. W Polsce liczba osób żyjących samotnie ma wzrosnąć do 2035 do 30 proc. Pandemia nakazująca społeczny dystans to wzmacnia, technologia to wzmacnia. Media społecznościowe społecznościowymi są tylko z nazwy, a tak naprawdę prowadzą do postępującej izolacji. Praca jest przed komputerem. Rozrywka jest przed telefonem lub komputerem. Rachunki płaci się przez telefon czy komputer. Podobnie załatwia się spotkania, zakupy i seks. Tylko gdzie w tym wszystkim są jeszcze ludzie? Gdzie są relacje? Co możemy zrobić żeby miłość przetrwała? Dotyk innej skóry na koniec doczłowiecza.

Marcin Janowski: Słyszałem, że Pana książki są dość popularne wśród kobiet z pokolenia dwudziestolatek. Z czego to może wynikać?

Piotr C.: Cóż ja nie segmentuję za specjalnie swoich czytelników, czytają mnie zarówno ludzie bardzo młodzi jak i starsi, odzywa się na moim Facebooku, choćby bardzo przebojowa 70 kilkulatka z Kanady, której to co piszę przypomina młodość. Nie siadam i nie myślę: o teraz walnę sobie nowelkę do 30 latków. Teraz tanie porno dla 20 latek. A teraz będzie smutna książka dla 40 – latków. Proszę wyciągać szare mydło i podcinamy żyły. Choć pewnie dzięki takiej strategii sprzedałbym dużo więcej książek. Wychodzi więc na to, że jestem głupi.

Marcin Janowski: Mężczyźni przedstawieni w Pana książkach reprezentują cechy typowe dla tzw. „męskich szowinistów”. Są stanowczy, ironiczni ale na swój sposób wrażliwi. Stali z rodzicami w kolejkach po czekoladę na kartki, oglądali dobrobyt przez szyby sklepu Pewex, ganiali się z kolegami po osiedlu i bujali się na trzepaku. Jednak obecnie wchodzi w dorosłe życie pokolenie płaczliwych Piotrusiów Panów wychowanych na konsolach do gier komputerowych. Ci młodzi mężczyźni niewiele wiedzą o świecie i jeszcze mniej potrafią, ale są przekonani o swej wyjątkowości. Niektórzy badacze historii zauważają, że dobrobyt wychowuje słabych ludzi, którzy prowadzą kraj do upadku a później pozostali przy życiu ludzie silni biorą wszystko za twarz i porządkują zastany chaos. Czy nie obawia się Pan, że dochodzące do władzy Pokolenie Piotrusiów Panów może nam zafundować bardzo trudne czasy?

Piotr C.: Nie chcę wpadać w estetykę starego pierdziela i opowiadać jak to za moich czasów było lepiej. Nie było, było inaczej. A te trudne czasy już nadeszły i klincz w którym się znaleźliśmy fundują nam osoby koło 60 – ki i 70 – ki, które nie do końca rozumieją jak bardzo świat się zmienił. Społeczeństwo też się zmieniło. Cechą charakterystyczną obecnych generacji jest roszczeniowość. Ludzie podchodzą do życia i relacji na zasadzie, liczę się ja. Ćwiczenia są do pierwszego bólu, „miłość” do momentu, kiedy jest przyjemnie a wszystko jest towarem do kupienia i do sprzedania. Nawet randki przestały być przyjemnością, przypominają rozmowy o pracę. Zamiast randek mężczyźni wolą więc pograć i obejrzeć coś na porn hubie albo uporządkować włosy i brody. Nie chcą brać na siebie odpowiedzialności, żony dzieci, wierności, prawdomówności to zbyt trudne zbyt ciężkie. Kobiety ścigają zaś swoją urodę zamieniając usta piersi i tyłki w bogactwa nienaturalne, uważając że to im zapewni szczęście, podobnie jak etykiety na torebce i kurtce. Ta zmiana mi się nie podoba, ale od tego, że mi się coś nie podoba, nic się nie zmieni.
Marcin Janowski: Dziękujemy za rozmowę.

Ilustracja: Rysunek z okładki książki „Brud” autorstwa Piotra C.

Poprzedni artykułNarodziny kapitalisty
Następny artykuł„Ci, co wywołują inflację są złymi ludźmi” – Łukasz Chojnacki dla PAFERE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj