Dobroczynność – wolny dar

Opis dobroczynności, który znalazłem u rosyjskiego pisarza, jest chyba jednym z najlepszych jaki kiedykolwiek spotkałem. Dotyka istoty rzeczy, która dzisiaj w dobie państwa opiekuńczego jest niezauważana

Foto. pixabay.com
PAFERE WIDEO

Kiedy byłem w Zambii, razem z ASBIRO (Alternatywna Szkoła Biznesu i Rozwoju Osobowego) w 2011 r. do współpracy postanowiliśmy zaprosić wolontariuszy. Projekt ten nazwaliśmy „przedszkole dla przyszłych przedsiębiorców”. W mediach społecznościowych ktoś skrytykował nasz pomysł. Przeliczył, że wyjazd do Afryki jest drogi i nie opłaca się wyjeżdżać na miesiąc. Lepiej byłoby te pieniądze przeznaczyć na sam projekt. Odpisałem w komentarzu, że to rozumowanie jest błędne. To nie są moje pieniądze i nie mogę dysponować nie mają własnością.

Dobroczynność nie działa tylko w jedną stronę i nie można jej także przeliczyć na pieniądze. Rosyjski pisarz Fiodor Dostojewski do swojej powieści „Idiota” włączył historię o dobroczynności niemieckiego lekarza Friedricha Haassa, który działał w Moskwie na początku XIX w. Niemiecki lekarz, jako jeden z pierwszych, sprzeciwiał się bezdusznemu traktowaniu skazańców przez rosyjskich urzędników. Wzywał do miłosiernego traktowania skazańców i wydawał na ten cel własne pieniądze.

Dostojewski prawdziwą tożsamość doktora Haassa ukrył pod postacią „staruszka generała”. Doktor miał zwyczaj chodzić do więźniów. Rozmawiał z nimi, dawał drobne pieniądze, nie pytał o przestępstwa. Wszyscy więźniowie go znali. Po latach, nawet najzatwardzialsi zbrodniarze, wspominali staruszka generała. To rzucone i zapomniane ziarno dobra po latach wzrastało i było przekazywane dalej. Rozrzucając swoją „jałmużnę” – pisze Dostojewski – darczyńca nie zdaje sobie nawet sprawy, że będzie miał udział w przyszłym rozwiązaniu ludzkich losów, a może nawet dziejów ludzkości.

W ubiegłym roku ktoś dał mi znać, że pod warszawską ambasadą ChRL nocuje bezdomna Chinka. W Centrum Migranta Fu Shenfu zaraz zabraliśmy się za szukanie dla niej mieszkania. Kilka osób, do których zadzwoniłem w sprawie wynajęcia pokoju odmówiło, kiedy dowiedzieli się, że chodzi o Chinkę. Było to na początku pandemii koronawirusa z Wuhan. Z pewną właścicielką mieszkania rozmowy prowadziłem trzy dni. Widziałem, że ciężko było jej podjąć decyzję. Bała się i nie nalegałem.

W tym roku w Centrum Migranta pojawił się imigrant z Ghany. Jest już w Polsce od wielu lat. Ma dokumenty i pracuje na północy Polski. Do stolicy przyjechał na badania i usunięcie z oka zaćmy. Chciał wynająć pokój. Powtórzyła się ta sama historia. Tym razem pojechałem razem z nim, by zobaczyć pokój. Kiedy myśleliśmy, że w końcu udało nam się go wynająć, następnego dnia był telefon, że oferta jest już nieaktualna.

Jeden z rzeczowników określających w Nowym Testamencie gościnność, to filoksenia (por. Hbr 13,1-2). Fileo znaczy kochać, a ksenos to obcy/inny. Gościnność zatem to „miłość obcych, innych”. Nie jest łatwo przyjąć obcego. Od wielu lat towarzyszę migrantom w ich zmaganiach w obcym dla nich kraju. Kiedy napotykam na takie trudności, nie podnoszę alarmu, że Polacy są ksenofobami. W Centrum Migranta cierpliwie zasiewamy ziarno, które w swoim czasie przyniesie owoc. Nie chodzi tylko o pomoc migrantom. Pomagamy także Polakom pokonywać nowe granice.

Podobnie jest z wolontariuszami, którzy wyjeżdżają do Zambii. We wspomnianym projekcie nie chodziło tylko o budowę przedszkola. Młodzi ludzie wyjeżdżają obecnie do pracy w prywatnej szkole mojego zambijskiego przyjaciela na obrzeżach Lusaki. W tym projekcie też nie chodzi tylko o pomoc zambijskiej szkole. Przed każdym wyjazdem rozmawiam z wolontariuszami, śledzę ich blogi, spotykamy się po powrocie. Wyjeżdżając, jeszcze nie wiedzą, że pomagając innym, pomagają również sobie. Wracają wzbogaceni o nowe doświadczenia.

Staruszek generał pomagał więźniom za swoje pieniądze. Wolontariusze sami w całości płacą za swój wyjazd do Afryki. Centrum Migranta utrzymywane jest z ofiar darczyńców, a nie z państwowych grantów. Dobroczynność, by była dziełem miłosierdzia, a nie tylko świecką filantropią, musi być wolnym darem. Dobrze wiedział o tym Dostojewski, pisząc: „Kto zaprzecza znaczeniu ‘jałmużny’ ofiarowanej przez jednostkę, ten czyni zamach na naturę człowieka i pogardza jego osobistą godnością”.

Opis dobroczynności, który znalazłem u rosyjskiego pisarza, jest chyba jednym z najlepszych jaki kiedykolwiek spotkałem. Dotyka istoty rzeczy, która dzisiaj w dobie państwa opiekuńczego jest niezauważana. Dobrego szachistę podziwiamy za to, że potrafi przewidzieć kilka ruchów do przodu, ale darczyńca – według Dostojewskiego – widzi więcej. Rzucone przez niego ziarno jałmużny dociera do niezliczonego mnóstwa ukrytych przed naszym wzrokiem rozgałęzień. Bonum est diffusivum sui. Dobro z natury się rozlewa – jak pisał św. Tomasz z Akwinu.

O. Jacek Gniadek SVD

Źródło: Komunikaty SVD 3/2021 str. 18-19. Przedruk za jacekgniadek.com

Poprzedni artykułO tradycji i o tym, dlaczego Rosjanie są tym, kim są
Następny artykułPolonia zawalczy o Ustawę Paszportową
O. Jacek Gniadek SVD (ur. 1963) - misjonarz werbista, doktor teologii moralnej; przez wiele lat pracował na misjach w Afryce (Kongo, Botswana, Liberia i Zambia); mieszka w Warszawie (Fundacja Ośrodek Migranta Fu Shenfu, Stowarzyszenie Sinicum im. Michała Boyma).

1 KOMENTARZ

  1. Zacne słowa… Wydaje mi się, że Dostojewski w Polsce jest niedoceniany. Płaci słoną cenę za pewien antyrusizm powiązany z niechęcią do komuny i sytemu przyniesionego na tankach naszych „wyzwolicieli”.
    A przecież Dostojewski, Tołstoj, Puszkin to klasa sama w sobie.
    A słowa o dobroczynności… No cóż. Nic dodać nic ująć.
    Pozdrawiam

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj