Wolność i własność pod ostrzałem. Ale jest światełko w tunelu

Czyż to nie paradoks? Socjalistyczna Kuba, stojąca pod ścianą z powodu "pandemii", decyduje się na otwarcie gospodarki, większe jej urynkowienie i poszerzenie sfery wolności, natomiast państwa zachodu, znajdujące się pod ścianą z tego samego powodu, zamykają swoje gospodarki, gwałcą prawa własności i nakładają kajdany na wolną przedsiębiorczość

Hawana, Kuba (foto. pixabay.com)
PAFERE WIDEO

W 1989 roku, gdy w Polsce formalnie rozpoczęła się tzw. transformacja ustrojowa (choć faktycznie rozpoczęła się ona nieco wcześniej, bo w 1988 roku), wielu z nas wiązało olbrzymie nadzieje na przejście od gospodarki nakazowo-rozdzielczej, centralnie planowanej do gospodarki rynkowej, kapitalistycznej. Otwarcie się kraju na prywatną przedsiębiorczość, umożliwienie wielu Polakom „wzięcia spraw we własne ręce” rzeczywiście przyniosło sporo dobrych owoców, wielu ludzi zaczęło się bogacić, niejeden zamienił etat na państwowej posadzie na ryzyko bycia przedsiębiorcą.

Dynamikę rynku mogliśmy obserwować na ulicach miast, na bazarach, w zakładach pracy. Względna wolność gospodarcza końca lat 80-tych i początku 90-tych zaczęła jednak z czasem ustępować postępującej fiskalizacji, regulacjom i rosnącej liczbie koncesji. Niemniej nawet ten, ułomny obszar wolności gospodarczej przyniósł namacalne efekty. Poziom życia wielu Polaków uległ poprawie, powstało wiele firm, ludzie nauczyli się kalkulować (zjawisko raczej obce ustrojowi nakazowo-rozdzielczemu). Możemy sobie tylko wyobrazić, jak wyglądałaby Polska, gdyby z okowów biurokratyczno-fiskalnych kajdanów uwolniono cały potencjał polskiej przedsiębiorczości. O tym, że coś zaczęło tu szwankować mogła świadczyć coraz większa migracja Polaków do krajów zachodnich. Skoro ludzi wyjeżdżają „za chlebem” za granicę to znaczy, że nie mogą wystarczająco zarobić w ojczyźnie.

Zafundowanie ludziom „pandemicznego show”, które – w skali globalnej – trwa już rok, podważyło zaufanie do demokratycznych instytucji państwa, nie tylko w Polsce. Nagle okazało się, że władza, pod pretekstem mniej lub bardziej wydumanego zagrożenia, może unieważnić wszelkie prawa i wolności obywatelskie, w tym prawo do prowadzenia działalności gospodarczej i prawo do swobodnego dysponowania swoją własnością. Nagle z dnia na dzień zabroniono ludziom pracować, prowadzić biznesy, odcięto ich od możliwości zarabiania na życie swoje i bliskich. W zamian obiecano zasiłki, które miałyby zrekompensować poniesione straty. Tych, którzy czynnie sprzeciwiali się decyzjom władz, karano wysokimi mandatami, aresztowano, atakowano gazem łzawiącym i bito pałkami. Byliśmy świadkami sytuacji, do niedawna jeszcze nie do wyobrażenia – niczym z brytyjskich satyrycznych filmów z cyklu „Latający Cyrk Monthy Pythona”, czy polskich kultowych dzieł Stanisława Barei. Wizja świata jaka zaczęła się przed nami rysować zaczęła nagle przypominać te opisane przed laty w powieściach science-fiction. I to wciąż trwa, mknie do przodu. Co gorsza wydaje się wręcz, że nie ma siły – ani w jednostkach, ani w słabym społeczeństwie, ani tym bardziej w instytucjach „demokratycznych” – gdyż te w całości zaprzęgnięte zostały do realizacji zamordystycznych celów bliżej nie określonych sił globalnego postępu, by się tym procesom sprzeciwić.

Czy może być dla nas jakąkolwiek pociechą informacja jaka niedawno prześlizgnęła się przez nieliczne mediach, a dotycząca Kuby? Nie wiem, ale spróbujmy się pocieszyć. Otóż Polska Agencja Prasowa podała, że „Wobec ekonomicznych skutków pandemii koronawirusa na Kubie, (…) rząd zapowiedział rozszerzenie ze 127 do 2000 listy rodzajów działalności gospodarczej dostępnych prywatnym przedsiębiorcom”. Decyzja podyktowana jest ryzykiem masowych zwolnień w sektorze państwowym, mogących sięgnąć nawet 300 tysięcy ludzi. Planowane uwolnienie gospodarki dotyczyć ma m.in. przemysłu, usług i handlu. Socjalistyczne władze Kuby, nawet jeśli robią to niechętnie, to mimo woli przyznają, gdzie leży klucz do poprawy sytuacji – właśnie we wprowadzeniu większych swobód gospodarczych. Cytowany przez PAP jeden z kubańskich ekonomistów, Omar Everleny Perez oznajmił, że decyzje władz „(…) zmierzającą w kierunku odejścia od sztywnego modelu scentralizowanej gospodarki państwowej”. I dodał: „My, ekonomiści, zawsze powtarzaliśmy, że skoro państwo nie może dać ludziom wszystkiego, czego potrzebują, to trzeba im przynajmniej pozwolić, aby postarali się o to sami”.

Czyż to nie paradoks? Socjalistyczna Kuba, stojąca pod ścianą z powodu „pandemii”, decyduje się na otwarcie gospodarki, większe jej urynkowienie i poszerzenie sfery wolności, natomiast państwa zachodu, znajdujące się pod ścianą z tego samego – mniej lub bardziej wydumanego – powodu, zamykają swoje gospodarki, gwałcą prawa własności i nakładają kajdany na wolną przedsiębiorczość… O ile Kuba może pójść w stronę dobrobytu, a na pewno w kierunku znaczącej poprawy losu zamieszkującej wyspę ludności, o tyle polityka rządów zachodu to najprostsza droga do zubożenia ludzi i sprowokowania trudnego do przewidzenia w konsekwencjach konfliktu społecznego.

Cieszmy się zatem chociaż Kubą… Zresztą kto wie, gdzie wykluje się za jakiś czas nowa jutrzenka wolności.

PS

Poprzedni artykułOddolna rewolucja wolnościowa w Izraelu
Następny artykułChristopher Lingle: Nawet w Związku Sowieckim nie kontrolowano ludzi tak jak w Singapurze

1 KOMENTARZ

  1. Problem z Polską jest taki że nie jest krajem kapitalistycznym ani socjalistycznym. Tylko od 1989 r. państwem feudalno-etatystycznym. Wybieramy sobie co 4 lata panów którzy nas ciemiężą niesprawiedliwymi podatkami, wydatkami i prawami. Z jednej strony w Polsce bardzo trudno się prowadzi biznes. Z drugiej strony pracownicy są wyzyskiwani przez pracodawców nie wszystkich. Więc IIIRP to kraj wyzysku. W którym nie ma wolnego rynku bo w nim przestrzega się choćby umów.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj