Uczelnie jako tuby propagandowe etatyzmu

Uważam, że w dłuższej perspektywie bismarckowska akademia rozpadnie się pod presją konkurencji z MOOCami, prywatnymi akademiami online i niezależnymi instytucjami badawczymi, jak również wskutek swojej immanentnej finansowej niegospodarności, biurokratycznej hipertrofii i postępującej bezwartościowości oferowanych przez siebie usług

Foto. pixabay.com
PAFERE WIDEO

Spotykam się nieraz z następującym pytaniem: dlaczego austriacka szkoła ekonomii (ASE), pomimo swojego realistycznego podejścia, logicznego rygoru i zdroworozsądkowych konkluzji, jest tak rzadko obecna w tzw. świecie akademickim, a tam, gdzie jest w nim obecna, spotyka się na ogół w najlepszym razie z niechęcią, a w najgorszym razie z wrogością?

Odpowiedzi na to pytanie jest kilka:

  1. Żyjemy wciąż w czasach bismarckowskich, w których edukacja akademicka jest w ogromnej mierze kontrolowana przez monopolistyczne aparaty opresji zwane państwami, czy to poprzez bezpośrednie posiadanie uczelni wyższych, czy to poprzez subsydiowanie i akredytowanie uczelni nominalnie prywatnych. W tego rodzaju układzie uczelnie stają się w dużej mierze tubami propagandowymi etatyzmu. Zapotrzebowanie rynkowe na akademików – czyli zawodowych intelektualnych krasomówców, sofistów i dłubaczy pojęciowych – jest stosunkowo niewielkie. Natomiast zapotrzebowanie polityczne na nich jest ogromne, gdyż to oni są najlepiej przygotowani do tworzenia i popularyzowania intelektualnej podbudowy dla etatystycznej propagandy (patrz: marxizm, keynesizm, teoria „dóbr publicznych”, „sprawiedliwość dystrybutywna”, „akcja afirmatywna”, pozytywizm prawniczy, itp.). Tymczasem, jeśli zestawić dorobek intelektualny ASE z kilkoma najbardziej niekontrowersyjnymi, podstawowymi postulatami etycznymi – takimi jak te mówiące, że dobrobyt jest moralnie lepszy od biedy, a możliwość zaspokojenia większej liczby potrzeb jest moralnie lepsza niż możliwość zaspokojenia mniejszej ich liczby – wówczas dojdziemy do wniosków jednoznacznie i bezwyjątkowo prorynkowych. Trudno się więc dziwić, że tego rodzaju wnioski i ich „austriackie” uzasadnienia budzą w bismarckowskiej akademii instynktowną wrogość.
  2. ASE opiera się na prakseologii, czyli dedukcyjnej dyscyplinie zajmującej się logiczną analizą ludzkiego działania, wymagającą w pierwszej kolejności zidentyfikowania pewnych startowych przesłanek o aksjomatycznym charakterze. Innymi słowy, ambicją ASE jest dochodzenie do wniosków, które – tak jak w przypadku logiki i matematyki – mają charakter logicznie konieczny. Tymczasem w ekonomii głównego nurtu panuje pozytywizm, zgodnie z którym żadnej tezy ekonomicznej nie da się ostatecznie dowieść ani też zdyskwalifikować na starcie jako logicznie absurdalnej – można ją tylko bez ustanku weryfikować bądź falsyfikować przy pomocy empirycznego testowania wiecznie roboczych hipotez. W świetle obserwacji z punktu pierwszego, dominacja tego rodzaju podejścia w świecie akademickiej ekonomii nie powinna w najmniejszym stopniu dziwić, gdyż dzięki niej możliwe jest bezustanne zgłaszanie się po granty w celu uprawdopodabniania nawet najbardziej logicznie absurdalnych proetatystycznych hipotez. Analogicznie, tego rodzaju podejście pozwala również na bagatelizowanie nieprzychylnych etatyzmowi wniosków płynących z ASE jako nie logicznie koniecznych, ale wyłącznie „tymczasowych” i „hipotetycznych”.
  3. Prakseologia w duchu ASE wykazuje w sposób wyczerpujący fałszywość scjentyzmu, czyli przekonania, że nauki społeczne, w tym ekonomia, są naukami tylko w takim stopniu, w jakim naśladują metody nauk przyrodniczych. Tymczasem mniej lub bardziej ostentacyjna akceptacja scjentyzmu jest dla akademickich ekonomistów głównego nurtu próbą podczepienia się pod prestiż nauk przyrodniczych, a tym samym uzyskanie dodatkowej amunicji w walce o etatystyczne granty i przywileje, a czasem również o pozór władzy związany z pozycją „inżyniera społecznego”.

Osobiście uważam, że w dłuższej perspektywie bismarckowska akademia rozpadnie się pod presją konkurencji z MOOCami, prywatnymi akademiami online i niezależnymi instytucjami badawczymi, jak również wskutek swojej immanentnej finansowej niegospodarności, biurokratycznej hipertrofii i postępującej bezwartościowości oferowanych przez siebie usług. Tak długo jednak, jak będzie ona istnieć, nie należy oczekiwać w jej obrębie jakiejkolwiek szerzej obecnej życzliwości wobec ASE czy nawet szczerego nią zainteresowania, z powodów wymienionych powyżej.

Jakub Bożydar Wiśniewski

Artykuł ukazał się na blogu Autora jakubw.com . Tytuł pochodzi od redakcji

Poprzedni artykułNajpierw obiecanki cacanki, a potem dojenie! – Jan Kubań w rozmowie z Tomaszem Sommerem
Następny artykułJeśli wierzysz w lockdown… Po co buduje się statki?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj