Dlaczego powinniśmy dziś doceniać wolnościowe dziedzictwo Rzeczypospolitej Obojga Narodów?

Foto. internet
PAFERE WIDEO

Kiedy w roku 1905 doszło do pokojowego rozwiązania unii szwedzko-norweskiej, Norwegia postanowiła znaleźć sobie króla. Tamtejszy parlament zaoferował więc koronę księciu Karolowi z Danii, na co ten odparł, iż przyjmie ją, o ile zgodę na to wyrazi również naród norweski. Tak też się stało – w głosowaniu powszechnym za przekazaniem korony księciu opowiedziało się 79 proc. głosujących, a przeciw było 21 proc. W ten sposób parlament wybrał go formalnie królem Norwegii.

Karol przyjął imię Haakon VII i rządził przez 52 lata, aż do śmierci w roku 1957. Był dobrym człowiekiem, a jako władca korzystał ze swego autorytetu w stopniu minimalnym i z wielkim szacunkiem traktował swobody obywatelskie oraz prawa własności Norwegów. Nigdy też nie skapitulował w obliczu niemieckiej okupacji podczas drugiej wojny światowej.

Słowo „wybory” wymieniane w jednym zdaniu ze słowem „król” to rzecz dość osobliwa. Wszak elekcja nie jest typową procedurą obejmowania tronu przez króla. Przykład Haakona nie jest jednak pierwszym takim wydarzeniem w historii. Jeszcze wcześniejszy przypadek dotyczy bowiem fascynującego kraju znanego jako Rzeczpospolita Obojga Narodów. O jego dziejach rzadko się już pamięta poza Europą Wschodnią – a szkoda, ponieważ zdecydowanie zasługują one na to, by znał je cały świat.

Rzeczpospolita Obojga Narodów istniała 226 lat, od 1569 do 1795, jako unia polityczna pod jednym władcą, a w jej skład wchodziły Korona Królestwa Polskiego i Wielkie Księstwo Litewskie. U szczytu jej świetności zamieszkiwało ją jakieś 11-14 milionów osób, co czyniło ją jednym z największych i najbardziej zaludnionych krajów Europy. Jeśli natomiast chodzi o kwestie wolności politycznej i gospodarczej, był to kraj oświecony, a wręcz wyprzedzający swoją epokę.

Już w IX w. władców Polski wybierano poprzez głosowanie1. Należy przy tym pamiętać, iż na ówczesny elektorat nie składały się masy, a nieliczna grupa możnych. Niemniej jednak jest to rzecz niezwykła – weźmy bowiem pod uwagę fakt, że w owych czasach władzę przejmowano z reguły drogą zabójstw i grabieży lub dzięki pokrewieństwu z poprzednim władcą, który również zabijał i grabił.

W owym dwustuletnim okresie istnienia Rzeczypospolitej Obojga Narodów królów nie tylko wybierano, ale także byli oni zobligowania do uznawania niezwykłego dokumentu znanego jako artykuły henrykowskie. Zawierał on następujące wolnościowe postanowienia:

  • elekcja była jedyną drogą do objęcia tronu; potomkowie wybranego monarchy nie mogli dziedziczyć korony.
  • król nie mógł podnieść podatków ani ceł, wypowiedzieć wojny lub zwołać pospolitego ruszenia bez zgody parlamentu, którego nazwa „Sejm” zachowała się do dziś. Co więcej monarcha nie mógł nawet ożenić się bez aprobaty Sejmu (w owych czasach małżeństwa królewskie stanowiły po prostu element polityki zagranicznej).
  • król musiał zabiegać o zgodę Sejmu również w innych kwestiach; miał też obowiązek zwoływać go co najmniej raz na dwa lata i na okres minimum sześciu tygodni.
  • król był zobowiązany egzekwować prawa gwarantujące wolność religijną, które czyniły RON jednym z najbardziej tolerancyjnych krajów na kontynencie, a może i na całym świecie. Daniel H. Cole z Indiana University School of Law przytacza w swoim artykule słowa emigranta religijnego mieszkającego w Polsce w roku 1561, który tak opisywał cnoty Rzeczypospolitej: „Wielką, co mówię, największą miałbyś tu wolność życia wedle swej myśli i upodobania, także pisania i publikowania. Nikt tu nie jest cenzorem”2.
  • szlachta nie tylko gorliwie strzegła własnego statusu, lecz także swobód obejmujących szerszą cześć ludności. Zgodnie z artykułami henrykowskimi każdy król musiał złożyć następującą przysięgę: „A jeślibyśmy (czego Boże uchowaj) co przeciw prawom, wolnościom, artykułom, kondycjom wykroczyli, abo czego nie wypełnili, tedy obywatele koronne obojga narodu od posłuszeństwa i wiary nam powinnej wolne czynimy”3.

Jak powiedział mi mój dobry przyjaciel Marcin Chmielowski, wiceprezes warszawskiej Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości, „jeżeli król złamał dane słowo, szlachta miała pełne prawo zawiązać rokosz, czyli stawić otwarcie zbrojny opór w celu przywrócenia swoich praw”. (Nawiasem mówiąc Chmielowski jest także scenarzystą i reżyserem nowego, fantastycznego filmu dokumentalnego zatytułowanego Ludzkie działanie, którego premiera ma odbyć się w tym miesiącu4. Opowiada on niezwykłą historię życia austriackiego ekonomisty Ludwiga von Misesa. Kiedy produkcja ta będzie już dostępna, na portalu FEE ukaże się link do niej oraz recenzja).

W swojej książce Queen Liberty: The Concept of Freedom in the Polish Lithuanian Commonwealth Anna Grześkowiak-Krwawicz wyjaśnia, że „wolność nie była tylko ideą, lecz stanowiła rzeczywistą wartość, zapisaną w prawach Rzeczypospolitej i pielęgnowaną przez ponad 200 lat”. Obywatele Rzeczypospolitej bynajmniej nie byli nieświadomi wagi wolności:

Nie będzie zatem kontrowersją stwierdzenie, że wolność była w Polskich pismach i mowach nie tylko dobrem cennym, a najcenniejszym ze wszystkich, graniczącym wręcz ze świętością. Potwierdza to cieszące się popularnością w XVII oraz zwłaszcza w XVIII w. wyrażenie „wiara i wolność”, w którym wolność zrównuje się z najwyższą wartością duchową. Bez wolności inne wartości tracą na znaczeniu. Bez wolności nie można cieszyć się bogactwem, sukcesami czy życiem rodzinnym (…) Już w roku 1573 anonimowy autor napisał z dumą: „Żaden inny naród nie ma większych wolności i swobód niż my”.

Obywatele Rzeczypospolitej najwyraźniej rozumieli i szanowali zależność między wolnością polityczną a ich charakterem. Zdaniem Grześkowiak-Krwawicz:

W polskich rozważaniach dotyczących wolności wiele miejsca poświęcano kwestii charakteru ludzi cieszących się wolnością oraz tego, jak tenże charakter należy kształtować. Za fundament rzeczypospolitej uznawano bowiem cnotę – zgodnie z tradycją sięgającą jeszcze czasów Liwiusza, Salustiusza oraz przede wszystkim Cycerona. Tylko wpajana obywatelom cnota mogła powstrzymać ich od podejmowania egoistycznych działań, prowadzących do anarchii, degeneracji państwa i ostatecznie do utraty wolności.

Mimo iż niewolnictwo w Polsce zniesiono formalnie w XV w., a w litewskiej części kraju sto lat później, mniej opresyjna forma poddaństwa utrzymywała się jeszcze przez jakiś czas. Jako że panujący w ówczesnej Polsce klimat intelektualny sprzyjał wolności względnie bardziej niż w innych częściach świata, nie powinno dziwić nas, jak wiele dzieł literackich i artystycznych oraz osiągnięć naukowych i gospodarczych pojawiło się w Rzeczypospolitej.

Jednym z najbardziej interesujących, a zarazem najbardziej kontrowersyjnych, elementów Rzeczypospolitej było liberum veto. Instytucja ta, zakorzeniona w starożytnej zasadzie „cokolwiek dotyczy wszystkich, ma odbywać się za zgodą wszystkich”, stanowiła narzędzie dążenia do konsensusu poprzez jednomyślność. Szczególnie w ostatnim stuleciu funkcjonowania Rzeczypospolitej Obojga Narodów przybrała ona formę, zgodnie z którą prawo nie mogło zostać uchwalone, jeżeli nie zyskało poparcia wszystkich członków parlamentu. Wystarczyło bowiem, by choćby jeden parlamentarzysta wykrzyknął słowa Nie pozwalam!, a projekt ustawy upadał, posiedzenie przerywano lub unieważniano wszystko, co zdążono uchwalić podczas danej sesji.

Dziś liberum veto wydaje się rzeczą skrajną i niepraktyczną – ostatecznie takie też okazało się w tamtych czasach. Początkowo już sama możliwość wykorzystania owego narzędzia skłaniała parlamentarzystów do jednomyślnego głosowania nad ustawami. Później jednak przyczyniła się do znacznego ograniczenia funkcjonowania rządu. Obce mocarstwa zaczęły, za pomocą przekupstwa, wpływać na członków parlamentu Rzeczypospolitej, aby zrywali posiedzenia i tym samym paraliżowali państwo. (Przyznam jednak, że gdyby w amerykańskim Kongresie obowiązywało liberum veto, miałbym wręcz nieustanną pokusę przekupienia któregoś z polityków, aby zablokował jego prace).

Na początku ostatniej dekady XVIII w. waśnie i niemoc polityczna – uważane, przynajmniej częściowo, za konsekwencje liberum veto – zrodziły okazję do rozbicia Rzeczypospolitej, z której skorzystały sąsiadujące z nią Rosja, Prusy i Austria. W toku trzech rozbiorów kraj ten został najpierw zdominowany przez owe mocarstwa, a następnie, w 1795 r., całkowicie wymazany z mapy. Polska i Litwa odzyskały pełną niepodległość dopiero wraz z zakończeniem pierwszej wojny światowej.

Zarówno Polacy, jak i Litwini, nawet pod naciskiem wrogich sąsiadów, nigdy nie zatracili swojego umiłowania wolności, czy poczucia tożsamości narodowej. W latach 80. XX w. byli na pierwszej linii frontu światowej walki z totalitarnym Związkiem Sowieckim. Myślę, że niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, jak dużo wspólnego z dziedzictwem Rzeczypospolitej Obojga Narodów ma radosny fakt, iż wygrali tę walkę w 1991 r. przyczyniając się do upadku ZSRS.

Zainteresowanych tym tematem czytelników zachęcam do zapoznania się z następującymi materiałami:

Wutx (YouTube) 5 facts about Polish Lithuanian Commonwealth

Marcin Chmielowski The Factors that Caused the Death of a Christian Commonwealth

Richard Butterwick The Polish-Lithuanian Commonwealth: Light and Flame

Anna Grześkowiak-Krwawicz Queen Liberty: The Concept of Freedom in the Polish-Lithuanian Comonwealth (wyd. polskie Regina libertas: wolność w polskiej myśli politycznej XVIII wieku, wyd. słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2006)

Neatling (YouTube) What if the Polish-Lithuanian Commonwealth Never Fell?

Lawrence W. Reed

Tłumaczenie: Dawid Świonder

1 Autor nawiązuje tutaj do na wpół legendarnych postaci historycznych, jak Piast Kołodziej czy jego syn Siemowit – tradycja głosi bowiem, że zarówno jeden, jak i drugi objęli władzę w drodze głosowania na wiecach – przyp. tłum.

2 Cytat ten znaleźć można w J. Tazbir, Państwo bez stosów. Szkice z dziejów tolerancji w Polsce XVI i XVII w., wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1967, s. 169 – przyp. tłum.

3 Artykuły henrykowskie – 11 maja 1573 r., oprac. W. Duch dla portalu Historia.org.pl, dostęp 9.10.2020 r.

4 Film miał swoją premierę 10 października – przyp. tłum.

Lawrence W. Reed jest emerytowanym prezesem Foundation for Economic Education, której przewodził w latach 2008-2019. Autor licznych artykułów i publikacji popularyzujących zdroworozsądkowe podejście do ekonomii i polityki. Zapraszamy do śledzenia jego pracy na autorskiej stronie internetowej oraz Facebooku. Powyższy artykuł ukazał się pierwotnie na stronie fee.org .

Poprzedni artykułRozum, wiara i bój o przyszłość cywilizacji zachodniej
Następny artykułRynek wymaga zaufania
Lawrence W. Reed (ur. 29 listopada 1953 roku) - znany także jako Larry Reed - prezes Foundation for Economic Education (FEE); wcześniej prezes Mackinac Center for Public Policy, wolnorynkowego think-tanku z Michigan; autor wielu książek i publikacji.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj