Mikrofirmy w czasach zarazy

Foto. pixabay.com
PAFERE WIDEO

Czy można myśleć o pieniądzach w obliczu zarazy? Powinno się, a nawet trzeba! Oczywiście wszelka troska władz państwowych winna skupiać się przede wszystkim na ratowaniu życia obywateli – co do tego nie mamy wątpliwości. W tle jednak zawsze pozostaje pytanie o ekonomię czasów zarazy, nie tylko z tego powodu, że każda zaraza kiedyś skończyć się musi i niezależnie od tego w jaki sposób da się we znaki społeczeństwu, to zwykli ludzie będą musieli wrócić do pracy i zarabiać pieniądze, ale również dlatego, co może wyda się rzeczą aż nazbyt oczywistą, że rząd wszystkie wydatki budżetowe musi oprzeć o wpływy wyciśnięte z podatników (niezależnie od metody: długu, inflacji etc.).

Stąd niezwykły postulat, by rządzący choć odrobinę czasu jaki poświęcają walce z koronawirusem, przeznaczyli na walkę o to co pozostanie po zwycięstwie. Na razie pomysłów pada co nie miara, jedne rozsądne, inne rozsądku pozbawione, ale o dziwo ich liczba maleje wraz z wzrostem zachorowań i zwiększeniem powagi sytuacji. Pominąć można populistyczne zapowiedzi odraczania terminów spłaty rat kredytów hipotecznych, bowiem taki proceder w dalszym rozdaniu mógłby nadmuchać bańkę (i tak już sporą) na rynku nieruchomości. Równie nierozsądny i słusznie skrytykowany choćby przez analityków PKO BP wydaje się pomysł radykalnej obniżki stóp procentowych, jako zupełnie nieefektywna próba pobudzenia konsumpcji w czasie zarazy – czasie, który z natury jest antykonsumpcyjny, i co istotniejsze będzie skutkować zmniejszeniem oprocentowania depozytów bieżących i terminowych. Za to pozytywnie należy zaopiniować apel, aczkolwiek niewystarczający, Rzecznika MŚP do Premiera Morawieckiego w przedmiocie czasowego zwolnienia z obowiązku opłacania przez przedsiębiorców składek na ubezpieczenie społeczne. Obok tego, szczególnie w ramach kampanii prezydenckiej pojawiają się propozycje tanich i powszechnie dostępnych kredytów dla firm, który to pomysł w odniesieniu do konkretnej grupy przedsiębiorców wydaje się zupełnie irracjonalny.

Błędem popełnianym przez wszystkie rządy, co szczególnie pokazuje przypadek stanu epidemii, jest traktowanie przedsiębiorców jako grupy zupełnie niezróżnicowanej. Tymczasem od szeregu lat, najbardziej upośledzoną prawnie i ekonomicznie przez decyzje polityków jest grupa mikroprzedsiębiorców, czyli tych, którzy zdecydowali się na prowadzenie działalności gospodarczej jako substytutu pracy na etacie. Pamiętamy sławetną wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, który powiedział: „Jeśli ktoś nie jest w stanie prowadzić działalności gospodarczej w takich warunkach to znaczy, że się do niej nie nadaje”. Z uwagi na rosnące wydatki budżetowe, poprzez kierowanie środków co do zasady do osób w ujęciu ekonomicznym nie przynoszących dochodu budżetowi oraz przerzucanie coraz to bardziej kosztownych obowiązków na pracodawców, obecną sytuację mikroprzedsiębiorców można scharakteryzować jako tragiczną, co przejawia się zmniejszaniem obrotów, brakiem możliwości rozwoju i konkurowania na rynku, a przede wszystkim (co jest istotne w obliczu epidemii) całkowitym brakiem kapitału rezerwowego. Dlatego irracjonalnym jest wprowadzanie pomocy w postaci udostępnienia niskooprocentowanych kredytów dla mikrofirm, bowiem spowoduje to spiralę zadłużenia zakończoną niewypłacalnością podmiotów (o ile w ogóle firma przejdzie pozytywnie weryfikację zdolności kredytowej).

Trzeba powiedzieć, że wszelka forma interwencjonizmu (nawet ta pozytywna) zaburza sprawne funkcjonowanie gospodarki rynkowej, jednak w obecnym przypadku zdecydowana pomoc państwa w stosunku do mikroprzedsiębiorców wydaje się niezbędna, tym bardziej, że jest to grupa zdecydowanie najbardziej dyskryminowana przez państwo i od której jednocześnie wiele się wymaga.

Co ciekawe nie boją się udzielać radykalnych form wsparcia rządy innych krajów. Przykładem jest choćby Bułgaria, której minister finansów Władisław Goranow, zapowiedział wypłacanie z budżetu państwa 60% płac pracownikom firm prywatnych by pracodawcy nie stawali przed koniecznością zwolnień. Część firm otrzyma również wsparcie finansowe z Bułgarskiego Banku Rozwoju oraz wydłużone zostaną terminy wynikające z przepisów o rachunkowości.

Stąd gorący apel do rządu, aby rozważył wprowadzenie podobnych rozwiązań dla rodzimych mikroprzedsiębiorców podlegających wpisowi do CEIDG. Koniecznym jest przede wszystkim refundowanie z budżetu składek ZUS pracowników, co z pewnością w przypadku mikrofirm stanowi największy koszt prowadzonej działalności, a także w przypadku generowania straty spowodowanej spadkiem obrotów, przynajmniej częściowe refundowanie płac pracowników. Pomoc publiczna w postaci refundacji wynagrodzeń mogła by być w późniejszym czasie – poprawy sytuacji ekonomicznej – rozliczana np. poprzez zmniejszenie kwotowe możliwości odliczenia kosztów uzyskania przychodów w PIT. Istotna wydaje się również możliwość odroczenia terminów płatności zobowiązań publicznoprawnych, które na dzień ogłoszenia stanu zagrożenia epidemicznego mikrofirmy posiadały, a nawet możliwość ich choćby częściowego umorzenia.

Jacek Janas, Stowarzyszenie Przedsiębiorców i Rolników Swojak oraz Towarzystwo Ekonomistów i Przedsiębiorców im. Juliana Dunajewskiego

Poprzedni artykułCzy obecny kryzys może być szansą?
Następny artykułWirus socjalizmu atakuje Polskę!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj