Życie publiczne jednak niepubliczne?

Politycy wszelkich opcji bardzo chętnie powołują się na to, że skoro robią coś zgodnie z obowiązującymi przepisami, które sobie sami uchwalili, to wszystko jest w porządku

foto. pixabay.com
PAFERE WIDEO

Szef Kancelarii Sejmu nie chce ujawnić list poparcia dla kandydatów do KRS. A dlaczego miałby je udostępnić? Przecież nie musi. Polskie prawo nie przewiduje realnych kar za brak takiego ujawnienia.  A dlaczego nie przewiduje? Ponieważ politycy wszystkich czołowych ugrupowań politycznych (głównie PiS i PO) są zgodni co do jednego: prawo obywateli do uzyskiwania informacji publicznych niech sobie będzie, ale odpowiedzialność urzędników za brak jego respektowania już nie.

Powodem udostępnienia tych list mógłby być po prostu interes publiczny, który jest tu oczywisty. Czy mamy jednak podstawy wierzyć, że wygra on z interesem partyjnym? Doświadczenie wskazuje jednoznacznie. Nie mamy. Motywacją do upublicznienia list mogłyby być więc tylko realne konsekwencje za nie podporządkowanie  się przepisom prawa, a tych w praktyce nie ma. Dzięki wyjątkowej zgodzie w tej kwestii polityków PiS, PO, i wielu innych, którym zupełnie nie zależy na tym, aby podejmowane przez nich działania i decyzje były transparentne. Oczywiście, jak widzimy, chętnie wykorzystują oni propagandowo sytuację, gdy ich przeciwnicy polityczni naruszają martwe prawo, ale jednocześnie nie chcą wprowadzenia do niego przepisów, które mogłyby pomóc obywatelom skutecznie egzekwować ich konstytucyjne prawo do informacji. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Konsekwencje takie odbiłyby się na nich i na ich poplecznikach, gdy to oni sami będą chcieli coś ukryć przed opinią publiczną.

W 2017 roku PiS zgłosił inicjatywę, aby zmienić ustawę o dostępie do informacji publicznej i kilka innych przepisów prawa przeciwdziałających korupcji i dotyczących działalności lobbingowej. Ogłoszono nawet konsultacje społeczne w tej sprawie. Przedstawiony projekt zawierał przepisy, które były bardzo groźne i mogły sprawić, że dostęp obywateli do informacji publicznej będzie jeszcze bardziej utrudniony. Mimo bardzo krótkiego czasu wyznaczonego na konsultacje, zaproponowanym zmianom przeciwstawiło się ok. 100 organizacji społecznych i obywateli walczących o jawność w życiu publicznym. Wśród nich nie było opozycyjnych partii politycznych. Widocznie nie miały one nic przeciwko temu.

W wyniku konsultacji projekt ustawy „O jawności życia publicznego” zaczął ewaluować, a nawet część z jego przepisów stała się bardziej sprzyjająca jawności niż te obowiązujące wcześniej. I co się wtedy stało? Prace nad zmianami przerwano. Ich historia jest dostępna tutaj.

W sprawie jawności list poparcia dla sędziów kandydujących do KRS ciekawy jest też jeszcze jeden wątek. Otóż w mediach dominuje przekaz, że NSA nakazał Szefowi Kancelarii Sejmu ujawnienie list poparcia, o które wystąpiła posłanka PO-KO Kamila Gasiuk-Pihowicz. Jest on jednak nieprawdziwy, a co najmniej nieścisły. Sąd niczego nie nakazał, gdyż zabrania mu tego uchwalone zgodnie przez polityków prawo. I tych rządzących i opozycyjnych. Wyrok WSA w tej sprawie, potwierdzony przez wyrok NSA, uchylił jedynie decyzję odmowną Szefa Kancelarii Sejmu. Wykazał przy tym jasno, że argumenty, iż listy nie mogą być ujawnione ze względu na ochronę danych osobowych czy obowiązującą ustawę o KRS nie mają racji bytu i nie mogą być powodem tej odmowy.

Co wydarzy się dalej? Oczywiście nie wiadomo. Sprawa wróciła do punktu wyjścia, tj. do sytuacji, jakby żadnej odmowy nie było, a Szef Kancelarii Sejmu dopiero ma rozpatrzyć wniosek posłanki. Ma on teraz trzy wyjścia. Może oczywiście udostępnić te listy, choć nie liczyłbym na to. Może nie zrobić nic, pozostając w tak zwanej „bezczynności”, którą można także zaskarżyć do WSA. Ten może ją stwierdzić, ale także w tym przypadku nie może niczego nakazać.

Szef Kancelarii Sejmu może także wydać kolejną decyzję odmowną, argumentując ją czymkolwiek. Wtedy Pani Gasiuk-Pihowicz będzie mogła ponownie odwołać się do WSA, a następnie Szef Kancelarii od ew. niekorzystnego kolejnego wyroku tego sądu do NSA. I tak w kółko. Wydaje się niemożliwe? A jednak. Takie mamy w Polsce prawo.

Politycy wszelkich opcji bardzo chętnie powołują się na to, że skoro robią coś zgodnie z obowiązującymi przepisami, które sobie sami uchwalili, to wszystko jest w porządku. I tu przypominają mi się słowa, które kiedyś wypowiedział Martin Luter King: „Nigdy nie zapominaj, że wszystko co Hitler uczynił w Niemczech było legalne”.

Manipulacje z wykorzystaniem hasła „działamy zgodnie z prawem, więc wszystko jest w porządku” są możliwe głównie dlatego, że prawo w Polsce stanowione jest przez polityków bez realnej kontroli społecznej. Głównie w interesie ich samych, a nie ogółu obywateli. Z tego to właśnie powodu nie znajdujemy w nim realnych sankcji za łamanie podstawowych praw obywatelskich przez twórców tego prawa i ich popleczników. Co więcej, panuje tu nawet zgoda pomiędzy takimi przeciwnikami politycznymi jak PiS i PO. Powód jest prosty. Żadna z tych opcji politycznych nie jest zainteresowana, aby ich działania (jako rządzących czy opozycji) podlegały społecznej kontroli. Więcej na ten temat znajdziecie Państwo w mojej książce „Zgodnie z prawem przeciwko obywatelom. Dramat polskiej samorządności”. W bezpłatnej wersji elektronicznej jest ona dostępna tutaj

Jacek Barcikowski

Tekst pochodzi z bloga Autora obywatelskithinktank.org/

Poprzedni artykułDziękujemy za przekazany jeden procent podatku dochodowego!
Następny artykułCzy stosunek do religii ma wpływ na wzrost gospodarczy?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj