Polski węgiel – czyli co widać, a czego nie widać … przynajmniej na pierwszy rzut oka

„Agenda 2030” to taka współczesna wersja Manifestu Komunistycznego

Foto. pixabay.com
PAFERE WIDEO

Media informowały niedawno, iż Polska, wraz z kilkoma mniejszymi państwami UE, zablokowała tzw. porozumienie klimatyczne. Jak pisze „Rzeczpospolita”, niedawny szczyt UE miał przyjąć dokument, który „zobowiązywałby do osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 roku. Neutralność klimatyczna to sytuacja, w której emisja CO2 wynosi zero, czyli tyle samo gazów cieplarnianych jest emitowanych, co pochłanianych, np. dzięki sadzeniu nowych drzew”. Polsce, jako krajowi opierającemu produkcję energii głównie na węglu, nie spodobała się zbytnia ogólnikowość dokumentu w kwestii dopłat dla państw za to, że będą rezygnowały z węgla na rzecz czystych źródeł energii. Premier Morawiecki miał powiedzieć, że cele tego porozumienia są dla Polski w chwili obecnej trudne do przyjęcia, gdyż Polska ma już w tym zakresie plan, który chciałaby zrealizować do 2030 roku.

No właśnie… Co to za plan i jak on się ma do kwestii polskiego węgla”?

Fryderyk Bastiat pisał wiele lat temu o tym, co widać i czego nie widać… Można tę zasadę przenieść także na problem z polskim węglem. Bardzo dobrze widać to, co głośno mówili i mówią politycy PiS.

Krzysztof Tchórzewski mówił w 2015 roku: „Naszym głównym surowcem energetycznym jest dziś, i przez wiele lat będzie, węgiel i w produkcji energii z niego nie zrezygnujemy. Musimy to otwarcie i jednoznacznie partnerom z UE przedstawiać”.

Inny polityk PiS, Michał Kurtyka tak twierdził w 2017 roku: „Jednym z celów Unii Europejskiej w polityce energetycznej jest całkowita dekarbonizacja a my mówimy, że węgiel może nie tylko zapewnić bezpieczeństwo energetyczne ale także może być źródłem innowacji”.

W 2018 roku, ten sam minister, Krzysztof Tchórzewski, mówił o inwestycjach opartych na węglu w nieco już innym tonie: „Elektrownia Ostrołęka to ostatnia elektrownia węglowa w Polsce”.

Co takiego wydarzyło się pomiędzy 2015 rokiem, kiedy to minister Tchórzewski mówił o tym, że „nie zrezygnujemy”, a 2018, kiedy to zapowiedział, odnośnie węgla, że „to już koniec”?

Jedna z zasadniczych zmian dokonała się w kraju, mianowicie zmiana premiera. Beatę Szydło zastąpił Mateusz Morawiecki. Różnica pomiędzy byłą panią premier a nowym szefem rządu polegała choćby na tym, że ta pierwsza kierowała do ludu prosty przekaz, bez żadnych polit-poprawnych zacięć, natomiast Mateusz Morawiecki zaczął zasypywać nas tajemniczymi terminami typu: „strategia zrównoważonego rozwoju„, czy „agenda 2030”, zaczął mówić o „elektrycznym aucie” i o „walce ze smogiem”.

I tu właśnie przechodzimy do – trzymając się bastiatowskiego rozróżnienia – tego, czego „nie widać”.

Retoryka premiera Morawieckiego nie wzięła się znikąd. To kontynuacja tego, co Zgromadzenie Ogóle ONZ uchwaliło, pod nazwą „Agenda 2030”, w październiku 2015 roku, a co Polska ratyfikowała. We wrześniu 2016 roku prezydent Andrzej Duda, przemawiając w ONZ mówił: „Zrównoważony rozwój, ochrona praw człowieka, a także pokój i bezpieczeństwo – oto cele Organizacji Narodów Zjednoczonych, których realizacja jest podstawowym pragnieniem ludzkości. (…) Trzy zasady – trzy fundamenty zrównoważonego rozwoju, to ODPOWIEDZIALNOŚĆ, SOLIDARNOŚĆ i SPRAWIEDLIWOŚĆ”. I dalej: „(…) wyzwaniem dla zrównoważonego rozwoju, które wymaga odpowiedzialnej polityki, jest troska o środowisko naturalne. Realizacja Agendy 2030 nie będzie możliwa bez walki z degradacją przyrody, prowadzonej z determinacją i konsekwencją. (…) Rozwój – jeżeli ma być zrównoważony – musi także uwzględniać specyfikę poszczególnych krajów, zwłaszcza zaś strukturę ich gospodarki oraz sektorów zatrudnienia”. W tym ostatnim zdaniu można by się dopatrzyć wypowiedzianej nie wprost deklaracji, że specyfiką Polski jest węgiel i że m.in. na nim będzie Polska opierać swoją gospodarkę. Ale jak ma się to do zapowiedzi ministra Tchórzewskiego z 2018 roku, że „to już koniec” węgla?

„Przekształcamy nasz świat: Agenda na rzecz zrównoważonego rozwoju 2030”, bo tak nazywa się dokument ONZ z 2015 roku wyraźnie określa, w którym kierunku mają iść poczynania rządów poszczególnych państw. W tym również Polski, a dobrze wiedzieć, że premier Morawiecki nie tak dawno temu zapowiedział, że „Rząd jest zdeterminowany, by wdrożyć wszystkie cele Agendy 2030”. Nie czas i miejsce, by omawiać tu poszczególne założenia „Agendy 2030”. Warto jednak zacytować pierwsze zdania dokumentu, by wyczulony na współczesną lewicową propagandę Czytelnik mógł wyrobić sobie zdanie, z czym ma do czynienia: „Niniejsza Agenda jest planem działań na rzecz ludzi, naszej planety i dobrobytu. Celem agendy jest również wzmocnienie powszechnego pokoju w warunkach większej wolności. Zdajemy sobie sprawę, że eliminacja ubóstwa we wszystkich jego formach i wymiarach, w tym skrajnego ubóstwa, stanowi największe wyzwanie w skali światowej i jest niezbędnym warunkiem zrównoważonego rozwoju. Niniejsza Agenda będzie wdrażana przez wszystkie kraje i wszystkich interesariuszy poprzez działania w ramach współpracy partnerskiej. Jesteśmy zdeterminowani uwolnić ludzkość od plagi ubóstwa i chcemy uzdrowić oraz zabezpieczyć naszą planetę [wytłuszczenie: od redakcji]. Jesteśmy zdecydowani na podjęcie śmiałych kroków ukierunkowanych na zmiany, które są pilnie potrzebne, aby skierować świat na ścieżkę zrównoważonego i trwałego rozwoju. Wyruszając w tę zbiorową podróż zobowiązujemy się, że nikt nie zostanie w niej pominięty”.

Ostatnie zdanie może budzić grozę – „nikt nie zostanie pominięty”…

(Jeśli ktoś chce przekonać się o tym, że „Agenda 2030” to taka współczesna wersja Manifestu Komunistycznego, niech zada sobie trud zapoznania się z nią TUTAJ)

Ale wróćmy do początku artykułu i do kwestii polskiego węgla… To co widać, to deklaracje rządowych urzędników zapowiadających, choć z upływem czasu z coraz mniejszym zacięciem, że będą bronić energetyki węglowej jak niepodległości, a jednocześnie, to, czego nie widać, to przebiegające gdzieś na zapleczu głównego nurtu polityki, działania zmierzające, krok po kroku, do rezygnacji z węgla, a tym samym do pozbawienia się ważnego atutu w gospodarczej konkurencji z innymi. Skoro „Agenda 2030” stanowi priorytet premiera Morawieckiego to nie należy się dziwić, że bez większego przytupu, choć konsekwentnie, będzie ona realizowana. Najpierw Agenda 2030, a dopiero potem „porozumienie klimatyczne 2050”. Premier Morawiecki zdaje sobie sprawę, że nie należy przesadzać z klimatycznym radykalizmem, żeby nie zrazić wyborców-górników. W każdym razie jeszcze nie teraz…

A o tym, jak ta realizacja może przebiegać poinformowała niedawno „Rzeczpospolita” w artykule „Banki odwracają się od węgla”. Otóż okazuje się, że wiele z działających na polskim rynku banków planuje zaniechać kredytowania inwestycji opartych na węglu. Zatem, jeszcze buńczuczny w 2015 roku, a w 2018 już z podkulonym ogonem, minister Tchórzewski, mówiąc o Elektrowni Ostrołęka, że będzie ostatnią opartą na węglu, wiedział co mówi. W ubiegłym roku jeden z największych polskich banków – WBK, ten sam, w którym przez wiele lat jako prezes pracował Mateusz Morawiecki, przejęty został przez wielki hiszpański Santander Bank. Właśnie Santander jest jedną z tych instytucji, która zapowiedziała, że odchodzi od finansowania inwestycji opartych na węglu. Wcześniej, jak pisze „Rz”, uczyniły to BNP Paribas, ING Bank Śląski oraz mBank. W „Rz” czytamy: „Santander nie będzie już finansować węglowych bloków energetycznych oraz kopalni węgla – mówił podczas walnego zgromadzenia akcjonariuszy prezes banku Michał Gajewski. Zapowiedział, że do 2030 r. bank ma całkowicie zredukować swoje zaangażowanie w finansowanie producentów węgla energetycznego”. Do 2030 roku… Jak pięknie układa się to w jedną całość. Do 2030, czyli do czasu, w którym zrealizowana ma być ONZ-owska „Agenda 2030”. Bank zakłada najwidoczniej, że do tego czasu żadna polska kopalnia nie będzie już istniała, a wobec tego nie będzie również zasilanych węglem polskich elektrowni… Co zatem z budowaną wciąż Elektrownią Ostrołęka, czy istniejącą od lat Elektrownią Bełchatów? Czy zostaną przerobione na atomowe, a może wiatrowe?

Wszystko wskazuje na to, że premier Morawiecki na poważnie wziął się za wdrażanie, osadzonych w ONZ-owskich dokumentach, utopijnych, lewicowych wizji zmieniania świata na modłę jego nowych „konstruktorów”. Na razie, żeby nie odsłaniać się tak od razu, by nie zrazić do siebie części PiS-owskiego elektoratu, robi to rękami prywatnych banków, z którymi ma świetne relacje i do wzmocnienia pozycji których sam się przyczynił (poza Santander, sprowadzenie do Polski JP Morgan). W swoich rękach ma co prawda państwowe: PKO BP i Pekao, ale czy na dłuższą metę zaangażuje on ich (NASZE) pieniądze w projekty oparte na węglu, skoro realizacja celów „Agendy 2030” nieuchronnie się zbliża?

Poprzedni artykułO. Gniadek: Błędem było wejście do Unii Europejskiej. To projekt czysto polityczny
Następny artykuł„Lewiatan” – czy Polska jest w stanie przetrwać politykę rozdawnictwa?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj