Kto potrzebuje imigrantów?

Dochodzimy do wniosku, że główną składową decyzji inwestycyjnych jest przewidywalność i stabilność warunków w jakich przyjdzie przedsiębiorcom działać. Duża zmienność otoczenia prawnego, skłania do ostrożności i przyczynia się do niskiej oceny wiarygodności politycznych deklaracji

Odpowiedź zdaje się być oczywista: przemysł bez dopływu nowej siły roboczej nie będzie się rozwijać. Podobnie do wielu innych suflowanych społeczeństwu oczywistości i ta budowana jest na mitologii wyrastającej z powszechnej niechęci do pogłębienia wiedzy ekonomicznej.

Stępienie wrażliwości na logiczne absurdy sprawia, że nie zwraca się uwagi na sprzeczność między danymi o bezrobociu – które nie uwzględniają armii zatrudnionych w większości bezproduktywnej sferze budżetowej – niezaspokojonym popycie na pracowników, utrzymywaniem zasiłków dla bezrobotnych i zachętami dla zagranicznych inwestorów do inwestowania w kraju. Nie potrzeba nadzwyczajnych zdolności analitycznych, by dostrzec, ze wzrost inwestycji zagranicznych i naciski by ściągać pracowników o niskich kwalifikacjach z egzotycznych krajów, wpłyną jedynie na niewielki wzrost wpływów podatkowych (zwolnienia), natomiast nie dostrzega się że spowoduje to wypływ z kraju zysków i płac obcokrajowców, pogarszając tym samym bilans płatniczy i nadymając sztucznie PKB. Obce inwestycje są warunkowe, bo kraje z których pochodzą będą naciskać na powrót produkcji do siebie (Polityka Włoch i Francji). Znaczny napływ obcych inwestycji powoduje, jak to pokazałem w artykule „Fakty w ekonomii”[1] spadek kursu wymiany, co obniży opłacalność eksportu. Jeśli dodamy do tego wzrost konfliktów wynikających z różnic kulturowych to masowy napływ imigrantów jest społecznie szkodliwy. Ale powyższa konstatacja, choć pokazuje brak spójności w polityce państwa, jest tylko niepełną odpowiedzią na tytułowe pytanie.

By na nie odpowiedzieć wyczerpująco, muszę niestety sięgnąć po teorię ekonomii. Znany jest sformułowany jeszcze przez Ricardo efekt mówiący, że ogólna zmiana płac w stosunku do cen produktów, w tym mniejszym stopniu obniża rentowność branży, im w większym stopniu wykorzystuje ona kapitał[2]. Opierając się na treści tego twierdzenia, wyróżniłem[3] dwa rodzaje inwestycji: ekstensywne i intensywne.

Różnica, w dalekim uproszczeniu – posłużę się przykładem zwiększenia produkcji rolnej na zakupionym gruncie – polega na tym, że właściciel musi rozstrzygnąć czy zatrudnić dodatkowych pracowników wyposażając ich w proste narzędzia (inwestycja ekstensywna), czy zakupić kombajny i zatrudnić jedynie ich obsługę (inwestycja intensywna). Decyzja będzie zależeć od porównania kosztów tych inwestycji. Dla pierwszego typu inwestycji decydującymi kosztami będą koszty płac, i tak długo jak długo będą niskie to nie będzie się opłacało ponosić wysokie koszty amortyzacji, remontów i obsługi skomplikowanych maszyn. Napływ imigrantów nieuchronnie skutkuje spadkiem nakładów na inwestycje intensywne i zablokowaniem wzrostu płac, przynajmniej w tych działach gospodarki, w których niedobory pracowników są uzupełniane. W ostatecznym rachunku to nie niskie płace lecz wdrożone nowoczesne technologie tworzą przewagę konkurencyjną. Zastępując prace niebezpieczne, bądź monotonne, pracą maszyn, nie tylko oszczędzamy zasoby pracy, ale sprawiamy, że nowa praca jest ciekawsza, wymagająca więcej wysiłku umysłowego niż fizycznego. Co więcej, bez wyrafinowanych automatów, większość współczesnych wyrobów, z uwagi na wymaganą precyzję i sterylność środowiska, nie może być wyprodukowana. Wniosek: niskie płace „premiują” producentów wyrobów nieskomplikowanych o niskich marżach (duża konkurencja). Jeśli zastanowimy się, gdzie mogą powstać nowoczesne technologie to oczywiste staje się, że ich źródłem powinny być uczelnie, bądź przyzakładowe komórki badawcze, zasilane młodą zdolną kadrą naukową. Nic takiego u nas nie działa. Uczelnie zdominowane przez zasiedziałą kadrę profesorską, nastawione są na produkcję publikacji i brak im motywacji do współpracy z przemysłem. Nad tym wszystkim dominuję mafia prawnicza, produkująca w zastraszającym tempie makulaturę prawną, którą swobodnie interpretuje na korzyść swych mocodawców – według zasad logiki, ze sprzecznych formuł można wyprowadzić dowolne uzasadnienie. Zdolni są wybielić każdy szwindel, zablokować każdą działalność i wykazać bezprawie tam gdzie go nie ma.

Teraz staje się jasne dlaczego przedsiębiorcy zainteresowani są sprowadzaniem taniej siły roboczej, ich zyski rosną bez potrzeby angażowania się w drogie, obciążone ryzykiem inwestycje – kredyty na zakup maszyn trzeba spłacać, podczas gdy pracowników można z miesiąca na miesiąc zwolnić. Im bardziej wyrafinowany technologicznie produkt, wymagający większych nakładów, tym większe ryzyko inwestycyjne. Ponadto do obsługi drogich maszyn potrzebujemy pracowników odpowiedzialnych o wysokich kwalifikacjach, którym musi się dobrze płacić. Dochodzimy do wniosku, że główną składową decyzji inwestycyjnych jest przewidywalność i stabilność warunków w jakich przyjdzie przedsiębiorcom działać. Duża zmienność otoczenia prawnego, skłania do ostrożności i przyczynia się do niskiej oceny wiarygodności politycznych deklaracji. Trudno się dziwić takiej postawie przedsiębiorców, gdyż wymusza się na nich działanie w krótkim horyzoncie czasowym i w otoczeniu, na które nie mają wpływu. Natomiast rząd, jeśli już wtrąca się do gospodarki, powinien uwzględniać długofalowe skutki swoich regulacji. Niestety jego rutynowym horyzontem działań jest termin kolejnych wyborów.

Pozostaje jeszcze omówić problem prac sezonowych w rolnictwie. Dochody producentów są zbyt małe na to, by proponowane stawki mogły zachęcić do pracy, tym bardziej, że jest to praca sezonowa. Niskie ceny na produkty rolny są konsekwencją zmonopolizowania przetwórstwa oraz sprzedaży wyrobów finalnych przez firmy – głównie z kapitałem zagranicznym. Należy złamać ten monopol poprzez tworzenie spółdzielni przetwórstwa rolnego, a zyski z udziału w tych spółdzielniach przeznaczyć na wyposażenie się w specjalistyczne kombajny. Przewaga drobnych gospodarstw, powoduje że racjonalnym rozwiązaniem jest, by zakupy sprzętu dokonywała spółdzielnia i świadczyła usługi swoim członkom po kosztach własnych.

Kształcenie armii humanistów to produkcja frustratów niechętnych do pracy w innych zawodach wymagających przekwalifikowania się. Będą narzekać na niskie płace i dalej tkwić na etacie. Nawet gdy sytuacja życiowa zmusi ich do pracy w pogardzanej produkcji to traktują ją jako tymczasową, hodując żal do władz, że traktuje talenty humanistyczne po macoszemu. Sprzyja temu kultywowana od wieków pogarda dla wszelkich działań konkretnych, wzmacniana współcześnie modą na samorealizację. Musi zaistnieć ekonomiczny przymus, by dokonała się właściwa alokacja zasobów pracy. Równocześnie należy powrócić do klasycznych metod wychowania, premiujących odwagę, zaradność, spostrzegawczość, obronę zasad i optymizm.

Jeśli prześledzimy wzrost gospodarek Japonii, Korei, Tajwanu to wpływ imigrantów był żaden, bo tradycyjnie są to społeczności hermetyczne, niechętne obcym. W tym kontekście, twierdzenie o zależności wzrostu gospodarczego od napływu taniej siły roboczej to polityczny humbug, przykrywający inne zamiary. Jak mawiają młodzi, ściema to główna materia współczesnej polityki. W dobie szybkiego przepływu informacji, dominującą rolę pełni dezinformacja przykrywająca prawdziwe intencje decydentów. Usłużni fachowcy potrafią ożywić nawet gospodarczego nieboszczyka. I żeby było śmiesznie większość politycznych naganiaczy święcie w to ożywienie uwierzy.

Wojciech Czarniecki

Przypisy:
1. https://www.pafere.org/2018/04/21/artykuly/fakty-w-ekonomii/
2. Prawdziwość tego twierdzenia wykazał dopiero Hayek w artykule zamieszczonym w „Ekonomica” t.IX maj 1942
3. https://mises.pl/blog/2011/10/23/czarniecki-substytucja-pracy-kapitalem-czy-istnieje-jednorodna-funkcja-produkcji/

Poprzedni artykułSpółki ograniczonej odpowiedzialności – historia
Następny artykułKanada – blaski i cienie. Rozmowa z Andrzejem Kumorem

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj