Williams: Najpierw człowiek potem zysk?

Bez względu na to czy protestują przeciwnicy WTO (Światowa Organizacja Handlu) czy aktywiści na rzecz ofiar AIDS, często jesteśmy częstowani okrzykami skandujących „Najpierw człowiek potem zysk”. Ponieważ retoryka demagogiczna dotycząca zysku jest pozornie interesującym narzędziem wykorzystywanym przez drani zawsze i wszędzie, wyjaśnijmy sobie zatem pojęcie zysku. Zacznijmy od razu od definicji. Zyski stanowią wartość pozostałą, zarobioną przez przedsiębiorców. Są tym, co pozostaje po tym, jak wszystkie koszta – zarobki, czynsz, odsetki – zostaną zapłacone. Przedsiębiorca jest zazwyczaj postrzegany jako ten, który ponosi ryzyko, wprowadza innowacje i podejmuje decyzje. Ważne jest by zrozumieć, że zyski to koszta biznesu tak samo jak odpłatność za pracę, dzierżawę, ziemię czy kapitał. Jeśli nie zapłaci się wynagrodzeń, kosztów dzierżawy czy odsetek nie otrzyma się pracy, ziemi czy kapitału; podobnie, jeśli zysk nie będzie wynagrodzeniem przedsiębiorców, nie ujrzymy ich.

W przybliżeniu, 6 centów z każdego dolara stanowi zysk firmy, już po zapłaceniu podatku. Zdecydowanie największą część tego dolara pochłaniają wypłaty, które wynoszą 60 centów. Jak pokazują dane procentowe dotyczące dochodu krajowego za rok 2002, zyski po podatku stanowiły około 5% natomiast wypłaty 71%. O wiele bardziej istotne od statystyk, a co dotyczy znaczenia zysków, jest rola jaką odgrywają w przekierowywaniu zasobów tam, gdzie są najbardziej cenione. O przekierowywaniu tym nie decyduje jakiś tyran, lecz jest ono determinowane potrzebami zwykłych ludzi. Przedyskutujmy kilka przykładów.

Czy pamiętacie czas kiedy Coca-Cola wprowadziła na rynek „nową” colę? Prezes koncernu Pepsi, Roger Enrico, nazwał ją „Edselem lat 80-tych”, co oznaczało jedno z największych rynkowych niepowodzeń dekady. Kto zmusił Coca-Cola Company do powtórnego wprowadzenia na rynek pierwotnej wersji Coli? Czy był to Kongres, sądy, Prezydent czy inne instytucje rządowe, którym interesy nasze leżą na sercu? Nic podobnego. Było to widmo potężnych strat, które przekonało Coca-Colę do powrotu do starej coli. Tak oto jedną z ról jakie odgrywają zyski to odkrycie, czego chcą konsumenci. Jeśli producenci popełnią błąd, zyski, a właściwie ich brak, skorygują go.

Po masowym zniszczeniu spowodowanym przez huragan Andrew w 1992 roku, sklepy na południu Florydy sprzedawały sklejkę dwa razy drożej niż przed sztormem. Gwałtownie rosnące ceny sklejki zaskutkowały oskarżeniami o kanciarstwo cenowe i groźbą procesów sądowych. Jednak spójrzmy czego dokonały wyższe ceny oraz perspektywa nieoczekiwanych zysków. Sklejka, która miała zostać przetransportowana drogą morską na środkowy zachód, zachód i północny-wschód nagle została skierowana na południową Florydę. Tartaki zwiększyły produkcję. Kierowcy ciężarówek i inni pracownicy

pracowali w godzinach ponadwymiarowych, by zwiększyć dostępność sklejki i innych materiałów budowlanych na Florydzie. Wzrost cen sklejki oznaczał jeszcze coś innego. Fakt, że cała sklejka płynęła na południe oznaczał, że wzrosły ceny tego produktu w innych miejscach, zniechęcając w ten sposób do „mniej wartościowego” wykorzystywania tego materiału, na przykład przy majsterkowaniu. W końcu naprawa i odbudowa zniszczonych domów jest „bardziej wartościowym” wykorzystaniem sklejki.

Co sprawiło, że uczestnicy rynku robili to, co było w interesie społecznym czyli zaprzestali bądź odłożyli w czasie inne sposoby wykorzystania sklejki? Odpowiedź odkrywa prawdopodobnie najcudowniejszą cechę tego procesu: rosnące ceny oraz możliwość osiągnięcia większych zysków zachęciła ludzi do robienia dobrowolnie tego, co było w interesie społecznym czyli pomagania swoim rodakom wyjść na prostą po tragedii.

Zyski zmuszają również producentów do tego, by zachowywali się odpowiedzialnie. Jeżeli marnują dostępne zasoby, ich koszta produkcji wzrosną. By pokryć koszta, zażądają ceny wyższej niż ta, którą zechcą zapłacić konsumenci. Po pewnym czasie firma poniesie straty (zyski negatywne), których nie będzie w stanie wytrzymać i wypadnie z interesu. W rezultacie zasoby firmy przypadną w udziale komuś innemu, kto zrobi z nich lepszy użytek. Proces ten ulega zakłóceniu, gdy rząd proponuje dofinansowanie w formie gwarantowanych pożyczek, subwencji czy nakłada ograniczenia na produkty konkurencyjne z zagranicy, takie jak cła czy kwoty importowe. „Pomoc” rządu umożliwia nie odnoszącym sukcesu firmom dalsze trwonienie zasobów.

Jeśli obchodzą nas potrzeby ludzi powinniśmy zwracać więcej uwagi na rządowe organizacje niedochodowe, aniżeli uderzać w organizacje przynoszące zyski. Szkoły państwowe są dobrym przykładem. Wiele z nich trwoni środki dając w zamian byle jaki produkt, podczas gdy pracownicy administracji, nauczyciele oraz cały personel otrzymują wyższe uposażenie plus dodatkowe korzyści, a klienci (podatnicy) są coraz bardziej obciążani finansowo. W przeciwieństwie do innych producentów pracownicy edukacji nie znają rygoru dyscypliny zysków, nie są zatem tak odpowiedzialni.

A co z amerykańską usługą pocztową? Również świadczą liche usługi, a ich zarząd i pracownicy otrzymują coraz wyższe zarobki, podczas gdy klienci płacą coraz więcej. Znowu życzenie klientów może być beztrosko ignorowane, nie istnieje bowiem zasadnicza kwestia dyscypliny zysków.

Oto prawo Williams’a: gdy brak bodźca nakierowanego na osiągnięcie zysku, prawdopodobieństwo, że potrzeby ludzkie będą beztrosko ignorowane jest największe. Nie chodzi tu tylko o szkolnictwo czy usługi pocztowe, ale również policję i służby porządkowe. Gdyby przeprowadzono sondaż pytając ludzi o to, z jakich usług są najbardziej zadowoleni, a z jakich niezadowoleni, na pierwszej liście znalazłyby się organizacje przynoszące zyski (supermarkety, firmy komputerowe, sklepy wideo); drugą zdominowałyby niedochodowe (szkoły, poczty oraz biura rejestracji pojazdów). W wolnej gospodarce gonienie za zyskiem i służenie ludziom są jednym i tym samym.

Artykuł pochodzi z magazynu „Ideas on Liberty”. Data dodania na starej stronie PAFERE: 2016-12-18 13:30:00

Poprzedni artykułLaband: Przeklęte raje podatkowe
Następny artykułPayne: Irlandia dryf od socjalizmu do wolnego rynku
Walter Edward Williams (ur. 31 marca 1936 r.) - amerykański ekonomista, komentator i naukowc; wybitny profesor ekonomii na George Mason University, a także syndykowany felietonista i autor znany z klasycznych liberalnych i libertariańskich poglądów konserwatywnych.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj