Sztąberek: Konstytucja UE zagrożenie czy banał?

PAFERE WIDEO

Na początku kwietnia 2005 roku w Czechach odbyła się promocja książki prezydenta Vaclava Klausa „Powiedzmy swoje tak lub nie europejskiej konstytucji”. Tym samym można stwierdzić, że u naszych południowych sąsiadów rozpoczęła się właśnie debata na temat unijnego traktatu. Choć tytuł książki zdaje się sugerować, że zawiera ona neutralne spojrzenie na kwestię dalszej integracji europejskiej to jednak jej fragmenty cytowane – raczej skąpo – przez PAP, oraz liczne, choć rzadko przytaczane w Polsce, wypowiedzi Klausa mówią coś zgoła innego. Prezydent Czech od dawna nie kryje, że kierunek w którym podąża Unia Europejska zbytnio mu się nie podoba.

„Czesi nie powinni się martwić, jeśli ich kraj będzie jedynym, który nie poprze konstytucji UE” – powiedział Klaus podczas spotkania promocyjnego swojej najnowszej książki. Czeski prezydent dodał jednocześnie, że opowiada się za zorganizowaniem w Czechach referendum. Choć w państwie tym nie ma, jak dotąd, ustawy o referendum, już rozpoczęły się prace nad jej szybkim uchwaleniem. Jest więc szansa na to, że plany czeskiego prezydenta uda się zrealizować.

Klaus od dawna nie ukrywa swojego krytycznego nastawienia do kształtu jaki zaczyna przybierać europejska integracja i – co najważniejsze – nie ma oporów – w przeciwieństwie do wielu innych polityków, chociażby polskich, obawiających się narażenia biurokratycznym gremiom UE – przed wypowiadaniem swoich zastrzeżeń publicznie.

Vaclav Klaus Już w listopadzie ub. roku, w artykule napisanym dla niemieckiego „Die Welt” czeski prezydent stanowczo stwierdził, że nie może zgodzić się na likwidację krajów i państw i zastąpienie ich strukturami unijnymi, które nie są odpowiedzialne wobec żadnej demokratycznej instytucji. Podkreślił wówczas również, że konstytucja anuluje wszystkie poprzednie traktaty i tworzy nową Unię. „Nowa UE stanie się – na gruncie tej konstytucji – w krótkim czasie nowym europejskim państwem ze wszystkimi istotnymi atrybutami państwa, w którym jego członkowie zredukowani zostaną do rangi regionów lub prowincji i w którym wiążąca umowa podporządkowania się najwyższej jedności doprowadzi do likwidacji demokracji, suwerenności i politycznej niezależności pojedynczych narodów” – napisał, dodając, że jest za tym aby budować wolną i kwitnącą Europę, jednak niekoniecznie jako supermocarstwo, które ma ambicje do rządzenia lub współrządzenia światem.

W lutym br. Klaus opublikował swego rodzaju dekalog zastrzeżeń do UE, w którym napisał m.in., że unijna konstytucja jest krokiem, który „Europę państw zamienia w państwo Europa”.

Z kolei w marcu tego roku, w wywiadzie dla jednej z niemieckich gazet zwrócił on uwagę na to, iż dalsza integracja Unii Europejskiej doprowadzić może do „ujednolicenia i unifikacji”. „Warunkiem demokracji i parlamentaryzmu jest istnienie >>demosu<< czyli narodu, którego w Europie nie ma" - zaznaczył. Opowiedział się także przeciwko zwiększaniu kompetencji parlamentu UE, zaznaczając jednocześnie, że jest jak najbardziej za swobodnym przepływem towarów i usług oraz ludzi i idei. Mówiąc natomiast o samej konstytucji wyraził on nadzieję, że proces jej ratyfikacji zostanie zahamowany. "Ta konstytucja jest tak pusta i tak zła, że jej obrońcy mają dużo cięższe zadanie, niż jej przeciwnicy" - powiedział. Prezydent Czech stanowi bez wątpienia ewenement na skalę europejską jeśli chodzi o stosunek do konstytucji UE i, co najważniejsze, nie obawia się głośno wyrażać swoich poglądów. Podczas gdy kilka państw, w tym Włochy i Hiszpania, już ratyfikowało traktat, rozpływając się niemalże nad jego wielkością i wspaniałością, gdy prezydent Francji w panice przed kompromitacją rozpoczyna prokonstytucyjną kampanię, zaś egzemplarzem traktatu postanowiono uszczęśliwić nawet kosmos, Vaclav Klaus nie ma oporów przed tym, by otwarcie krytykować konstytucję, natomiast samą UE porównywać do niesławnej pamięci Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej, skupiającej przed laty państwa komunistyczne. W swojej najnowszej książce, której promocja odbyła się na początku kwietnia br. czeski prezydent pisze: "Ponadnarodowe czy paneuropejskie instytucje oraz jakiekolwiek próby opanowania Europy i kierowania nią z jednego miejsca, zawsze przynosiły brak wolności, ucisk narodów, podporządkowanie wielkim i inne podobne zjawiska. Dlatego wcześniej czy później z nich rezygnowano". * * * Słuchając wypowiedzi polskich polityków, czy publicystów na temat traktatu konstytucyjnego można dojść do wniosku, że ten akt prawny to w zasadzie drobny szczegół. Słyszy się niejednokrotnie, że jego uchwalenie jest niezbędne do tego, by Europa dalej mogła się jednoczyć (tak twierdzą entuzjaści traktatu), bądź też że może on być przyjęty, choć niekoniecznie musi, że przyjmując go Europa nic nie zyskuje, a odrzucając - nic nie traci (to głos części polityków niezdecydowanych, np. z Platformy Obywatelskiej). Pytanie jakie się tu w związku z tym nasuwa brzmi: czy zastrzeżenia podnoszone przez prezydenta Vaclava Klausa w odniesieniu do traktatu konstytucyjnego UE są wyolbrzymiane i traktować je należy raczej jako fobie, zaś sam traktat nie przedstawia sobą większej wartości, a jego uchwalenie nie rodzi żadnych konsekwencji, czy też jednak coś jest na rzeczy? Klaus to polityk poważny, wieloletni premier Czech, poważany na międzynarodowych salonach, choć niekoniecznie przez różnej maści postępowców uwielbiany. Trudno nazwać go oszołomem, czy obdarzyć jakimś innym niepochlebnym epitetem. A może prezydent Czech jest po prostu jednym z nielicznych polityków, który zadał sobie trud dokładnego przestudiowania konstytucji, dlatego podchodzi do problemu z powagą i odpowiedzialnością? Traktat Konstytucyjny Unii Europejskiej to zaiste potężny dokument, a przebrnięcie przez niego wymaga sporego samozaparcia i cierpliwości. Jest to 448 artykułów rozpisanych na 349 stronach. Z polskim tłumaczeniem traktatu można się zapoznać od niedawna na stronie internetowej MSZ ( ściągnij plik). Jak w większości tego typu dokumentów i tu można znaleźć wiele zapisów słusznych i miłych dla każdego ucha, ale i szereg takich, które budzić mogą wątpliwości. Tym, co traktat konstytucyjny stanowi istotnego jeśli chodzi o politykę to bez wątpienia wspólna polityka zagraniczna oraz obrony i bezpieczeństwa. Prezydent Chirac wyraźnie mówi, że chodzi o to, by Unia Europejska mogła uwolnić się od Stanów Zjednoczonych, a w dłuższej perspektywie, by mogła z nimi konkurować. Czy nie oznacza to, wcześniej czy później, kolizji z obecną polityką zagraniczną prowadzoną np. przez III RP? Nie trzeba być wielkim znawcą polityki, by domyślić się, że w dłuższej perspektywie "wspólna polityka zagraniczna oraz obrony i bezpieczeństwa" UE zmierzać będzie do tego, by wyeliminować amerykańskie wojska z kontynentu oraz doprowadzić do osłabienia roli NATO i do stworzenia jednej armii UE. Czy na pewno leży to w interesie Polski? Konstytucja UE deklaruje, że chroni własność prywatną, sprzyja wolności gospodarczej, broni konkurencji, sprzyja wolności handlu i usług, lecz jednocześnie zapowiada dążenie Unii do pełnego zatrudnienia, do równości wynagrodzenia kobiet i mężczyzn za pracę (ta kwestia ma być scentralizowana), do współdecydowania przez pracowników o losie przedsiębiorstwa, gwarantuje osłony socjalne oraz m.in. ustanawia wspólną politykę rolną i rybołówstwa i wspólne taryfy celne. Trudno znaleźć w konstytucji zapis, który mówiłby wprost, że wolny rynek jest w UE zakazany (w zasadzie to mówi się tam o "rynku wewnętrznym", a nie wolnym lub o "społecznej gospodarce rynkowej, albo o "otwartej gospodarce rynkowej z wolną konkurencją", która wymaga jednak "ścisłej koordynacji" - art. III-177), jednak z poszczególnych artykułów wyraźnie wyłania się wizja "rynku wewnętrznego" osaczonego olbrzymią urzędniczą kontrolą i obarczonego potężnym garbem biurokracji. Trudno zliczyć wszystkie ciała doradcze czy instytucje jakie konstytucja powołuje do życia, bądź przyklepuje już istniejące, których rolą ma być właśnie kontrolowanie, wdrażanie, synchronizowanie, harmonizowanie, wspieranie, analizowanie, dyscyplinowanie, upominanie itp. W ramach UE działać więc mają m.in. Komitet Zatrudnienia, Komitet Ekonomiczno-Społeczny, Komitet Regionów, Komitet ds. Ochrony Socjalnej, Europejski Fundusz Społeczny, Europejski Fundusz Orientacji i Gwarancji Rolnej - Sekcja Orientacji, Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego, Fundusz Spójności itp. Np. w art. III-134 dotyczącym "pracowników" czytamy m.in., że "Ustawy europejskie lub europejskie ustawy ramowe mają na celu w szczególności: (...) ustanowienie mechanizmów właściwych do zapewnienia wymiany podań o pracę i ofert zatrudnienia oraz ułatwienie zachowania równowagi na rynku pracy, na warunkach, które zapobiegają poważnym zagrożeniom dla poziomu życia i zatrudnienia w różnych regionach i gałęziach przemysłu". Czy w ogóle możliwe jest centralne sterowanie tak złożonym i zróżnicowanym problemem, rozciągającym się terytorialnie od Atlantyku aż po Bug? Podobnych zapisów jest w traktacie znacznie więcej, a np. art. III-173 wyraźnie mówi, że "(...) europejska ustawa ramowa Rady ustanawia środki dla zbliżenia przepisów ustawowych, wykonawczych i administracyjnych Państw Członkowskich, które mają bezpośredni wpływ na ustanowienie lub funkcjonowanie rynku wewnętrznego. Rada stanowi jednomyślnie po konsultacji z Parlamentem Europejskim oraz Komitetem Ekonomiczno-Społecznym". To zapowiedź dążenie do dalszej harmonizacji prawa i centralizacji. Konstytucja zawiera jeszcze szereg artykułów odnoszących się m.in. do takich spraw jak: ochrona środowiska, rozwój technologiczny, rozwój nauki, badań kosmicznych, energetyki, "przestrzeń wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości" (tu UE zobowiązuje się do zwalczania "rasizmu" i "ksenofobii"), współpraca sądów, współpraca policyjna, zdrowie publiczne, przemysł, kultura, turystyka, edukacja młodzieży, sport, kształcenie zawodowe, obrona cywilna, współpraca administracyjna... To już jednak temat na odrębne omówienie. * * * Dobrze by się stało, gdyby ten bardzo pobieżny wgląd w zapisy traktatu stał się zaczątkiem szerszej dyskusji na temat konstytucji Unii Europejskiej. "Strona Prokapitalistyczna" udostępnia dla takiej dyskusji swoje łamy. Może czeski prezydent Vaclav Klaus się myli w swojej ocenie traktatu? Może rację ma wielki zwolennik konstytucji, prezydent Francji Jacques Chirac, albo głowa III RP Aleksander Kwaśniewski? A może słusznie twierdzą ci, którzy uważają, że nie warto się przejmować konstytucyjnym "bełkotem", nawet w sytuacji, gdyby miał on zostać uchwalony i wejść w życie, bo ani nie grozi on socjalizmem ani utratą suwerenności...? Powyższy tekst był pierwotnie opublikowany na Stronie Prokapitalistycznej. Data dodania na starej stronie PAFERE: 2009-02-01 00:01:17

Poprzedni artykułSztąberek: Kapitalizm zwycięża
Następny artykułSztąberek: Wyznanie księdza Roberta A. Sirico

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj