Co ma wspólnego wózek na zakupy z biurokracją?

PAFERE WIDEO

Niedawno robiłem zakupy w jednym z supermarketów. Zalewającą Polskę w ostatnich tygodniach fala upałów spowodowała, że starałem się jak najszybciej przenieść zawartość z mojego wózka do bagażnika samochodu. Marzyłem o klimatyzacji, gdy z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos. Stojący obok mnie mężczyzna zapytał, czy może odprowadzić wózek. Pytanie samo w sobie stanowiło ciekawą ofertę. Za równowartość 1 pln, znajdującego się w mechanizmie koszyka, które zasili budżet Nieznajomego, mogłem szybciej opuścić rozgrzany parking. Czemu nie, pomyślałem. Dopiero w samochodzie miałem sto refleksji (chyba zbawienny wpływ obniżenia przez klimatyzację temperatury na mój umysł. I jak tu winić Greków, kiedy u nich żar leje się z nieba miesiącami).

Nieznajomy oferując usługę, polegającą na odprowadzeniu wózka, znalazł sposób na podreperowanie swoich finansów. Uzyskiwał w ten sposób 1 lub 2 pln, które tkwiło w mechanizmie koszyka. Tak naprawdę wykonywał pracę, a nie liczył na zapomogę. Wymyślił coś co stanowiło wartość dla innych. Swoim działaniem nie naruszał interesów kupujących lub właścicieli supermarketu. W kupowanych przez siebie produktach dodatkowo opłaca wliczony w ich cenę VAT, co można uznać za formę odprowadzania przez Nieznajomego podatku.

A gdyby tak Mr. „N” postanowił poszerzyć zakres usług, np.: podstawienie koszyka do samochodu, wyładunek towaru do bagażnika. Posiadając zdolności organizacyjne może zostałby szefem grupki podlegających mu Nieznajomych, którzy byliby w stanie zaspokoić zapotrzebowanie na usługę u kierowców z całego parkingu… Jego firma by się rozrosła, zacząłby świadczyć usługi z możliwością uzgodnienia czasu na telefon…itp.,itd.

STOP.  Na szczęście mamy biurokrację.

Przecież Mr. „N” oferując jakieś usługi, powinien zarejestrować działalność gospodarczą, płacić podatki, wypełniać formularze PIT, VAT, CIT. Do działalności jemu podobnych potrzeba by zwiększyć obsadę lokalnych Urzędów Skarbowych. Jakby problematyka stała się poważniejsza to może nawet powołano by dodatkowego (kolejnego) wiceministra, departament w Ministerstwie, zakupiono by nowoczesne systemy komputerowe za dziesiątki milionów, aby kontrolować czy te 1 lub 2 pln z koszyka jest właściwie opodatkowane i czy ktoś kogoś nie oszukuje. No właśnie, czy ktoś kogoś nie oszukuje?

Biurokracja, czy to państwowa, czy korporacyjna zawsze znajdzie uzasadnienie na swój rozwój i istnienie. Niejednokrotnie pochłania dużo większe środki na prowadzenie tylko sobie potrzebnych kontroli, nadzoru. Natomiast człowiek z inicjatywą, pomysłem, wcześniej czy później natrafi na ścianę, zza której wyłoni się ręka ściągająca należny podatek. Ciekawe, czy licząc rzetelnie, nie okaże się, że koszty ściągnięcia podatku, aby nie przewyższają wpływów z tego podatku? Ale w razie czego politycy po raz kolejny mogą ogłosić kolejną edycję „Taniego Państwa”, „Państwa przyjaznego biznesowi”. A do realizacji tych programów zatrudni się… nowych urzędników. W końcu za to płaci podatnik.

Poprzedni artykułNie pisz Credo na parkanie
Następny artykułPomaganie rolnictwu
Michał Stachyra - doradca, zarządzający projektami krajowymi i zagranicznymi; prawnik, wieloletni urzędnik administracji państwowej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj