Prywatyzacja lasów

PAFERE WIDEO

Głosowanie nad poprawkami do Konstytucji RP, które miały umożliwić prywatyzację majątku Lasów Państwowych wzbudziło i w dalszym ciągu budzi sporo wątpliwości. Przede wszystkim z uwagi na sposób, w jaki zostało ono przeprowadzone, niemniej jednak również z uwagi na jego przedmiot. Czy takie dobro, jak lasy, może w ogóle podlegać procesom prywatyzacyjnym? Czy nie jest to klasyczny przykład dobra wspólnego (publicznego), które nie może znajdować się w rękach prywatnych (osób lub firm)?
    
Otóż las, a konkretnie ziemia, na której się znajduje, jest jak zdecydowana większość dóbr zasobem rzadkim, w związku z czym może podlegać ogólnym rynkowym, dobrowolnym mechanizmom nabywania tytułów własności oraz ich odsprzedaży. Pytaniem pozostaje zatem nie to, czy prywatyzować lasy, ale jak to zrobić, tj. w jaki sposób tereny leśne (jak również te nabywane z myślą o zalesieniu) mogłyby znaleźć prywatnego właściciela.
    
Jednym z najbardziej sprawiedliwych rozwiązań, jest – wbrew powszechnej opinii, iż jest to reprywatyzacja – restytucja mienia, tj. zwrócenie uprzednio zagrabionego przez państwo majątku jego prawowitemu właścicielowi lub jego prawnym spadkobiercom. Problem polega jednak na tym, że nawet stan, jaki panował w II RP, gdzie 41% lasów było w rękach prywatnych, nie byłby w żadnym stopniu sprawiedliwy, ponieważ tytuły własności do ziemi nadawane były przez wieki przez państwowych magnatów (w oczywisty sposób z pogwałceniem zasad sprawiedliwego nabywania ziemi). Musimy zatem poszukać innej recepty.
    
Rozwiązaniem nie mógłby być również proces przydzielania tytułów własności na zasadzie ich sprzedaży, chociażby w formie organizowanych w tym celu licytacji. Powstają bowiem pytania o to kto i dlaczego miałby czerpać z tego tytułu zysk (przychód)? Jeśli miałby on przypaść dotychczasowemu „właścicielowi”, tj. państwu, to tym samym sankcjonowalibyśmy uprzednie bezprawne przywłaszczenie dóbr, zgadzając się na to, by rabuś mógł z zyskiem odsprzedać zrabowane dobra. Jak zatem sprawić, by należące w 83% do państwa lasy, znalazły się w 100% w rękach prywatnych?
    
Najlepszym i najbardziej sprawiedliwym rozwiązaniem jest to, które proponuje chociażby Jakub Woziński w książce "To NIE musi być państwowe". Polegałby on na dopuszczeniu możliwości pierwotnego przywłaszczenia gruntów, na których obecnie rosną lasy tak, aby to pierwszy użytkownik danego terenu, poprzez wykonanie na nim pracy, został automatycznie jego prawowitym właścicielem. W interesującym nas przypadku mogłoby to polegać na wykarczowaniu terenu, wycince lub zasadzeniu na nim drzew, co w oczywisty sposób manifestuje „zmieszanie swojej pracy” z konkretnym kawałkiem ziemi.
    
Podstawową zaletą tego rozwiązania, jest możliwość dostosowania podaży obszarów leśnych (ich jakości i możliwych zastosowań) do rzeczywistych potrzeb i oczekiwań konsumentów. Jeśli mamy obecnie za mało lasów, to kolejne tereny zostaną przeznaczone pod ich zalesienie. Wbrew apokaliptycznym twierdzeniom, iż doprowadzi to do rabunkowej polityki leśnej i deforestacji kraju dodajmy, że tym mniejszy obszar leśny, w im większym stopniu znajduje się on pod kontrolą państwa (nie ma gorszego właściciela, niż państwowy vel publiczny), czego dowodem jest stałe zmniejszanie się lesistości Polski aż do końca XVIII w. z powodu przekazywania przez państwo szlachcie i magnatom ogromnych połaci ziemi, o które ci de facto państwowi właściciele w ogóle nie dbali.
    
Na zakończenie, uprzedzając zarzuty, jakoby to prywatny właściciel z definicji musiał „odgradzać” swoje ziemie i żądać stosownej opłaty za wstęp na należącą do niego posesję, odpowiedz sobie, Szanowny Czytelniku, jak swobodny masz dostęp do tatrzańskich szczytów…

 

Photo credit: AstridWestvang / Foter / CC BY-NC-ND

Poprzedni artykułKwota wolna od podatku – czyli kto powinien utrzymywać państwo?
Następny artykułNauka Ekonomii

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj