Przymuszanie do dobrowolności – totalniaków długi marsz na wymęczenie…

W związku z tym, że Polacy przestali masowo ustawiać się w kolejkach do „zaszczepienia”, i mając świadomość fiaska takiego okrężnego przymuszenia ich do "dobrowolnego" przyjęcia preparatu, postanowiono „umilić” im życie serwując masowe testowanie. Projekt, który ma być procedowany wkrótce w sejmie wprowadza tak głęboką ingerencję państwa w funkcjonowanie firm i w relacje między pracownikami i pracodawcami, że chyba nawet komuniści i naziści by tego nie wymyślili

foto. internet
PAFERE WIDEO

„Oddaj krew to dostaniesz śniadanie;
Jak nie zjesz śniadania nie możesz oddać krwi;
Jak nie oddasz krwi musisz nas opuścić.
Krew oddajemy oczywiście dobrowolnie…”
(„Wojna światów. Następne stulecie”, reż. Piotr Szulkin, Polska 1981r. – scena w noclegowni)

Jak daleko może się posunąć władza w uprzykrzaniu życia własnym obywatelom? Ostatnie 2 lata pokazały, że daleko. A nawet bardzo daleko. Co gorsza, ostatnie posunięcia polityków każą zadać pytanie: czy to aby na pewno koniec?

Jednym z podstawowych praw jakie przynależą człowiekowi jest prawo do dysponowania swoją własnością.

Ogłoszona przez Światową Organizację Zdrowia tzw. pandemia koronawirusa mocno uderzyła w gospodarki poszczególnych krajów. Polska gospodarka i Polacy także odczuli skutki globalnych lockdownów, narzucanych odgórnie obostrzeń, za nieprzestrzeganie których groziły i nadal grożą wysokie kary, ciągłej huśtawki nastrojów nie tylko na rynkach, ale także w sferze psychologicznej. Niepewność przyszłości stała się czynnikiem, który głęboko zagnieździł się w umysłach ludzkich i stał się jednym z istotnych elementów naszego działania. Przyszłość zawsze jest niepewna, a nasze decyzje obarczone są jakąś miarą ryzyka. Na rynku – czy ogólnie w życiu – możemy wygrać, ale też możemy przegrać, nie jesteśmy w stanie w stu procentach przewidzieć ruchu konkurenta. Jednak ta niepewność, to ryzyko są czymś naturalnym – po prostu życie jest nieprzewidywalne.

W czasie koronawirusowych obostrzeń pojawił się dodatkowy element – niepewność wywoływana przez rządy. W jej wyniku zachwiały się fundamenty, na których opiera się ludzkie życie. Zagrożone zostały miejsca pracy wielu ludzi, zachwiana została wiara w stabilność umów między ludźmi, pojawiła się perspektywa upadku wielu firm, utraty własności. Nie miało to jednak nic wspólnego z normalną grą sił rynkowych. Rządy, powołując się na zagrożenie epidemiologiczne, przyznały sobie prawo do decydowania o tym, jak ludzie mają rozporządzać swoimi dobrami, jak mają zarządzać swoją własnością. Nagle z dnia na dzień okazało się, że właściciel restauracji nie może jej otworzyć, że fryzjer nie może ostrzyc klienta we własnym salonie fryzjerskim, że właściciel sklepu musi zamknąć coś, co jest jego. Potem, gdy państwo zezwoliło na otwarcie sklepów, salonów, kin, basenów, zakładów pracy, ustaliło warunki, na jakich mogło się to odbywać – tzn. ile osób może przebywać w pomieszczeniach, jak daleko te osoby od siebie mogą być, jak mają się zachowywać i co mają mieć na twarzy.

Od czasu, gdy na masową skalę ruszyły akcje „szczepień”, w wielu krajach wprowadzony został tzw. paszport covidowy. Ma on umożliwić ludziom, którzy zdecydowali się „zaszczepić” „powrót do normalności”. To jednak nadal państwo decyduje o tym, jak ta „normalność” ma wyglądać. Normalność, wedle tej logiki, jest wówczas, gdy przyjmiesz kilka dawek „szczepionki”. W przeciwnym razie jesteś wykluczony. Powoli tracimy więc również prawo do własnego ciała, gdyż jedynie dysponowanie nim w taki sposób jakiego żąda od nas państwo, otwiera nam furtkę do innych praw.

Paszport covidowy, którego skuteczność w „walce z pandemią” nie została w żaden sposób udowodniona, stał się czymś w rodzaju fetyszu, który doczekał się wielu wyznawców. Choć w Polsce nie funkcjonuje on w takim rozmiarze jak w innych krajach Europy czy świata, gdzie bez owego paszportu nie można korzystać np. z komunikacji publicznej czy wejść do sklepu, i u nas nie brakuje „covidowych fetyszystów”. Nagle objawili się przeróżni przedsiębiorcy z przeróżnych „związków pracodawców” itp., którzy uznali, że paszporty takie są niezbędne każdej firmie, by mogła normalnie funkcjonować. W kręgach politycznych także nie brakuje zwolenników takiego rozwiązania. U jego źródeł leży podział ludzi na „zaszczepionych” i „niezaszczepionych”. Ci pierwsi mają mieć oczywiście przywileje, ci drudzy mają być karani. Zanika podział na pracownika dobrego i na złego, na sumiennego i na ignoranta, na pracowitego i na lenia. Od teraz mają być „zaszczepieni” i „niezaszczepieni”. Widać więc, że ingerencja władzy w to, jak funkcjonować ma prywatna firma wchodzi na nowy poziom.

Ale to nie wszystko… W związku z tym, że Polacy przestali masowo ustawiać się w kolejkach do „zaszczepienia”, i mając świadomość fiaska takiego okrężnego przymuszenia ich do „dobrowolnego” przyjęcia preparatu, postanowiono „umilić” im życie serwując masowe testowanie pod kątem covid-19. Projekt, który ma być procedowany wkrótce w sejmie, a firmowany przez partię rządząco PiS, wprowadza tak głęboką ingerencję państwa w funkcjonowanie firm i w relacje między pracownikami i pracodawcami, że chyba nawet komuniści i naziści by tego nie wymyślili. Od teraz, pracownicy mają się dzielić na „przetestowanych” i „nieprzetestowanych”. Projekt zakłada cotygodniowe testowanie się pracowników, a wyjątkowe kuriozum to prawo zakażonego pracownika do ubiegania się o odszkodowanie od tego, którego będzie podejrzewał o to, że się od niego zaraził. Kwota odszkodowania ma wynosić … 15 tys. zł, a jej nałożeniem zajmować się będzie … wojewoda. Sąd został w tej procedurze całkowicie pominięty. Wiadomo – PiS nie ma zaufania do sądów, natomiast wojewodowie są „nasi”.

Teraz pytanie: czy zwykli pracodawcy rzeczywiście życzą sobie takich rozwiązań? Czy ci, którzy stawiają się – z tytułu przynależności do różnych związków, stowarzyszeń, czy forów – w roli „reprezentantów pracodawców”, nie są aby uzurpatorami, którzy swoją pozycję zawdzięczają głównie bliskim relacjom z władzą?

Komuś bardzo zależy na tym, by własność prywatna stała się karykaturą samej siebie, by normalną konkurencję rynkową zastąpić jakimś technokratycznym teatrzykiem, w którym główne role odgrywać będą przeróżni lobbyści i skorumpowani politycy. By to osiągnąć, być może trzeba najpierw napuścić na siebie ludzi, wyzwolić w nich najgorsze instynkty, doprowadzić do wielu tragedii. Po takim piekle łatwiej się rządzi, czy – jak to się teraz popularnie mówi – „zarządza kryzysem”. Człowiek ubezwłasnowolniony, pozbawiony własności, odarty z godności nie ma już siły, by się buntować. Dla świętego spokoju zrobi wszystko, co mu władza każe. Oczywiście „dobrowolnie”…

Jest jedna pociecha… Człowiek kieruje się naturalną potrzebą walki o wolność…

Paweł Sztąberek

Poprzedni artykułSocjalizm refleksje na temat upadku
Następny artykuł20 lat po upadku komunizmu pytania o przyszłość gospodarki rynkowej

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj