Dlaczego demografia jest ważna?

To, że obecnie Polska jest atrakcyjnym miejscem migracji dla Ukraińców czy mieszkańców np. Bangladeszu NIE OZNACZA, że taka będzie np. za 50 lat. Dlaczego zakładamy, że mieszkańcy Bangladeszu będą chcieli przyjeżdżać i pracować w Polsce, czyli w kraju zamieszkanym przez masy ubogich emerytów? Czy płace w państwie gdzie ogromna większość ludzi nie pracuje, jest stara i schorowana, będą atrakcyjne dla Bengalczyków? Jak atrakcyjna będzie wtedy Polska?

PAFERE WIDEO

To, że obecnie Polska jest atrakcyjnym miejscem migracji dla Ukraińców czy mieszkańców np. Bangladeszu NIE OZNACZA, że będzie nim nadal za dajmy na to 50 lat. Dlaczego zakładamy, że mieszkańcy Bangladeszu będą chcieli przyjeżdżać do nas i pracować w Polsce, czyli w kraju zamieszkanym przez masy ubogich emerytów? Czy płace w państwie, gdzie ogromna większość ludzi nie pracuje, jest stara i schorowana, będą atrakcyjne dla Bengalczyków? Jak atrakcyjna będzie wtedy Polska?

Na początku powiedzmy, co rozumiemy pod pojęciem demografii.

Demos z greckiego to ‘lud, ludność’, grapho to ‘piszę, opisuję’, demografia zatem to nauka zajmująca się analizą i opisem populacji: przyrostem naturalnym, strukturą wieku, rozmieszczeniem ludności, migracjami. W naszym wykładzie przez demografię będziemy rozumieli stan populacji Polski, wliczając w to liczbę ludności, strukturę wieku, dzietność oraz ilość urodzeń.

Podstawą każdego państwa są ludzie, którzy w nim żyją, bez nich nie ma gospodarki, sił zbrojnych, kultury i sztuki. Nie ma przyszłości.

To ludzie tworzą gospodarkę, wytwarzają dobra i produkty, budują drogi, stawiają domy i wymyślają leki na raka, piszą książki, wiersze, opery, grają w teatrze oraz kręcą filmy. To ludzie zachowują mowę, obyczaje i upodobania kulinarne, tworzą nowe technologie i podążając za powołaniem, podejmują różne wyzwania życiowe – osobiste i społeczne. Bez ludzi nie ma opieki zdrowotnej, przedszkoli szkół, domów sklepów i fabryk.

Bez ludzi wspaniała infrastruktura nikomu i niczemu nie służy. Puste autostrady, po których nikt nie jeździ, nie mają sensu. Puste fabryki, w których nikt nie pracuje, nie są nikomu potrzebne. Cenne bogactwa naturalne nic nie znaczą bez ludzi, którzy by je wydobywali, pozyskiwali i wykorzystywali. Demografia tworzy podstawę, na której wzrastają wszystkie inne dziedziny życia. To również ludzie spłacają długi zaciągnięte przez rządy.

Analizując dane demograficzne, można bardzo łatwo ocenić trendy panujące w państwie. Można dość precyzyjnie przewidzieć, co czeka dany kraj i jego mieszkańców w przyszłości.

Możemy się spierać, co jest ważniejsze – czy demografia, czy też kultura? Oba czynniki są ze sobą powiązane. Bez ludzi nie ma kultury, a bez kultury ludzie łatwo mogą ulegać demoralizacji i zniewoleniu.

Wbrew pozorom rozwój ekonomiczny można osiągnąć bardzo szybko. Wykazały to liczne przykłady takich krajów jak Japonia, Korea Południowa, Tajwan, a ostatnio Chiny.

Jeśli tylko istnieje wola polityczna, to w ciągu zaledwie 10 lat rozwijająca się gospodarka powoduje bardzo szybko wzrost poziomu życia. Np. Japonia w jednym tylko roku, 1959, osiągnęła wzrost gospodarczy wysokości 17%. W latach 60. wzrost ten w Kraju Kwitnącej Wiśni przekraczał 10% rocznie. W tym jednym dziesięcioleciu PKB Japonii powiększyło się 2.6 raza. To administracyjne przeszkody stoją z reguły na drodze wzrostu ekonomicznego. Gospodarka nie musi być problemem, jeśli się jej tylko nie szkodzi, natomiast negatywne trendy demograficzne są znacznie trudniejsze do odwrócenia.

Jeśli demografia jest taka ważna, a wykażę to za chwilę, dlaczego nie jest przedmiotem codziennych rozmów telewizyjnych, debat sejmowych, analiz na uniwersytetach i czemu nie gości na czołówkach gazet? Dlaczego tak niezwykle ważny temat nie jest nagłaśniany i dyskutowany?

Wydaje mi się, że przyczyna jest dość prozaiczna. Dane demograficzne i ich konsekwencje są obiektywne i trudno podlegają manipulacji. Demografia jest, taka, jaka jest. Trudno w niej o propagandę sukcesu, kreatywną księgowość, tworzenie iluzji. Dodatkowym problemem jest to, że nieuchronne konsekwencje stanu demografii są odczuwane z pewnym opóźnieniem.

Najważniejszym wskaźnikiem, który w sposób niezwykle przejrzysty pokazuje trendy na przyszłość jest całkowity wskaźnik dzietności po angielsku Total Fertility Rate (TFR). Jest to liczba dzieci, które będzie posiadała kobieta w ciągu całego swojego życia.

Aby kolejne pokolenie było tak samo liczne jak pokolenie rodziców, każda kobieta powinna mieć 2 dzieci.

Precyzyjnie mówiąc, liczba ta powinna być trochę większą 2.07-2.15 w zależności od kraju. Dlaczego akurat 2.07-2.15? Otóż dlatego, że niestety nie wszystkie dzieci dożywają pełnoletniości oraz dlatego, że zawsze rodzi się trochę więcej chłopców niż dziewczynek. 2.07 dotyczy tak zwanych krajów rozwiniętych, a 2.15 krajów biedniejszych, gdyż w nich umieralność dzieci jest większa.

Jeśli CWD (TFR) wynosi np. 3.0, to następne pokolenie jest liczniejsze od poprzedniego.

Jak to wygląda w przypadku CWD poniżej 2.0?

Dla ułatwienia przyjmijmy, że do zastępowania pokoleń potrzeba 2 dzieci.

Przy CWD 2, jeśli w pierwszym pokoleniu mamy 100 osób, następne pokolenie będzie tak samo liczne.

1.75 dla 100 osób = 87.5 osób

1.5 dla 100 osób = 75 osób

1.4 dla 100 osób = 70 osób

1.3 dla 100 osób = 65 osób

1.2 dla 100 osób = 62.5 osoby

1.0 dla 100 osób = 50 osób

Analizując CWD, możemy od razu ocenić przyszłość danego narodu, danej populacji.

Jak to wygląda w Polsce? W naszym kraju CWD poniżej 2 spadło w roku 1990. Od tego czasu w żadnym roku dzietność nie przekroczyła 2. Przez 31 lat w Polsce nie ma prostego zastępowania pokoleń.

Proszę spojrzeć na tabele.



W 2003 r. CWD wynosiło 1.22, a w 2004 1.23.

Dzietność na tym poziomie to prawdziwa klęska.

Kolejne pokolenie liczy ledwie 62% poprzedniego.

Co ciekawe, tak dramatyczne wskaźniki nie wywołały powszechnej debaty w Polsce. A jest to sprawa kluczowa dla przetrwania biologicznego narodu.

Było wręcz odwrotnie. Polska dołączyła do Wspólnoty Europejskiej i głównym tematem debaty publicznej była wówczas możliwość wyjazdu młodych Polaków za granicę. Przedstawiano masową emigrację jako dobrodziejstwo i zachęcano do głosowania w referendum akcesyjnym na „tak”. Wymierający naród zachęcano do wyjazdów.

Nikt nie wie, czy wyjechało 2 czy 3 miliony młodych ludzi. A te 2 czy 3 miliony ludzi to tyle, ile rodzi się w Polsce wszystkich dzieci przez 6-8 lat. A przecież jeszcze wcześniej, bo w latach 80., wygnano za granicę około 1 milion osób.

Dlaczego w Polsce pomimo tak niskiego wskaźnika dzietności przez lata rodziło się więcej ludzi niż umierało? Odpowiedź jest prosta. Ludzie żyją dłużej. Równocześnie z dziećmi żyją ich dziadkowie, a czasem pradziadkowie. Często mija wiele lat po tym jak po spadku dzietności zaczyna się właściwy spadek (ubytek) ludności. W przypadku Polski były to 23 lata, a np. w przypadku Japonii 33 lata, Tajwanu 35 lat.

Z uwagi na niską dzietność i emigrację ludność Polski kurczy się (spada) od roku 1998. To znaczy od 23 lat.

Co nas czeka w najbliższych latach?

Pomimo bardzo małej dzietności przewaga zgonów nad urodzeniami była do tej pory stosunkowo niewielka – od kilku do kilkunastu tysięcy rocznie. W 2020 roku nastąpił znaczny wzrost ubytku ludności. Zmarło 478.6 tysięcy ludzi, a urodziło się 358.9. Ubytek wyniósł prawie 120 tysięcy osób. To prawdziwa klęska. W najgorszym dotychczas roku 2019 zmarło 35 tysięcy Polaków więcej niż się urodziło. Oczywiście obwiniano o to tzw. pandemię koronawirusa.

Stres, brak optymizmu w takich warunkach nie zachęcał do posiadania dzieci. Jak wspomniałem wyżej, w 2020 roku urodziło się 358.9 tysięcy dzieci, a w roku 2017 były to jeszcze 402 tysiące urodzonych. Przyczyny tego katastrofalnego spadku są jednak o wiele głębsze niż tylko koronawirus. Co się zatem dzieje?

W wiek zaawansowany wchodzą teraz roczniki wyżu powojennego.

W 1946 roku urodziło się w Polsce 623 tysiące ludzi, a w 1950 przyszło na świat 763 tysiące – obecnie ludzie ci mają 70-74 lata. Z kolei liczba urodzeń spada, gdyż w okres rozrodczy wchodzą kobiety, które urodziły się w czasie niżu demograficznego. Mamy więc do czynienia z dwoma niepokojącymi trendami PRZEBIEGAJĄCYMI JEDNOCZEŚNIE: wzrostem zgonów i spadkiem urodzeń. Ubytek ludności będzie się więc sukcesywnie powiększał i spadek ten będzie przyspieszał. W ciągu najbliższych kilku, kilkunastu lat ubytek ludności będzie wynosił 150-300 tysięcy ludzi rocznie. Ostatnie roczniki kobiet drugiego wyżu demograficznego z lat 80. osiągają wiek, który wyklucza rodzenie dzieci. Polska miała unikalną szansę odwrócenia negatywnych trendów demograficznych, posiadając ten wyż. Szansa ta została zmarnowana i niestety nie urodziło się tyle dzieci, ile mogło, a do tego Polska wysłała setki tysięcy, może ponad milion kobiet w wieku rozrodczym, za granicę. Np. w roku 2004 Polki urodziły w Wielkiej Brytanii 20 495 dzieci. Do tego powinniśmy doliczyć co najmniej drugie tyle urodzonych w innych krajach europejskich, takich jak: Niemcy, Irlandia, Holandia itd. A był to zaledwie początek masowej emigracji z Polski do Wielkiej Brytanii.

Tempo starzenia się ludności Polski również jest bezprecedensowe. Obecnie Polacy starzeją się szybciej niż przeciętni mieszkańcy Europy. W roku 1950 średnia wieku mieszkańców kraju wynosiła 25.9, w 1990 było to 32.3, w 2000 już 35.4, a w 2020 to 41,1 lat. Odsetek ludzi w wieku powyżej 65 roku życia wynosi obecnie 18.1% i jest większy niż odsetek dzieci w wieku 0-14 roku życia wynoszący 15.3%. Jeszcze w roku 2010 ludzi powyżej 65 roku życia było 13.5%. Tempo starzenia się społeczeństwa jest więc zastraszające. A jeszcze w 1985 roku Polska miała jedną z najmłodszych populacji w Europie. Młodsi byli tylko Słowacy, Maltańczycy i Albańczycy.

Konsekwencje takiego stanu rzeczy będą bardzo poważne. Mamy do czynienia z kolejnymi dwoma negatywnymi trendami: przyspieszającym ubytkiem ludności i jednoczesnym starzeniem się społeczeństwa. Polaków będzie coraz mniej i będą coraz starsi. Już teraz obserwujemy tego skutki. Rekordowo niskie bezrobocie i brak rąk do pracy NIE JEST WYNIKIEM kwitnącej gospodarki, która stworzyła tyle miejsc pracy, ale konsekwencją rekordowej liczby ludzi przechodzących na emeryturę i małej liczby ludzi wchodzących na rynek pracy.

Starsi ludzie, którzy są w każdym społeczeństwie bardzo cenni i ważni cechują się jednak mniejszą skłonnością do ryzyka, większą zachowawczością itd. Zwykle to młodzi ludzie tworzą startupy, nowe technologie lub nowe idee. Mniej młodych ludzi to mniejsza kreatywność. Starsi ludzie bardziej cenią bezpieczeństwo, a mniej ryzyko. Inwestują swoje pieniądze ostrożniej lub wolą je oszczędzać. To jeszcze bardziej będzie pogłębiać spowolnienie gospodarcze.

Mniejsza liczba młodych ludzi to również mniejsza liczba np. żołnierzy. A to decyduje o zdolnościach obronnych kraju, czy jak to się fachowo mówi, możliwościach projekcji siły. Dodatkowo dochodzi tu aspekt psychologiczny. Matki jedynaków bardziej niepokoją się o swoich synów niż matki posiadające siedmiu potomków.

W kurczącym się społeczeństwie nie potrzeba tylu mieszkań i domów. Za lat dwadzieścia problemem nie będzie posiadanie mieszkania, lecz to co będziemy robić z pustostanami. Za 40 lat głównym zadaniem pracowników budowlanych nie będzie stawianie nowych domów, lecz rozbiórki starych. Przedsmak tego mamy np. na terenie byłego NRD, gdzie wyburza się bloki z wielkiej płyty. Wydatki na opiekę zdrowotną i opiekę nad osobami starszymi będą w Polsce sukcesywnie wzrastać. Gross wydatków na leczenie pacjenta przypada na dwa ostatnie lata jego życia.

Wyobrażenia, że mniej ludzi to mniej korków, czyste powietrze, puste plaże i wesołe życie, nie jest prawdziwe. Rzeczywiście korki zapewne będą mniejsze, ale wygląd naszego kraju bardzo się zmieni. Z powierzchni Polski znikną tysiące wsi i małych miasteczek. Nastąpi koncentracja ludzi w kilku dużych ośrodkach miejskich, zaś przeciętna wieku mieszkańca znacznie wzrośnie. Już teraz średnia wieku Polaków wynosi 41.1 lat. Za niespełna 20 lat przekroczy 50. Odsetek ludzi starszych będzie systematycznie wzrastał i w roku 2070 może osiągnąć 50%.

Rodzi się pytanie, jak ci starzy schorowani ludzie będą w przyszłości spłacać długi zaciągnięte przez nasze państwo? Polska obecnie przy stosunkowo dużym odsetku ludzi czynnych zawodowo ma permanentny deficyt budżetowy, a dług publiczny rośnie z każdym rokiem. Jak społeczeństwo złożone w ogromnym odsetku z ludzi niepracujących spłaci te zobowiązania?

Konsekwencje wynikające ze zmian demograficznych będą dotyczyć nawet języka. Są kraje, np. Korea Południowa, gdzie dzietność spadła do poniżej 1 dziecka na kobietę. W 2020 było to dokładnie 0.84. Koreańczycy poważnie zastanawiają się, czy z ich języka nie znikną pojęcia brat, siostra. Zastanówmy się, jaka przyszłość czeka firmę Samsung przy dzietności 0.84.

Oczywiście kurczenie się zasobu słownikowego użytkowników języka ma złożone przyczyny, z przemożną siłą działa tendencja do oszczędzania wysiłku, jednak i spadek dzietności przyczynia się do ubożenia języka.

Wracając do wątków demograficznych, kiedyś używaliśmy pojęć takich jak: wuj, wujenka, stryj, stryjenka, synowiec, synowica, prastryj, praciotka, świekra itd. Przy małych rodzinach te pojęcia przestają mieć rację bytu.

Można zawołać, że przecież rozwiązanie jest proste. Masowa imigracja ludzi z zagranicy.

Jednak jak pokazały doświadczenia innych państw, imigracja NIE ROZWIĄZUJE problemów demograficznych. Pomimo masowego napływu cudzoziemców do Włoch ludność tego kraju wymiera w tempie ponad 200 tysięcy osób rocznie. To samo dotyczy Niemiec Hiszpanii i wielu innych krajów, nawet tak egzotycznych jak Singapur. Nie mówiąc już o problemach, które masowa migracja powoduje. O jednym wspomnę, a jest nim dodatkowy spadek dzietności wśród ludności miejscowej w momencie napływu dużej liczby cudzoziemców. O innych problemach opowiem kiedy indziej.

Jest jeszcze inny czynnik dotyczący emigracji nigdzie niedyskutowany. W przypadku przemieszczania się ludzi istnieją dwie siły, mówiąc obrazowo: przyciąganie i odpychanie. Kraj musi być atrakcyjny dla przyjezdnych. Musi być lepszy niż kraj pochodzenia.

To, że obecnie Polska jest atrakcyjnym miejscem migracji dla Ukraińców czy mieszkańców np. Bangladeszu NIE OZNACZA, że taka będzie np. za 50 lat. Dlaczego zakładamy, że mieszkańcy Bangladeszu będą chcieli przyjeżdżać i pracować w Polsce, czyli w kraju zamieszkanym przez masy ubogich emerytów? Czy płace w państwie, gdzie ogromna większość ludzi nie pracuje, jest stara i schorowana, będą atrakcyjne dla Bengalczyków? Jak atrakcyjna będzie wtedy Polska? Do tego zadajmy pytanie, czy rzeczeni wyżej Bengalczycy będą chcieli spłacać długi zaciągnięte przez Polaków. Może się okazać, że to właśnie młodszy demograficznie Bangladesz będzie stwarzał lepsze warunki do życia i pracy.

Jeśli nie zajmiemy się poważnie problemem polskiej demografii, to według optymistycznych prognoz GUS, w 2100 roku w Polce będzie mieszkać 24 miliony obywateli, natomiast bardziej pesymistyczne szacunki mówią o 9-15 milionach. Tylko od nas zależy, czy ten czarny scenariusz się ziści.

Radomir Nowakowski

Autor jest ojcem dwójki dzieci, lekarzem medycyny prowadzącym praktykę zawodową w Polsce i Wielkiej Brytanii. Od lat interesuje się zagadnieniami demografii.

Poprzedni artykułBandow: Czy pomoc zagraniczna pomaga biednym narodom?
Następny artykułUrzędnik to funkcjonariusz, a nie bliźni

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj