Wojna przeciw bogactwu

PAFERE WIDEO
Jedną z mało zbadanych tajemnic historii jest wrogość społeczeństwa do swych największych dobroczyńców, do producentów bogactwa. Na każdym kontynencie i w każdej epoce ludzie, którzy górowali nad innymi w tworzeniu bogactw, padali ofiarami najbardziej brutalnych reakcji społeczeństwa.


Historia najnowsza była świadkiem zagłady Żydów w Niemczech, pogromów kułaków i Żydów w Rosji, eksmisji i rzezi Ibo w północnej Nigerii, zabójstwa prawie miliona zamorskich Chińczyków w Indonezji, wściekłych ataków Czerwonej Gwardii wymierzonych przeciw produktywnym obywatelom w samych Chinach, masakry białych i Hindusów w Ugandzie, ich wywłaszczenia i wygnania w Tanzanii, mordowania i więzienia Biharów w Bangladeszu. Gdy zaś lata siedemdziesiąte zbliżały się ku końcowi, wielka część kapitału ludzkiego i bogactwa Kuby, jak i Azji Południowo – Wschodniej została wygnana na pełne morze.

Okropności i ofiary odwiecznej walki świata o uwolnienie się od groźby bogactwa – sklepikarzy, bankierów, kupców, fachowców, przedsiębiorców – mnożą się wszędzie w tym samym czasie, gdy rośnie liczba ofiar możliwego do uniknięcia głodu i ubóstwa. Wszędzie narody deklarują wolę „rozwoju”, ale wszędzie również ich pierwszym zadaniem staje się wywłaszczenie, usunięcie lub pozabijanie twórców rozwoju. W Organizacji Narodów Zjednoczonych te sprzeczności osiągają swoje wielojęzyczne apogeum, gdy podnoszą się pełne żarliwości głosy na przemian przeciwko pladze głodu i przeciwko Amerykanom i syjonistom, twórcom bogactwa.

Najwyraźniej w umyśle ludzkim, nawet jeśli był on ostrzony na Oksfordzie czy Sorbonie, jest coś, co wzdraga się przed uwierzeniem w kapitalizm: w tajemnice wzbogacającej nierówności, niewyczerpalne pokłady podziału pracy, mnożące się cuda gospodarki rynkowej, rosnące korzyści z handlu i własności. Daleko łatwiej jest potraktować mistrzów w tej sztuce jako uosobienie zła, polować na nich jak na czarownice, za którymi stoją ciemne moce lub faustowskie cyrografy.

Fantazje w umysłach tłumu przybierają ponure kształty. Francuski socjolog opowiada o wściekłości sprowokowanej całkiem niedawno, w latach sześćdziesiątych, przez grupę żydowskich krawców, którzy otworzyli warsztaty w małym prowansalskim miasteczku. Jak to możliwe, że ich ceny są tak niskie, że fasony tak eleganckie, że linia paryska i szykowna? To musi być spisek. „Handlują narkotykami”, szemrano z początku; później pojawiły się gorsze plotki. Dwie młode kobiety wyjechały do Paryża. „Padły ofiarą handlu białymi niewolnicami – mówiono a krawiectwo to tylko szyld tego handlu!”. Zebrał się tłum, przypuścił szturm i spalił warsztaty. Pośród dymiących zgliszczy właściciele na pewno zadumali się nad dziwnymi zyskami z wydajnego przedsiębiorstwa.

W miastach amerykańskich ten sposób myślenia pojawia się w łagodniejszej formie w nieuniknionych plotkach otaczających każdego pomyślnie gospodarującego włoskiego biznesmena („on trzyma z mafią”) oraz w dziwacznym pomyśle, że każda dobrze prosperująca chińska restauracja czy pralnia jest kanałem handlu opium. Pewien skazaniec powiedział mi kiedyś z pełnym przekonaniem, że każdy w jego więzieniu dobrze wie, że John D. Rockefeller zdobył swe pieniądze jako członek gangu Jesse Jamesa, dla którego Standard Oil stanowił wygodną przykrywkę. Idea, że wszelkie bogactwo nabywa się przez kradzież, jest popularna i w więzieniach, i na Uniwersytecie Harvarda.

Edward Banfield w swej książce The Moral Basis of a Backward Society, twierdzi, że taka postawa jest podstawową cechą nie rozwijającej się gospodarki. W małym mieście włoskim, które badał, dążąc do zrozumienia źródeł ubóstwa, każdego biznesmena posądzono o oszukiwanie swych pracowników, każdego księdza o podkradanie tacy, a każdego polityka i policjanta o łapownictwo. Nauczyciel usprawiedliwiał swe lenistwo, wyznając, że jedynym skutkiem wykształcenia będzie lepsze wyzyskiwanie ubogich. Wszelkie oznaki prosperity traktowano jako dowód malwersacji lub przestępstwa. Nie ma potrzeby mówić, że takich oznak w owym mieście pojawiło się niewiele.

W centrum amerykańskiego miasta podejrzliwość w stosunku do bogactwa przybiera jeszcze bardziej jadowite formy, z akcentami antysemickimi, ale w połączeniu z ogniem zbiorowej furii i aktami grabieży, gdy tylko zgaśnie światło elektryczne. Orde Coombs pisał z sarkazmem o rozłamie, do którego doszło wśród Murzynów na gruzach nowojorskich zamieszek w 1977 roku. Dwóch młodych czarnoskórych biznesmenów otworzyło w Harlemie butik z modną odzieżą, oczekując życzliwego przyjęcia ze strony swych „braci”. Zamiast tego, ich sklep, choć nadzwyczaj popularny, stał się obiektem regularnych aktów wandalizmu, aż w końcu został spalony w czasie długiej mrocznej nocy, rozświetlonej płomieniami pochodni, pomimo rzucających się w oczy informacji umieszczonych na wystawach, że stanowi on własność czarnych. Niechęć do bogatych najwyraźniej nie ma związku z rasą, wyznaniem lub barwą skóry, choć oczywiście na początku pogromu dobrze jest wyraźnie określić klasę swych ofiar.

Bez względu na to, czy dominującym uczuciem jest rasizm czy zawiść, na przestrzeni dziejów za bardziej stosowną uznawano nienawiść do innej rasy lub plemienia niż do bogatego, lub też do kogoś, komu się powiodło. Większość niechęci grupowych przybiera zatem ostentacyjnie etniczny charakter. Ale te przejawy zwykłej ksenofobii niezbyt często znajdują ujście w aktach zbiorowej przemocy, chyba że znienawidzona grupa przypadkiem wyróżnia się pod względem ekonomicznym. Co więcej, za kulisami często można znaleźć rodzimych bogaczy starających się przerzucić wrogość z siebie na obcą konkurencję.

W przeszłości w tej dziwnej walce korzystano z usług lumpeninteligencji, wymyślającej uzasadnienia dla rasizmu i grabieży rodem z powieści gotyckiej, tworzący rejestry żydowskiej, kabalistycznej finansjery, snującej opowieści o zmowie azjatyckich sklepikarzy, o szczególnej kooperacji lichwiarzy. W czasach nam bliższych moda zdecydowanie obróciła się przeciw uprzedzeniom etnicznym, które obecnie znajdują akceptację wyłącznie wśród ubogich. Lecz nienawiść do twórców bogactwa kwitnie i w rzeczywistości stała się rasizmem inteligencji.

W miejsce etnicznej teorii spisku pojawiły się więc fantastyczne wizje, przedstawiające cały grabieżczy system ciemiężycieli – plutokratów, magnatów rabunku, bankierów, spekulantów, reakcjonistów, nafciarzy, establishmentów, krezusów, wyzyskiwaczy, imperialistów – z okazjonalnymi przytykami do rodziny Rockefellerów, tak potężnej, że już sama w sobie mogłaby uchodzić za całą klasę panującą. W takim duchu utrzymana jest znaczna część topornego nauczania i obsesyjnych polemik marksizmu. Ale bez względu na to, czy toporne, czy zawiłe, nasycone uprzedzeniami etnicznymi czy opisane w wyrafinowanym stylu na eleganckich wydrukach komputerowych, odzwierciedlają tę samą tępą niewiarę w kapitalizm, która wrzała na ulicach Harlemu i Prowansji, to samo niezrozumienie wzajemnych korzyści z handlu, które zawsze dawało impuls histeriom protekcjonizmu, to samo bzdurne przekonanie, iż rzeczywistą przyczyną ubóstwa jest… Tak, oczywiście – bogactwo! Jak ujął to kiedyś młody Abby Rockefeller, najbardziej elokwentny spośród radykałów w młodszym pokoleniu rodziny: „Idea, że bogactwo i ubóstwo są wzajemnie sprzęgnięte, że jedno karmi się drugim, że wielu cierpi z powodu nielicznych, że dobra i zła dola są ze sobą nierozerwalnie powiązane – była dla mnie czymś nowym. To było zniewalające”.

Bogactwo powoduje nędzę – to idea mająca siłę magicznego zaklęcia, idea, która jarzy się oślepiającym blaskiem w umysłach wielu młodych radykałów i przyświeca wszystkim, którzy szukają jakiejś alternatywy dla ciężkiej pracy, nierówności, oszczędnego życia i swobodnej wymiany jako sposobu ucieczki od niedostatku. O ileż łatwiej jest – niż przechodzić twardą szkołę tego świata – po prostu kierować swą złość na bogatych, a nawet okradać ich. O ileż prostsze niż pilność i nauka są hasła wywłaszczeniowe! Własność to złodziejstwo. Nienawiść to wspólnota. Przemoc to wolność. Rzeczywistość to ucisk.

Jednak gdziekolwiek zwyciężą te idee, tam trwa i rozszerza się ubóstwo. Zamiast mówić, że bogactwo powoduje nędzę, znacznie słuszniej byłoby twierdzić, że ubóstwo spowodowane jest rozpowszechnionym przekonaniem, że powoduje je bogactwo.”

George Gilder

Powyższy tekst jest fragmentem książki „Bogactwo i ubóstwo” (Zysk i S-ka 2001). Publikujemy go za zgodą wydawcy.

Poprzedni artykułJednostka a społeczeństwo
Następny artykułO referendum konstytucyjnym. Dlaczego potrzebujemy nowej ustawy zasadniczej?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj