Jak państwo dotuje nieludzkie eksperymenty

PAFERE WIDEO

Przesadne akcentowanie obrony praw zwierząt to domena skrajnie lewicowych nurtów, których ideologia niemal wprost nawołuje do wytępienia gatunku ludzkiego przypisując mu rzecz jasna łatkę największego szkodnika na tej planecie. Niemniej jednak dla zwolennika wolnego rynku istnieją pewne obszary, w których zaangażowanie się w obronę praw zwierząt jest cechą uczciwości podyktowaną jeśli nie etyką to przynajmniej zwykłą ekonomią.

Mowa o nieludzkich eksperymentach na rezusach, na które państwo rozdaje dotacje i granty. Badania, o których mowa, mają za zadanie przedstawić związek pomiędzy wychowaniem w izolacji a jej bezpośrednim wpływem na późniejsze symptomy depresyjne. W tym też celu małpki po upływie kilku godzin od porodu oddziela się od matek i zamyka w specjalnie do tego przygotowanych klatkach. Zapoczątkowanie tego rodzaju wątpliwych etycznie badań przypisuje się amerykańskiemu psychologowi Harry’emu Harlowowi badaczowi istoty przywiązania, który w latach 50-tych ubiegłego wieku zasłynął koncepcją, że modele zwierzęcych zachowań mogą rzucić nowe światło na zależność pomiędzy matczyną opieką a depresją u ludzi. Badania te, zapoczątkowane w połowie XX wieku prowadzi się do dzisiaj. Problem polega jednak na tym, że współczesna nauka doszła już do wniosku, że zwierzęce modele nie mogą odzwierciedlać ludzkich, stąd też cały szereg dotychczasowych badań jakie poczyniono uznać można za ślepy zaułek, a samą koncepcję Harlowa jako zwyczajnie chybioną.

Ktoś może zapytać, jeśli wnioski są tak oczywiste, dlaczego nadal płyną na tego rodzaju badania państwowe pieniądze? Otóż odpowiedź kryje się w komisjach, które owe pieniądze rozdają. Jeżeli nie ma żadnych przesłanek za tym aby eksperymenty na rezusach kontynuować, bo np. nie znajduje się w nich potwierdzenia w postaci ważnych i cennych z punktu widzenia nauki wniosków, to ich dalsza kontynuacja za państwowe pieniądze winna być jak najszybciej ukrócona. Tak nakazuje logika, choć można iść jeszcze dalej. Rozwiązaniem może być po prostu całkowita likwidacja przyznawanych państwowych funduszy na badania w ogóle. Zbyt wielu ludzi bowiem zaangażowanych jest w nie, nie dlatego, ze widzi w tych eksperymentach szanse na rozwój swojego potencjału naukowego, ale dlatego, że ich kariera zawodowa zależy tylko i wyłącznie od pozyskania tych pieniędzy. Patologia całej sytuacji do jakiej prowadzą orzeczenia komisji przyznających tego typu fundusze polega na tym, że sprowadzają one badania naukowe do roli urzędniczej decyzji, do puli o podziale której decydują znajomości i lobbing a nie perspektywy potencjalnych odkryć.

Przypadek kontynuacji badań Harlowa to jedynie wierzchołek góry lodowej. Taki stan rzeczy, w którym nauka ulega patologizacji jest tylko i wyłącznie rezultatem mieszania się państwa w sferę, o której nie ma ono pojęcia. Nikt bowiem nie dałby swoich prywatnych pieniędzy na badania, które nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. W układzie państwowym jest to możliwe ponieważ nie oczekuje się od tego rodzaju przedsięwzięć należytej efektywności. Błędnie zakłada się bowiem, że rozwój nauki wymaga wielu nakładów i skoordynowanych działań aparatu państwowego. Dotowanie nauki przez państwo tworzy skrajnie ukierunkowane państwowe nauczanie i doprowadza do wyjałowienia warsztatu badawczego, a to przecież przypomina najgorsze tradycje znane nam z najokrutniejszych totalitaryzmów XX wieku.

Poprzedni artykułEdukacja prywatna. Nie, dziękuję
Następny artykułSocjalizm nie działa, ponieważ: marnotrawi surowce

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj