Strona główna Artykuły Oddolna rewolucja wolnościowa w Izraelu

Oddolna rewolucja wolnościowa w Izraelu

Kiedy społeczeństwo poczuje zew wolności osobistej, rząd nie będzie już w stanie ujarzmić jej i ograniczyć do zaledwie kilku wybranych przez siebie sfer życia. Chociaż izraelska oddolna rewolucja wolnościowa zaczęła się od kwestii ekonomicznych, w dalszej kolejności dość szybko i powszechnie objęła też edukację, system opieki zdrowotnej oraz branżę informacyjno-rozrywkową

foto. pixabay.com

Niniejszy artykuł ukazał się pierwotnie w kwietniu 1990 r.

Władze Izraela liberalizują właśnie nadmiernie zbiurokratyzowaną i przeregulowaną gospodarkę. Nie jest to bynajmniej rewolucja odgórna, gdyż sami Izraelczycy wymusili na rządzie takie posunięcie. Po raz pierwszy w dziejach tego młodego państwa to obywatele, a nie przywódcy polityczni, dyktują warunki i tempo zmian. Wnioski, jakie można wyciągnąć z tej sytuacji, mogą okazać się pouczające również dla innych nacji.

Ważne jest, abyśmy na samym początku zrozumieli, jak radykalną zmianę w stosunku do przeszłości reprezentuje ten wolnościowy zryw. Od momentu założenia w 1897 r. ruch syjonistyczny charakteryzował się paternalistycznym spojrzeniem na kwestie narodowotwórcze. Jako że masy żydowskich imigrantów składały się głównie z ludzi ubogich, to w połączeniu ze znikomą ilością zasobów w Palestynie i socjalistycznymi inklinacjami ruchu, promującymi inicjatywę „rządową” w miejsce prywatnej, właściwie wszystko przed utworzeniem państwa Izrael było planowane, finansowane i rozwijane przez ówczesne władze. W rzeczy samej nawet ci pionierzy, którzy zamierzali działać na własną rękę, kończyli niezmiennie jako założyciele kibuców, czyli najbardziej skolektywizowanej formy organizacji społeczno-gospodarczej, jaką można sobie wyobrazić. Tak więc Izrael bynajmniej nie został zbudowany w sposób, w jaki zbudowano amerykański Zachód. Podczas gdy Amerykę cechował „niestrudzony indywidualizm”, w Izraelu mieliśmy „toporny korporacjonizm”.

Tak więc po uzyskaniu niepodległości państwo nadal kontynuowało strategię „odgórnego” zarządzania, a w dodatku większość społeczeństwa zaakceptowała ją jako słuszną. Dawid Ben-Gurion, pierwszy premier, uznał nawet tę formę etatyzmu za oficjalną politykę narodową pod nazwą Mamlakhtiut. Tym samym postanowiono, że fundamentem dalszego rozwoju Izraela nie będzie ustrój uwzględniający różnorodność interesów i dążności obywateli, lecz unifikacja pod nadzorem rządu i możliwie największej liczby urzędów do spraw gospodarczych, społecznych i kulturalnych.

Początkowo polityka ta cieszyła się znaczną popularnością. Wszak rząd ratował spółki stojące na skraju bankructwa, uruchamiał projekty budowlane, jeżeli pojawiały się niedobory mieszkań, a gdy brakowało rozrywki – powołał do życia (monopolistyczną) stację telewizyjną. Tak właśnie wyglądały kolejne dekady…

…aż do początku lat 80., kiedy to podjęto decyzję o dość wyraźnym odejściu od rządowego paternalizmu. Powodów było kilka. Po pierwsze, wraz z nawiązaniem bliższych relacji gospodarczo-kulturowych ze Stanami Zjednoczonymi Izraelczycy zaczęli postrzegać „amerykański styl życia” jako nowocześniejszy i bardziej postępowy niż ich własna, tradycyjna postawa. W ramach tej przemiany na przełomie lat 70. i 80. głównym guru ekonomicznym i gwiazdą telewizyjną stał się nie kto inny, jak Milton Friedman, którego idee, po jego wizycie w Izraelu, przyjęło z niezwykłą otwartością nie tylko społeczeństwo, lecz także politycy. (Świadectwem jego niesłabnącej popularności może być chociażby powtarzany ostatnio dowcip: Kraj przygotowuje się na szeroko zakrojone przejście z sześciodniowego tygodnia pracy na pięciodniowy. W związku z tym zwrócono się do Friedmana o radę co do wykonalności takiej zmiany. Jego odpowiedź: „Przestawienie izraelskiej gospodarki na pięciodniowy tydzień pracy to dobry pomysł. Trzeba jednak zrobić to powoli – niech ludzie pracują najpierw jeden dzień w tygodniu, potem dwa… itd.”).

Drugim powodem był fakt, iż wraz ze zwycięstwem wyborczym liberalnej gospodarczo partii Likud w 1977 r. przestano postrzegać „establishment” jako z natury paternalistyczny. Po raz pierwszy w historii Izraela prywatna inicjatywa i wola jednostki zyskały uznanie na gruncie filozoficznym, aczkolwiek na konkretne posunięcia ze strony rządu zapewne trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.

Po trzecie natomiast, w owym czasie dominującą rolę w społeczeństwie odgrywała już klasa średnia, która nie potrzebowała aż tak wszechogarniających programów socjalnych, znacznie obciążających kieszeń przeciętnego podatnika. Można powiedzieć, że Izraelczycy wreszcie dojrzeli – nauczyli się działać w sposób samodzielny zarówno w sferze ekonomicznej, jak i psychologicznej.

Niestety mimo iż ta nowo ukształtowana wola społeczeństwa prze do przodu z coraz większą siłą, wciąż napotyka na niewzruszoną przeszkodę w postaci konserwatyzmu establishmentu politycznego. Sytuację obywateli utrudnia dodatkowo ograniczona możliwość wymiany swoich przedstawicieli w ramach wyborów (głosuje się bowiem na listy partyjne, a nie kandydatów) – szczególnie że każda kampania koncentruje się głównie na kwestiach bezpieczeństwa. Jak zatem zmienić taki system? Chociaż Izraelczykom trudno było znaleźć odpowiedź na to pytanie, pewni byli jednego: należało tego dokonać za wszelką cenę.

Próby zatrzymania fali

Przykłady zaczerpnięte z kilku sfer życia społeczno-gospodarczego pomogą nam zrozumieć postawę, jaką ogół społeczeństwa przyjął w obliczu opisanych wyżej okoliczności. Otóż tym, co połączyło setki, a niekiedy nawet tysiące, osób, była gotowość do obchodzenia regulacji, instytucji i praw, które uważano za zbyt restrykcyjne. Stanąwszy więc w obliczu „rewolty mas”, klasa polityczna próbowała jak najszybciej zatrzymać tę falę, a kiedy okazało się to niemożliwe, postanowiono przynajmniej ujarzmić tę wzburzoną rzekę zmian.

1. Media masowe. Po latach panowania rządowego monopolu w izraelskim radiu i telewizji (utworzono ją dopiero w 1968 r.), w latach 80. Izraelczycy zaczęli brać sprawy we własne ręce. Obok pojawienia się ogromnego popytu na magnetowidy (w połowie dekady Izrael znalazł się na drugim miejscu na świecie, tuż za Arabią Saudyjską, pod względem konsumpcji odtwarzaczy per capita) w kraju zaczęło występować „podstępne” zjawisko w postaci pirackiej telewizji kablowej. Pomimo czynnie egzekwowanego przez władze surowego zakazu prawnego nielegalne stacje wyrastały jak grzyby po deszczu, a liczbę gospodarstw domowych korzystających z ich usług szacuje się na ćwierć miliona (przy całkowitej liczbie rodzin w kraju wynoszącej niespełna milion).

Pod wpływem tak ogromnego popytu rynkowego rząd ostatecznie dał za wygraną i w roku 1988 przyjął ustawę o działalności telewizji kablowej i regionalnych stacji radiowych, która na początku roku 1990 otworzyła drogę do znacznego poszerzenia oferty mediów masowych w tym wygłodniałym rozrywki i informacji kraju.

2. Opieka zdrowotna. Społeczna „rewolta” w tej sferze odbywała się na kilku płaszczyznach. Tradycyjnie niemal każdy w Izraelu był objęty jakimś planem opieki zdrowotnej (przypominającym amerykańskie kasy chorych), w związku z czym 90 procent społeczeństwa podlegało systemowi zarządzanemu przez gigantyczną federację pracowniczą Histadrut. Główny problem tego układu polegał na tym, że – z racji jego socjalistycznego charakteru – pacjenci nie mogli wybrać sobie lekarza czy szpitala, a zamiast tego przypisywano ich do tej czy innej placówki mocą arbitralnej decyzji biurokratycznej.

Skutkiem tego w latach 80. system Histadrut zaczął tracić klientów w tempie 13 tys. osób rocznie. Ponadto znacznie zmalała też liczba nowo zapisujących się – co głównie wynikało z niechętnej postawy młodszego pokolenia Izraelczyków. Niedawno Histadrut wreszcie ugięła się pod presją odpływu klientów i przeszła na system „wolnego wyboru” wzorowany na ofertach swoich mniejszych konkurentów. To, czy zmiana ta zadowoli społeczeństwo, jeszcze się okaże, natomiast polityka zdrowotna oparta na „przymusowym wyborze” z pewnością nie ma już w Izraelu racji bytu.

Obecnie bardziej problematyczne społecznie stało się zjawisko znane jako „czarny rynek medyczny”. W ramach izraelskiego quasi-socjalistycznego i wysoce zbiurokratyzowanego systemu opieki zdrowotnej na planowe zabiegi chirurgiczne (a niekiedy również na poważne i trudne ratujące życie operacje na otwartym sercu czy nerek) oczekuje się nawet kilka lat. Coraz częściej więc pacjenci zaczęli przychodzić do lekarzy na „prywatne konsultacje” po godzinach, a następnie decyzją doktora, który „przypadkowo” był jednocześnie ordynatorem oddziału danego szpitala, trafiali na początek kolejki oczekujących na zabieg.

Oczywiście działanie takie nie zawsze powodowane jest złymi intencjami. Jednakże z racji niskich płac izraelskich lekarzy opieka i leczenie w placówkach państwowych może być dość pobieżna i niedostateczna. Stąd dziesiątki tysięcy Izraelczyków wolały obchodzić (czy może uzupełniać) swoje oficjalne plany zdrowotne w ramach owych prywatnych wizyt. Ta oddolna „dezercja” w końcu jednak zmusiła władze, by opracowały nowy system, który pozwoli chcącym płacić za przywilej bycia leczonym w placówkach państwowych po godzinach.

3. Edukacja. „Szara strefa edukacyjna” jest dziś zapewne najgorętszym tematem społecznym w Izraelu. Szkolnictwo publiczne doświadczyło w ostatnich pięciu latach masywnych cięć budżetowych (doprowadziło to m.in. do ograniczenia liczby lekcji w szkołach podstawowych do czterech dziennie), co bardzo zaniepokoiło wielu rodziców. Aby temu zaradzić i uzupełnić bądź wzbogacić edukację swoich dzieci, wielu rodziców organizuje i płaci za dodatkowe zajęcia w szkole i poza nią. Inicjatywa ta wytworzyła swoisty prywatny system edukacji, stojący całkowicie w sprzeczności z oficjalną polityką równości w dostępie do nauczania.

I w tym właśnie cały sęk. Większość establishmentu edukacyjnego jest przeciwna temu, aby niektóre dzieci mogły cieszyć się odpłatnym „wzbogacaniem” ich edukacji, podczas gdy inne nie. Co bardziej zamożni rodzice oczywiście mają zupełnie inne zdanie w tej kwestii i uważają to rozwiązanie za zwykłe zapewnienie swojemu potomstwu jak najlepszych możliwości kształcenia. Jeśli natomiast innych rodziców na to nie stać, to powinni kierować swoje pretensje do źródła tego problemu, czyli rządu.

Całą sprawę komplikuje dodatkowo fakt, że takie popołudniowe programy wzbogacające (które w wielu przypadkach polegają tak naprawdę na uzupełnieniu przedmiotów usuniętych wskutek cięć) są znacznie bardziej opłacalne dla samych nauczycieli, żyjących ze skromnej pensji. Wskutek tego najlepsi z nich, tj. ci najbardziej rozchwytywani, porzucają pracę w szkołach państwowych, aby prowadzić wyłącznie owe dodatkowe zajęcia, gdyż daje im to większy zarobek.

Niechęć establishmentu edukacyjnego wobec tej „szarej strefy” może więc zwrócić się przeciwko niemu, ponieważ dalsze trwanie przy skostniałej filozofii społecznej będzie się negatywnie przekładać na sytuację życiową samych pedagogów. Do tego dochodzi presja ze strony rodziców, którzy postrzegają całą tę sytuację w kategoriach wolności wyboru metody i jakości edukacji, a także pragnących poprawić swój byt nauczycieli. Chociaż spór ten nie został jeszcze rozwiązany, wiele wskazuje na to, że szale przechylają się ku rozwiązaniom wolnościowym. Należy jednak pamiętać, że wyznająca egalitaryzm biurokracja nie podda się bez walki.

4. Finanse. Nic jednak nie przebije surrealizmu izraelskiej polityki finansowej. Z racji wysokiej stopy inflacji utrzymującej się przez całą ostatnią dekadę (ponad 400 proc w skali rocznej w 1984) okresowe dewaluacje stały się de rigueur. Jednakże podmiotem decydującym o momentach przeprowadzenia takich operacji nie był bynajmniej rząd. To sami obywatele (przewidując kolejny ruch państwa) wykupywali obcą walutę, co skłaniało władze do dewaluacji z obawy o wyczerpanie rezerw dewizowych. Nie trzeba przy tym dodawać, że zabiegi takie nie poprawiały sytuacji, gdyż następowały po tym, jak społeczeństwo już zabezpieczyło się poprzez kupno obcej waluty. W rezultacie każda kolejna dewaluacja coraz bardziej tylko napędzała błędne koło, w którym to rządowy kocur uganiał się za obywatelską myszą.

Również i w tym wypadku o wszystkim przesądziła kwestia legalności danego czynu. Handel obcą walutą w Izraelu jest prawnie zabroniony, jeżeli nie odbywa się w ramach oficjalnego systemu bankowego. Tymczasem społeczeństwo beztrosko ignoruje ów zakaz, a skala rozwoju „czarnego rynku walut” jest tak duża, że z racji społecznego zapotrzebowania izraelskie gazety regularnie publikują kurs wymiany „czarnego dolara”. Co rządzący uchwalili, to obywatele unieważnili…

Racjonalne zachowanie Izraelczyków w kwestiach ekonomicznych zmusiło rząd do ustąpienia w jeszcze innym sporze dotyczącym finansów. Otóż w pewnym momencie stopa podatku dochodowego sięgnęła rozbójniczego (i destrukcyjnego wręcz) poziomu 80 procent. Masowego unikanie płacenia podatków przez tych, którzy mieli ku temu możliwości (szacuje się, że szara strefa w Izraelu wypracowuje 15 procent jego PKB), zmusiło władze do obniżenia najwyższej stopy opodatkowania do 48 proc., a także do złożenia obietnicy dalszych cięć w celu pobudzenia gospodarki.

Giełda izraelska

Można by tak wymieniać bez końca, ale by nakreślić ogólny obraz przemian, jeszcze jeden przykład ze sfery gospodarki powinien wystarczyć. Kiedy w roku 1983, wskutek dokonanej przez banki manipulacji cenami ich własnych akcji (wartych około połowy całego rynku), doszło do załamania na izraelskiej giełdzie papierów wartościowych, społeczeństwo wycofało z niej swoje udziały i od tamtej pory trzyma się od niej z dala. Czy jest to tylko przykład przysłowiowej zasady: „kto się na gorącym sparzy, ten na zimne dmucha”? Nie do końca. Chodzi raczej o to, że Izraelczycy nie chcą brać udziału w grze, w której od początku będą stać na niekorzystnej pozycji.

Większość akcji dostępnych na rynku izraelskim to akcje nieme. Oznacza to w zasadzie, że posiadacze względnie niewielkiej liczby akcji uprawniających do głosowania (wynoszącej niekiedy nawet kilka procent wszystkich akcji danej spółki będących w obrocie) decydują o wszystkich kwestiach polityki spółek. Nieprzypadkowo też wiele owych udziałów należy w taki czy inny sposób do kadr zarządzających. W związku tym owa społeczna odmowa brania udziału w rynku giełdowym skłoniła rząd do przeprowadzenia kolejnej zmiany. Obecnie mówi się o przekształceniu wszystkich akcji tak, aby uprawniały do głosowania (na razie jednak nie wiadomo, czy proces ten odbędzie się w ramach samoregulacji giełdy, czy legislacji rządowej). W ten sposób rządzący kolejny raz musieli uznać wyższość swojego suwerena – obywateli.

Przypadek Izraela może posłużyć zatem jako lekcja, z której w pewnej mierze mogłyby skorzystać buntujące się obecnie kraje bloku komunistycznego.

Po pierwsze, nie jest wcale koniecznością, że to w najbardziej zubożałych krajach rozbudzi się społeczny duch oporu wobec paternalizmu. Jeżeli uznamy Izrael za przykład reprezentatywny, to moglibyśmy stwierdzić, że im bardziej zaawansowane (gospodarczo) jest społeczeństwo kraju socjalistycznego, tym większe prawdopodobieństwo, że to właśnie tacy „dojrzewający mentalnie” obywatele przejawiać będą postawy wolnościowe. Nie chodzi tu wyłącznie o interes ekonomiczny przejawiający się w rosnącej kontroli osobistej nad własnymi dochodami, lecz także o czysto psychologiczne i polityczne pragnienie swobody. Społeczeństwa takie niezmiennie przejawiają wyższy poziom powszechnego wyedukowania, co rodzi w ludziach potrzebę wyrażania siebie za pomocą czynników leżących poza sferą gratyfikacji ekonomicznej.

Jest to nawiązanie do opracowanej przez Abrahama Maslowa koncepcji stopniowanej gratyfikacji – tyle że w odniesieniu do społeczeństwa. Kiedy już zostanie osiągnięty pewien poziom zabezpieczenia materialnego, celem człowieka zaczyna być wyrażanie siebie. Pod tym względem państwa socjalistyczne są ze swej natury autodestruktywne. Im bardziej (o ile w ogóle) są w stanie podnieść standard życia swoich obywateli, tym bardziej psychice takiego społeczeństwa ciąży niska jakość egzystencji.

To tłumaczyłoby, dlaczego w Niemczech Wschodnich i na Węgrzech pojawiła się tak ogromna presja społeczna domagająca się reform politycznych. Jak na państwa komunistyczne poradziły one sobie względnie zadowalająco, jeśli chodzi o zaspokojenie potrzeb materialnych obywateli. Skąd zatem ten polityczny bunt? Właśnie stąd, że „dobrobyt” ekonomiczny prowadzi do dojrzałości politycznej. Społeczeństwa takiego nie da się dłużej traktować jak nieuczone sługi państwa.

Takim optymizmem nie napawa natomiast przypadek Związku Sowieckiego, a przynajmniej nie w najbliższym czasie. Skoro wydoroślenie i wydostanie się z paternalistycznego kokonu zajęło Izraelczykom trzydzieści lat, nie możemy oczekiwać, że mieszkańcy ZSRS w sposób automatyczny pojmą, jak korzystać z nowo uzyskanej wolności – szczególnie że sama głasnost jako reforma ma charakter odgórny i paternalistyczny.

Wolność kwitnie dalej

Jasne staje się więc, że kiedy społeczeństwo poczuje zew wolności osobistej, rząd nie będzie już w stanie ujarzmić jej i ograniczyć do zaledwie kilku wybranych przez siebie sfer życia. Chociaż izraelska oddolna rewolucja wolnościowa zaczęła się od kwestii ekonomicznych, w dalszej kolejności dość szybko i powszechnie objęła też edukację, system opieki zdrowotnej oraz branżę informacyjno-rozrywkową.

Zdaje się, że chińscy przywódcy komunistyczni zaczynają to rozumieć, aczkolwiek ich ostatnia reakcja bynajmniej nie polegała na dalszym poluzowaniu zarówno sfery gospodarczej, jak i politycznej, a wręcz była próbą przywrócenia bardziej rygorystycznej kontroli nad społeczeństwem. Zjawisko to przypomina jednak puszkę Pandory, której po otwarciu nie da się ponownie zamknąć. Z drugiej strony Michaił Gorbaczow chyba dostrzega tę zależność, o czym świadczyć może fakt, że głasnost (wolność polityczna) oraz pierestrojka (wolność polityczna) zostały zainicjowane mniej więcej w tym samym czasie. Z tej perspektywy możemy zatem stwierdzić, że Rosjanie liberalizują swój ustrój we właściwym kierunku – podobnie jak Polacy i Węgrzy.

Ponadto w warunkach zmiany charakteru ustroju państwa czymś nieuniknionym wydaje się, przynajmniej tymczasowy, wzrost niby-przestępczości, jak to było w przypadku pirackiej kablówki, „czarnorynkowej medycyny” czy edukacyjnej szarej strefy w Izraelu. Wynika to z dwóch powodów.

Po pierwsze, w momencie radykalnego przejścia od otępiałego, scentralizowanego systemu ku systemowi otwartemu i opartemu na wielości wyboru wystąpienie asymetrii instytucjonalnych jest nieuniknione. Stąd wbrew oczekiwaniom, że wolność pojawi się natychmiast we wszystkich aspektach życia społecznego, jej rozwój w pewnych obszarach będzie znacznie spowolniony. Jednakże to właśnie zacofanie tych sfer daje społeczeństwu okazję do wzięcia spraw w swoje ręce i przywrócenia całemu procesowi odpowiedniego tempa. Z definicji więc podjęcie się takich działań będzie związane z wykorzystywaniem luk w prawie lub z całkowitym łamaniem go.

Po drugie, zawsze znajdą się osoby, które nie będą potrafiły odnaleźć się w warunkach wolności. Jeśli damy dzieciom 100 dolarów w cukierni, zapewne kupią tyle słodyczy, ile będą w stanie unieść (a może i więcej). Kiedy zaś w jednej chwili usuniemy nadmierne regulacje rządowe, niektórzy dorośli będą mieli trudność z odróżnieniem ustroju opartego na wolności od przyzwolenia na swawolę. Przyczyną tego zjawiska nie jest jednak nadmiar wolności, lecz raczej to, że wyzwolenie nadeszło z takim opóźnieniem. Chociaż przywyknięcie części społeczeństwa do wolności może trochę potrwać, uporanie się z tym pomniejszym problemem z pewnością warte jest celu w postaci nieskrępowanego życia.

Kiedy przyjrzymy się bliżej procesowi rozmontowania socjalizmu w Izraelu – a także w Polsce czy na Węgrzech – dostrzeżemy pewien nad wyraz istotny fakt. Otóż tymi, którzy zdali sobie sprawę z ekonomicznego i filozoficznego bankructwa tego ustroju, nie byli bynajmniej światli politycy, lecz „nieokrzesani” obywatele, którzy zmusili rządzących do działania. W takiej sytuacji odwrócenie tego procesu jest niezwykle trudne. Istnieją duże szanse na to, że, kiedy już pokonane zostaną cokolwiek niemałe trudności przejściowe, nowy system okaże się stabilny i wydajny.

Prof. Sam Lehman-Wilzig

Tłumaczenie: Dawid Świonder

Prof. Sam Lehman-Wilzig (ur. 1949) pełni funkcję starszego wykładowcy na wydziale nauk politycznych Uniwersytetu Bar-Ilana w Izraelu. Jest autorem licznych publikacji, m.in. poruszających temat ruchów oddolnych w Izraelu (np. Wildfire: Grassroots Revolts in Israel in the Post-Socialist Era), a także książeczki dla dzieci poświęconej przedsiębiorczości. Niniejszy artykuł ukazał się pierwotnie w kwietniu 1990 r.

BRAK KOMENTARZY

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Exit mobile version