Strona główna Artykuły Przeciwko samozwańczym sędziom rasy ludzkiej

Przeciwko samozwańczym sędziom rasy ludzkiej

Zjawiska takie, których ideologię produkują „samozwańczy sędziowie rasy ludzkiej”, postępują dziś bardzo szybko, ale pocieszyć nas może fakt, że okres ich oddziaływania na społeczeństwo w wymiarze ludzkiej historii gatunkowej jest krótszy niż mrugnięcie okiem, i najprawdopodobniej, gdy zmieni się równowaga sił politycznych ludzie chętnie sami wrócą do swoich tradycyjnych form życia

Jordan Peterson czyta bestseller wszechczasów.


Kultura jedną ręką odbiera, lecz […] drugą ręką daje znacznie więcej. Dostrzeganie jedynie opresyjnej formy kultury to postawa świadcząca o ignorancji i niewdzięczności, a przy tym postawa bardzo niebezpieczna.
J.B. Peterson

Jeśli weźmiemy pod uwagę, że co drugi mieszkaniec Ziemi miał Biblię w rękach, i że wydana została ona w – może już ponad – 5 miliardach egzemplarzy, nie dziwi fakt, że redaktor naczelny magazynu „Focus”, Piotr Kościelniak, nazwał ją „bestsellerem wszechczasów” (nr 1/280, styczeń 2019).

Problemy z obiektywną oceną tego, jaki wpław na nasze życie, zachowanie, sposób myślenia i hierarchię wartości ma Pismo Święte wynika przede wszystkim z dwóch podstawowych okoliczności. Po pierwsze, nie dopuszczamy (powszechnie) myśli o fakcie, że Pismo Święte można analizować nie uwzględniając w ogóle tego, czy robimy to z perspektywy ludzi wierzących, czy nie. To w jakim stopniu i czy w ogóle utożsamiamy się ze słowami Biblii nie ma właściwie znaczenia dla odpowiedzi na pytanie o jej obiektywne oddziaływanie kulturowe – przyjęcie odmiennej perspektywy byłoby błędem psychologizmu. Innymi słowy, jej znaczenie kulturowe zupełnie rozmija się z naszym osobistym przekonaniem.

Po drugie, nie jesteśmy w stanie (dosłownie: ze względu na nasze ograniczenia poznawcze) docenić tego, jak wielki wpływ na nas samych ma kultura jako wynik działań społecznych i zewnętrznych. Mówiąc wprost: w jak wielu przypadkach, gdy próbujemy podjąć samodzielną decyzję, wpadamy w struktury archetypicznych narracji, którymi posługuje się przede wszystkim Stary Testament.

Z sytuacji takiej wyjścia nie ma: pojęcia abstrakcyjne i idee funkcjonują w naszej psychice w sposób bardzo trwały, wiele z nich istnieje w naszej podświadomości (aby posłużyć pojęciem z zakresu psychologii analitycznej). Możemy na nich operować, możemy im zaprzeczać (coś najpierw musi być, by można było temu zaprzeczyć), ostatecznie buntować się przeciwko nim, ale to nie zmienia faktu – one istnieją. Zdaje się, że choć idee wymagają procesu myślowego wykonanego przez podmiot (świadomość), to ich istnienie przerasta długością każde ludzkie życie.

Jak zabrać się za lekturę Pisma Świętego, tak by praca ta przyniosła nam pożytek w postaci poznania? Takie zagadnienie interesująco przedstawia współczesny psycholog i filozof Jordan Peterson. Wskazuje on, że jeśli założymy, iż świadomość ludzka (zarówno w perspektywie historii indywidualnej, jak i gatunkowej) w znaczącym stopniu kształtowana jest przez takie elementy jak: procesy poznawcze, wartościowanie, pamięć, świadoma i nieświadoma socjalizacja, powinniśmy choć na chwilę zdystansować się od wiary w moc indywidualizmu. Zabieg taki pozwoli nam na przyjęcie postawy otwartości wobec intuicji, która sama udowodni, że Biblia to książką o nas wszystkich. Wbrew pozorom bowiem, chociaż wiele z przypowieści utrwalonych w Biblii to naprawdę nie lada wyzwania dla naszego rozumu, to istnieją też takie fragmenty lub opowieści, których sens (choćby na ograniczonym poziomie) jest dla nas czytelny. Dobrze byłoby odłożyć więc na bok przereklamowaną ideę indywidualizmu (np. w równym stopniu ideologiczne co puste hasła „bądź sobą!”), i przyznać się, że z tych opowieści wiele możemy się nauczyć o nas samych.

Pozwolę sobie przy tym dodać uwagę, że być może współczesne negowanie trwałego i ważnego sensu, jaki niesie Pismo Święte związane jest z restaurowaną co jakiś czas ideą oświeceniowego postępu – chodzi tu rzecz jasna o sferę wartości moralnych i prawa. Jeśli uznamy, że Biblia posiada treści uniwersalne, to diabli wzięli piękną ideę postępu moralnego, który po prostu praktycznie by nie zachodził. A co nam po oświeceniu bez wiary w postęp? Inną sprawą jest fakt, że filozofii nigdy nie udało się wykazać, że zasadniczo istnieje coś takiego jak postęp moralny.

Miejmy świadomość o jak starej literaturze mówimy. Najstarsze odpisy Starego Testamentu znalezione w 1947 roku pochodzą z II wieku p.n.e. Pisma te są zaskakująco zgodne z najstarszą znaną do tamtej pory Biblią hebrajską, a wyprzedziły ją przecież o jakieś tysiąc lat. Oznacza to, że ponad 40 pokoleń skrybów bardzo starannie i uczciwie wykonało swoją pracę. Sam fakt, że Biblia przetrwała tyle wieków pokazuje, jak ważna była dla ludzi. Czy u progu XXI wieku zaszła jakaś szalona rewolucja, która zmieniłaby naturę człowieka i podważyła dotychczasowy odwieczny stan rzeczy? Absolutnie nic na to nie wskazuje.

W dużym uproszeniu na powyższym założeniu bazuje właśnie Jordan Peterson, gdy krytykuje powszechne dziś ingerowanie w struktury społeczne i kulturowe: „…nierozważne majstrowanie przy naszych instynktach społecznych, w imię jakichś ideologicznych sloganów (przychodzi na myśl hasło: różnorodność), prawdopodobnie przyniesie więcej złego niż dobrego. Tym bardziej, że ludzkość niejednokrotnie miała okazję się przekonać, ile cierpienia pociągają zazwyczaj za sobą nawet względnie niewielkie rewolucje” (s. 139).

W filozoficznych i politycznych koncepcjach architektury społecznej uderza brak świadomości jak dobrą, harmonijną i naturalną strukturą jest zwykle ta budowana przez setki lat. Dlatego wielkim ryzykiem opatrzona jest ludzka naiwność wobec magii sloganów, ideologii, czy pięknych (i zwykle prostacko naiwnych) utopii. Peterson, a przed nim wielu konserwatywnych filozofów, zwraca uwagę, że ani pojedynczy człowiek, ani całe ludzkie pokolenie nie jest w stanie zbudować tak ogromnej struktury kulturowej, jaką opisuje i utrwala Biblia, a co ważniejsze i co wynika z ewolucyjnego podejścia do kultury oraz moralności: nie jesteśmy w stanie narzucić naszym duszom dowolnych przekonań etycznych (por. s. 232).

Współcześni architekci społeczni zdają się tego w ogóle nie dostrzegać – większość ważnych dziś haseł o charakterze moralnym to odkrycia dwudziestego wieku: przymusowa świeckość, relatywizm, płynna tożsamość, równość, przynależność ludzi do państwa, obowiązkowa indoktrynacja świecka (np. edukacja seksualna), równość płci (np. parytet), ujednolicona osobowość wśród dzieci i młodzieży, konsumpcjonizm, globalna wioska, multikulturowość, relatywizm moralny (np. aborcja jako antykoncepcja), ekologia, itd. Zjawiska takie, których ideologię produkują „samozwańczy sędziowie rasy ludzkiej” (s. 344), postępują dziś bardzo szybko, ale pocieszyć nas może fakt, że okres ich oddziaływania na społeczeństwo w wymiarze ludzkiej historii gatunkowej jest krótszy niż mrugnięcie okiem, i najprawdopodobniej, gdy zmieni się równowaga sił politycznych ludzie chętnie sami wrócą do swoich tradycyjnych form życia (o tym, że podziały płciowe i role społeczne są wynikiem naturalnej ewolucji a nie „płci kulturowej” pokazują historie kibuców w Izraelu). Peterson podkreśla: „na Zachodzie od dekad odcinamy się od naszych kultur zogniskowanych wokół tradycji, religii, a nawet narodu […]. Niestety: w coraz większym stopniu padamy ofiarą rozpaczy w obliczu wszechobecnego bezsensu…” (s. 31).

Pojęcie sensu i bezsensu, porządku i chaosu, struktury i rozkładu, wiedzy i niewiedzy (tajemnicy) są dla Petersona podstawą genetycznej interpretacji pochodzenia wszystkich ludzkich kultur i cywilizacji. Sama Biblia stała się dla niego dowodem, że ludzie od tysięcy lat podejmują trudy wprowadzenia porządku tam, gdzie panuje chaos. Chaos jest tu rozumiany jako niezbadane terytorium, „wszystkie rzeczy i sytuacje, których nie znamy lub nie rozumiemy”, porządek zaś to terytorium zbadane, „istniejąca od setek milionów lat hierarchia miejsc, pozycji i władzy. Struktura społeczeństwa” (s. 71). Peterson podkreśla, że dotycząca każdego człowieka dychotomia życiowa porządku i chaosu trwa i obowiązuje niezmiennie od milionów lat – jej niedostrzeganie lub ignorowanie typowe jest wyłącznie dla współczesnego człowieka zarażonego wiarą w to, że własnymi siłami jest on w stanie tworzyć nowe wartości i cele dla całej ludzkości.

Przypomina się pytanie, które stawiali czytelnikom już psycholodzy początku XX wieku, jak Jung czy Fromm: jak chcesz być szczęśliwy, skoro nie umiesz pogodzić się z naturą świata, na którym się urodziłeś?

Książki Petersona z wielu przyczyn, o których autor często mówi, skierowane są przede wszystkim do młodych mężczyzn – to w ich postawie manifestuje się ogromne zagubienie współczesnego społeczeństwa: brak świadomości tego, że mamy w życiu do odegrania jakąś rolę (por. s. 98), wydelikacenie, bezradność, feminizacja, egoizm, niedojrzałość do wzięcia odpowiedzialności za siebie samego, nie mówiąc już o rodzinie… To nie tylko przychodząca i odchodząca moda melancholii przełomu wieków – chwilowa dekadencja, to sprzeciwienie się prawom, które łączyły nas z całą gatunkową historią człowieka, i w dalszej części z ortodoksyjną zobiektywizowaną moralnością religijną. Relatywizm myślenia jest trucizną XXI wieku, szkodzącą najbardziej tym, którzy piją go jak wodę. Bez obiektywizmu – wiary w to, że zasady świata nie ulegną drastycznym zmianom jutro o świcie, że dalej nie ulegną zmianie moje/twoje zasady moralne – każde, nawet najbardziej znaczące przedsięwzięcie rozpada się w kalejdoskopie jednorazowych wartości (dekonstrukcjonizm!). Peterson napomina: „Nie masz pojęcia, w jak dużym stopniu to, czego pragniesz […] warunkowane jest przez bezkresną, zamgloną niemożliwą do ogarnięcia przeszłość. Nie masz pojęcia, w jak dużym stopniu każdy obwód neuronalny, przez który postrzegasz świat, ukształtowany został (bezlitośnie) przez etyczne cele milionów lat ludzkich przodków oraz wszelkiego życia obecnego na naszej planecie miliardy lat wcześniej” (s. 139). W tym rozumieniu, niezależnie od woli zarówno wytrwałych czytelników jak i zaciekłych przeciwników, Biblia jest fundamentalnym dokumentem historii ludzkości i jej powszechną własnością intelektualną. To historia prawa, moralności, etyki. „Ta święta księga o tak nadzwyczajnej genezie jest tworem zbiorowej ludzkiej wyobraźni, która sama stanowi produkt niewyobrażalnych sił działających przez niepojętą otchłań czasu” – podsumowuje Jordan Peterson (s. 139).

Cytaty z książki: Jordan Peterson, „12 życiowych zasad. Antidotum na chaos”,

Por. także wywiad: https://youtu.be/3wj48ACMWeI

1 KOMENTARZ

  1. Uczestniczyłem w zajęciach, na których omawialiśmy kwestię niewolnictwa amerykańskiego. Tam – ale też w bardzo wielu innych przykładach dyskusji akademickich – pojawiają się zapędy, by tak łatwo oceniać przeszłość: stać się „samozwańczym sędzią rasy ludzkiej”.
    Łatwo się dziś mówi: niewolnictwo było złem. Było, albo raczej: niewolnictwo jest złem ze współczesnej i nieodległej perspektywy. Najłatwiej przychodzi ocenianie tym, którzy nie rozumieją historii i tym, którzy nie mają i nigdy nie będą mieć wpływu na jej przebieg. To samo: ekolodzy.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Exit mobile version