Pertkiewicz: Co widział Bastiat…

Im szybciej rośnie bezrobocie, tym mniej krytyki pojawia się pod adresem zatrudniania kolejnych ludzi w urzędach, organizowania prac publicznych, oraz pracy na państwowych posadach i za pieniądze podatnika. Mówi się nawet, że przy takim bezrobociu jak obecnie to nawet dobrze. W takim myśleniu tkwi jednak ogromny błąd.

Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej pochwaliło się na koniec roku, że w ramach programu „Zielone miejsca pracy” zatrudnienie przy sadzeniu drzew i zbieraniu śmieci w lasach znalazło ponad 800 zeszłorocznych absolwentów. Od 1 lipca ub. roku MPiPS w ramach realizacji tego przedsięwzięcia otrzymało z Funduszu Pracy 4,3 mln zł. Pomińmy już fakt, że liczba chętnych do tego typu pracy była mniejsza od zakładanej, gdyż meritum głupoty uciechy z zatrudnienia tego tysiąca osób tkwi gdzie indziej.

Zwykli ludzie, a także politycy, od których wszak powinniśmy oczekiwać nieco więcej wiedzy o ekonomii, patrząc na gospodarkę myślą bardzo wąsko. W Sejmie już niejednokrotnie uchwalano ustawę, która miała np. „poprawić” jakiś element rynku, a zaraz po jej wejściu w życie okazywało się, że trzeba uchwalić pięć kolejnych ustaw bo zapomniano o skutkach tej poprzedniej. Takie rzeczy dzieją się naprawdę!

Piszę o tym dlatego, iż na polskim rynku ukazała się niezwykle ważna i potrzebna publikacja – „Co widać i czego nie widać” autorstwa Fryderyka Bastiata. Ten francuski myśliciel już dawno temu potrafił wykazać głupotę interwencjoniztycznego myślenia i zwracał uwagę na absurdy socjalizmu, takie chociażby jak te, z którymi obecnie boryka się nasz kraj. Fryderyk Bastiat już 150 lat temu zauważył, że ludzie powinni nauczyć się „sądzić rzeczy nie tylko po tym co widać, ale też po tym, czego nie widać”.

W swoich krótkich wystąpieniach Bastiat przybliża Czytelnikowi problemy związane m.in. z robotami publicznymi, protekcjonizmem, prawem do pracy i do zysku, rozwojem technologicznym, czy z dotowaniem kultury przez państwo. W przypadku tej ostatniej kwestii Bastiat wyraża przekonanie, że gdyby państwo nie dotowało kultury, bez problemu rozwijałaby się ona na niwie prywatnej, co ma zresztą miejsce, lecz z uwagi na monumentalność i rozgłos wokół państwowych przedsięwzięć, nie jest zbyt widoczne.

Podobnie jest ze wszystkimi innymi formami interwencjonizmu państwowego. Jednym się zabiera po to, by później dać innym. Tych otrzymujących „pomoc” widzi się, natomiast tych, którym w ten sposób odbiera się owoce ich pracy oraz tych, do których te pieniądze nie trafiają już nie. A jest ich tysiące.

Bastiat przekonywał deputowanych francuskich rzeczowymi argumentami podczas debat w parlamencie o absurdalności protekcjonizmu i dotacjach. Cóż z tego, że wykazywał na wszelkie sposoby niekorzystne skutki kolejnych ustaw, że otwierał oczy deputowanym, skoro w głosowaniach myślenie o tym, co widoczne gołym okiem brało górę nad konsekwencjami wprowadzanego w życie prawa. Bastiat zwracał np. uwagę na to, że sztuczne stworzenie przez rząd jednego miejsca pracy w danym okręgu równoznaczne jest z likwidacją dwóch miejsc pracy w innym okręgu. Politycy, nie tylko wówczas, ale także i dziś nie rozumieją niestety tych banalnych prawideł. Żeby chociaż zechciało im się sięgnąć po tę książkę. Pożytek z tego byłby na pewno znacznie większy niż z kolejnej bzdurnej ustawy.

Powyższy tekst był pierwotnie opublikowany na Stronie Prokapitalistycznej. Data dodania na starej stronie PAFERE: 2009-02-01 00:00:23

BRAK KOMENTARZY

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Exit mobile version