Narodziny kapitalisty

PAFERE WIDEO

W sierocińcu, w którym się wychowywałem, pewnego razu pojawił się nowy dyrektor. Zdumiony był, kiedy odkrył, że nam, dzieciom, nie wolno zarabiać ani mieć żadnych pieniędzy na wydatki. Już na początku swojego urzędowania powiedział nam, że jeśli jesteśmy w stanie zarobić jakieś pieniądze w wolnym czasie możemy je zatrzymać lub wydać wedle własnego życzenia. Słuchaliśmy go. Ponieważ nikt jednak nie wiedział jak zabrać się do zarabiania dodatkowych pieniędzy nic z tego nie wyszło.

I wtedy jeden 15-latek wpadł na świetny pomysł.Poszliśmy na film. Była to krótkometrażówka o wędkarstwie. Wszyscy widzieliśmy w nim grupę wędkarzy płacących za żywe przynęty z małych ryb. Potem okazało się, że w praktyce tylko jeden z nas potrafił wprowadzić ten pomysł w życie. „Mamy strumień pełen płotek” – zauważył Jack. „Dlaczego by nie zarabiać sprzedając żywą przynętę wędkarzom przy jeziorze Timber?”

Tylko słuchaliśmy. Nawet po przedstawieniu nam możliwości wciąż nie było chętnych, by się tym zająć. Zatem Jack opracował plan sam. Wiedział, że najlepszy na przynętę jest kleń, bo sami używaliśmy go łowiąc ryby w małym stawie. Jack poszedł nad jezioro by sprawdzić zapotrzebowanie na klenie i ich cenę. Reszta z nas czekała i obserwowała – sceptycznie.

Jack odkrył, że popyt jest duży a obecny kurs to 50 centów za tuzin. Swoją ofertę sprzedaży przedstawił wędkarzom w sposób prosty i skuteczny. Zwyczajnie powiedział: „Sprzedajemy klenie po 35 centów za tuzin, u nas w sierocińcu”.

Następnego dnia miał już 11 klientów, jednak za mało przynęty, co spowodowało sporo zamieszania. Wtedy wkroczył do akcji dyrektor. Zorganizował siedemnastu z nas w firmę z Jack’iem jako prezesem na czele. Zadaniem Jack’a było liczenie i przechowywanie płotek złapanych przez nas, sprzedaż ich klientom i prowadzenie księgowości przedsięwzięcia. Wszyscy zgodziliśmy się, że Jack powinien otrzymywać 5 centów z każdej 35-centowej transakcji, której dokonywał dla nas. Pieniądze były dzielone od czasu do czasu wedle indywidualnego wkładu zapisanego w księgach.

Wszyscy byliśmy szczęśliwi. Mieliśmy teraz na cukierki, colę i tym podobne istotne dla nas rzeczy. Lecz nagle odkryliśmy, że prezes naszej firmy – chłopak, który wpadł na pomysł – otrzymuje więcej pieniędzy od nas wszystkich. I szczerze mówiąc – nie spodobało się to nam.

Wydawało nam się, że najwięcej powinien otrzymywać ten kto złapie najwięcej kleni i nikt nie mógł pojąć dlaczego prezes firmy miałby dostawać więcej niż najlepszy rybak. Poza tym, co on w ogóle robił? Czy łapał klenie? Czy brodził w wodzie mocząc buty i odzież? Według nas, wszystko co robił sprowadzało się do przywłaszczania dla siebie części naszych zarobków. Byliśmy na skraju małej rewolucji kiedy ponownie wkroczył dyrektor.

Powiedział: „Zanim Jack wpadł na ten pomysł nie mieliście żadnych pieniędzy”. Była to prawda.

„Czy zabrał wam coś co mieliście przedtem?” – drążył dyrektor. Jasne, że nie zabrał, bo nic nie mieliśmy przedtem.

„Czy mielibyście jakieś pieniądze na wydatki, gdyby wam nie pokazał jak zarabiać?”. Tutaj nie byłem pewien. Skoro był to taki prosty pomysł to, myślałem sobie po cichu, wpadłbym na niego następnego dnia, gdyby mnie Jack nie ubiegł… Tak czy owak załóżmy, że to Jack wpadł na ten pomysł. Ale to było przecież 2 miesiące temu!

„Czy ktoś z was zamierza porzucić pracę w firmie?” – znów zapytał dyrektor. No i okazało się, że nikt z nas tego nie zrobił, bowiem wrócilibyśmy do punktu wyjścia – nie mielibyśmy pieniędzy.

„Jeśli ktoś chce odejść może to zrobić i założyć własny interes, znaleźć własnych klientów, sprzedawać własne przynęty i zatrzymać całe 35 centów”. Jednak nikt nie podchwycił propozycji dyrektora. Nikt nie chciał podejmować ryzyka utraty pewnych 30 centów za możliwość zyskania dodatkowych 5 centów. Wszystko o co nam chodziło to bardziej wyrównany podział dochodu firmy.

Dyrektor podsumował: „Wydaje mi się, że żaden z was nie zazdrości, że Jack dostaje 3 razy więcej od większości z was. Bez niego prawdopodobnie mielibyście mniej, a możliwe, że niczego byście nie mieli.”

Teraz, z perspektywy czasu, widzę że dyrektor usiłował wyjaśnić nam, iż to Jack stał się wytwórcą nowego źródła bogactwa. Starał się powiedzieć nam w miły sposób, że umysł Jack’a jest bardziej wartościowy niż nasza krzepa. Mówił, że chociaż Jack zarabia znaczną ilość pieniędzy dla siebie, zarabia też pieniądze dla nas. Nie rozumiałem tego do 16 roku życia. Wszystko co byłem w stanie dostrzec to fakt, że Jack ma więcej pieniędzy niż ja, że pracuję ciężej i dłużej niż on, że zabiera mi nieuczciwie część moich pieniędzy. I tak też, w logiczny czy nielogiczny sposób, my – dzieci, zmienilibyśmy ten stan rzeczy, gdyby poddano całą sprawę pod głosowanie.

Nikt wówczas nie mógł spodziewać się po nas, nastoletnich dzieciach, że będziemy głęboko myślącymi ekonomistami. Działaliśmy głównie w oparciu o emocje i uczucia zamiast o rozum i logikę. Podczas gdy większość z nas wyrosła z tej niedojrzałości, niektórzy, niestety, utknęli w niej na dobre. Spotkali oni na swojej drodze innych dorosłych ludzi – wyborców, którzy potwierdzają ich błędne przekonanie, że rząd powinien przy pomocy podatków i subwencji wyrównywać wszystkie dochody.

Chciałbym, żeby istniał jakiś sposób na przekonanie tych ludzi do idei, że nawet z materialistycznego punktu widzenia swoich własnych egoistycznych interesów byłoby lepiej, gdyby nie odbierali zysków kapitalistom.

Dean Russel

Poprzedni artykułJasna strona niepowodzenia
Następny artykułŻycie wewnętrzne korpoludków
Dean Russel - był członkiem personelu Fundacji Edukacji Ekonomicznej (FEE), gdzie pisał dla Freemana, promował dzieła Ludwiga von Misesa i przetłumaczył pisma Frédérica Bastiata.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj