Ostatnia instancja wyspiarskich finansów – historia Banku Anglii

W książce Bank Anglii jawi się jako hybryda, stwór łączący w sobie pierwiastek publiczny z prywatnym, a do tego zdolny do szybkiej adaptacji i stałej ewolucji

Najpierw prywatny, potem państwowy. Ewoluujący stale. Okradany wielokrotnie. Spowity mgłą tajemnicy w latach międzywojennych. Funkcjonujący raz lepiej, raz gorzej. Zawsze jednak dbający o wyspiarskie interesy. Bank Anglii doczekał się wielkiej – dosłownie i w przenośni – biografii.

O takim portrecie może marzyć każda instytucja na świecie. Brytyjski historyk David Kynaston opisał dzieje Banku Anglii w książce „Till Time’s Last Sand: A History of the Bank of England 1694-2013” (Bloomsbury Publishing 2017). I zrobił to w porywający sposób. A spora w tym zasługa byłego prezesa banku Mervyna Kinga, który otworzył przed historykiem wszelkie archiwa i zakamarki instytucji.

Kynaston ma duże doświadczenie w pisaniu skomplikowanych, przekrojowych dzieł. Popełnił już był m.in. historię Londynu i dziennika Financial Times. Za jego największe dzieło uchodziła do tej pory książka „Austerity Britain”, traktująca o Wyspach lat 1945-1951. Kto wie, czy wykładowca Kingston University książką o Banku Anglii nie przebił swoich największych osiągnięć.

Już sam początek podpowiada, że będzie to nietuzinkowa lektura. Rozpoczyna się od cytatu z poetyckiego utworu “Augusta Lachrymans: a funeral tear, to the memory of the worthy and honour’d Michael Godfrey, Esq.”, poświęconego wicegubernatorowi Banku Anglii. Potem zanurzamy się po uszy w przeszłość.

Historia Banku Anglii rozpoczyna się w roku 1694. Z uwagi na potrzeby państwa wynikające z zaangażowania w wojnę dziewięcioletnią (palatynacką), na rynku pojawia się zapotrzebowanie na kredyty długoterminowe. Kapitał założycielski instytucji wynosi ledwie 300 tys. funtów. Po 10 tys. wnieśli król William i królowa Mary, bo tylko tyle mogli z uwagi na ograniczenia prawne. Wśród założycieli instytucji znaleźli się także aptekarz, zegarmistrz i inni wszelkiej maści rzemieślnicy, przedsiębiorcy i spekulanci. Bank Anglii tuż po powstaniu pożycza państwu angielskiemu 1,2 mln funtów, oprocentowanie wynosi 8 proc. W zamian instytucja uzyskuje wiele przywilejów, m.in. może drukować papierowe pieniądze. Staje się najważniejszym podmiotem na wyspiarskim rynku finansowym.

W kolejnych dziesięcioleciach Bank Anglii przechodzi liczne metamorfozy, dostosowując się do zmieniającego się środowiska politycznego i gospodarczego. Bank w XVII i XVIII wieku jest bankiem prywatnym, ale urządzonym w bardzo nowoczesny sposób. Opiekuje się kontami rządowymi, wojskowymi, zarządza długiem publicznym, angażuje się nawet w finansowanie wydatków wojennych. Przez wiele lat na jego terenie, w słynnej Rotundzie, handluje się akcjami przedsiębiorstw. W końcówce XVIII wieku bank staje się pożyczkodawcą ostatniej instancji, ratując płynność rynku finansowego. Potem pomaga opanować kryzysy finansowe roku 1847, 1857 i 1866. Dzięki temu staje się jedną z najważniejszych instytucji finansowych swoich czasów i w ogóle w historii, rosnąc wraz z brytyjskim imperium.

W książce Bank Anglii jawi się jako hybryda, stwór łączący w sobie pierwiastek publiczny z prywatnym, a do tego zdolny do szybkiej adaptacji i stałej ewolucji. Bank Anglii został „znacjonalizowany” w 1946 roku, od 1998 roku znów jest luźno powiązany z brytyjskim rządem (dzięki gwarancjom niezależności otrzymanym od ówczesnego premiera Gordona Browna).

Co ciekawe, Kynaston znajduje miejsce dla wątku omylności, tajemniczości i nieprzejrzystości Banku Anglii, która charakteryzowała go szczególnie w pierwszych dwóch wiekach działania. Naukowiec przypomina krytyków banku i podnoszone przez nich argumenty. Chodzi tu m.in. o Davida Ricardo, który uważał, że bankiem dowodzi „banda głupawych kupców” nierozumiejących gospodarki ani podstaw ekonomii – w latach 1825-1850 niemal całe kierownictwo banku to byli kupcy, bo z uwagi na potencjalny konflikt interesów prywatni bankierzy nie mogli pełnić w Bank żadnych funkcji – a także o Waltera Bagehota czy Johna Maynarda Keynesa. Ten ostatni krytykował bank nie tylko za nietrafioną, jego zdaniem, politykę pieniężną, ale także za brak transparentności w okresie międzywojennym (wtedy instytucja nie publikowała niemal żadnych danych, słabo komunikowała się z rynkiem).

Kynaston nie unika również przedstawienia ciemnych kart historii Banku Anglii. Przypomina o defraudacjach premiera Williama Pitta Młodszego, który pod koniec XVIII wieku zakazał wymiany banknotów na złoto. Przytacza liczne przykłady oszustw lub wręcz kradzieży, jakich dopuszczali się pracownicy Banku Anglii z wysokiego szczebla. Wielu z nich skończyło na szubienicy, szczęśliwcy zostali poddani banicji. Nie bez powodu na okładce książki została zreprodukowana ilustracja satyryczna Jamesa Gillraya „Political Ravishment or The Old Lady of Threadneedle Street in Danger”, pokazująca młodzieńca napastującego starszą panią wystrojoną w suknię z banknotów. Zresztą, Bank Anglii w żargonie brytyjskich finansistów zwany jest właśnie The Old Lady.

To, co rzuca się w oczy podczas lektury, to niemal zupełny brak tabel i wykresów. „Till Time’s Last Sand” miało być w założeniu książką dla każdego, stąd zepchnięcie na boczny tor kwestii stricte finansowych. Kynaston nie unika w swojej opowieści skomplikowanej tematyki finansowej, ale jednak centralne miejsce w każdym niemal rozdziale zajmują ludzie, a przede wszystkim prezesi (gubernatorzy) Banku Anglii. Kynaston potrafi z wdziękiem przybliżyć ich postaci, sięgając po nietypowe źródła. Na przykład cytuje Gordona Richardsona, gubernatora banku w latach 1973-1983, sięgając do jego listu skierowanego do pracownika banku odpowiedzialnego za organizowanie imprez. „Gubernator nie aprobuje zakupu łososia wędzonego, ze względu na jego wysoką cenę. Uważa, że powinny być serwowane dania sporządzane ze składników dostępnych sezonowo. To wskazuje, że na stołach powinny znaleźć się ziemniaki, ale preferowane są te mniejsze. Gubernator lubi warzywa, ale delikatne. Nie lubi brokułów i cukinii.”

Kynaston kończy snucie opowieści o Banku Anglii w roku 2013, gdy instytucja zdołała otrzepać się z kurzu unoszącego się po kryzysie finansowym z lat 2007-2009. Ciekawe, czy dopisze w przyszłości post scriptum pokazujące, jak Bank Anglii przeżył Brexit i jak się odnalazł w nowej rzeczywistości – poza Unią Europejską.

Co ciekawe, w podsumowaniu Kynaston zwraca uwagę, że dalsze istnienie banków centralnych stoi pod dużym znakiem zapytania. Cytuje wystąpienie Mervyna Kinga z Jackson Hole w 1999 roku, w którym ówczesny gubernator stwierdził, że banki centralne są u szczytu swojej potęgi, a jeśli chcą przetrwać, muszą przypominać nie herosów, ale raczej skromnych majstrów o bystrym, otwartym umyśle. Kynaston jest przekonany, że Bank Anglii jest wręcz genetycznie przyzwyczajony do ewoluowania, więc być może i w przyszłości oprze się w jakiś sposób rewolucji technologicznej, lub się do niej w umiejętny sposób dostosuje.

„Till Time’s Last Sand” to kilkusetstronicowa pozycja wypełniona po brzegi wartką akcją, trzymającymi w napięciu historiami, wiarygodnymi portretami ludzkimi. Ale też przepełniona nazwiskami, datami, wydarzeniami. Czasami ma się wrażenie, że Kynaston przesadził, że czytelnik chyba nie będzie w stanie przebrnąć przez jego dzieło, a przecież ono miało być dla wszystkich. Z jednej więc strony o takim portrecie powinna marzyć każda instytucja finansowa, bo został on namalowany z wielkim pietyzmem. Z drugiej nie jest to z pewnością portret, który trafi pod strzechy. Nawet jeśli trafi na półki przedstawicieli innych profesji niż finansiści i akademicy, to raczej szybko porośnie kurzem.

Piotr Rosik

Poprzedni artykułDemokracja oddolna w nowej konstytucji. Dlaczego warto wzorować się na Szwajcarii
Następny artykułRODO – zawoalowana forma instytucjonalnego bolszewizmu

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj