Chiny idą na podbój Afryki

Co czeka Afrykę, jeśli rzeczywiście uda się jej pójść drogą Chin?

Chińscy przedsiębiorcy, ryzykanci w XIX-wiecznym stylu, stawiają fabryki w Afryce, przyczyniając się walnie do reindustrializacji Czarnego Lądu. Tę fascynującą historię opisuje Irene Yuan Sun na kartach książki „The Next Factory of the World: How Chinese Investment Is Reshaping Africa”.

Pan Sun zbliżył filiżankę do nosa, by delektować się zapachem wykwintnej chińskiej herbaty. Następnie wylał napar z pierwszego zaparzenia i napełnił filiżankę płynem z drugiego zaparzenia. Poczęstował gościa. I zaczął opowiadać historię swojego życia. Zaczynał jako 12-latek, od pracy po 12 godzin dziennie w fabryce ubrań. Teraz ma własną fabrykę, zbudował ją za 40 mln dolarów. I nie żal mu 1100 pracowników, którzy uwijają się w pocie czoła na trzy zmiany, bo być może któryś z nich także zostanie w przyszłości właścicielem fabryki. Piąte zaparzenie rozlane. Jest gorący dzień na Czarnym Lądzie. Niemal wrząca herbata doskonale zaspokaja pragnienie. Historii pana Suna słucha uważnie Irene Yuan Sun i dziwi się, jak doskonale smakuje ten napój w środku nigeryjskiego buszu.

Irene Yuan Sun to urodzona w Chinach, wychowana w USA, a pracująca w Afryce wieloletnia analityczka firmy doradczej McKinsey, absolwentka Uniwersytetu Harvarda. Później napisze książkę „The Next Factory of the World: How Chinese Investment Is Reshaping Africa” („Następna fabryka świata: jak chińskie inwestycje zmieniają Afrykę”, Harvard Business Review Press 2017), w której sportretuje pana Suna oraz innych chińskich kapitalistów, budujących fabryki w Nigerii, Lesotho czy Kenii.

„Chińscy przedsiębiorcy, których poznałam w Afryce, to zahartowani ludzie, nie mający w sobie nic z celebrytów. To chodzące dowody na to, że prawdziwi kapitaliści jeszcze istnieją, i nie ukrywają się bynajmniej w pachnących, klimatyzowanych biurach Krzemowej Doliny” – twierdzi Yuan Sun. „Trzeba być szalonym, by rozwijać fabrykę w Afryce. Niesprzyjający klimat, duża przestępczość, problemy z załatwieniem wielu podstawowych spraw to jest codzienność” – przyznaje jeden z przedsiębiorców, cytowanych przez autorkę „The Next Factory of the World”.

Pan Sun uważa, że współpraca Nigerii (to tam pan Sun ma swój zakład produkcyjny) i Chin przyniesie same korzyści obydwu stronom. „My Chińczycy wiemy którędy powinien przejechać pędzący pociąg postępu, na jakich stacjach powinien się zatrzymać. Nigeria może się wiele nauczyć od Chin, a Chiny skorzystać na współpracy z Nigerią. Kraje afrykańskie nie mogą pójść drogą krajów Zachodu, to im się nie uda. Muszą pójść drogą podobną do chińskiej” – sądzi pan Sun.

Co sprawia, że chiński kapitał wędruje na Czarny Ląd? Koszty pracy w Państwie Środka zaczęły dynamicznie rosnąć. A w Afryce wciąż są niskie, a przy tym konkurencja jest też mniejsza. Przy czym, jak zaznacza na kartach swojej książki Irene Yuan Sun, firmy produkcyjne, działające w Afryce „jadą” na bardzo niskich marżach. Dlatego ich właściciele zwracają baczną uwagę na koszty i oszczędzają na czym się tylko da. Tym samym realizuje się w praktyce teoria „latającej gęsi” Justina Yifu Lina, byłego głównego ekonomisty Banku Światowego. Tą latającą gęsią są firmy przemysłowe, które przemieszczają się na duże odległości – nawet z kontynentu na kontynent – w poszukiwaniu niższych kosztów wytwarzania.

Chińskie „gęsi” lądują więc w Afryce coraz częściej. Fabryki zaczynają być mostem łączącym Państwo Środka z Czarnym Lądem. W 2000 roku chiński kapitał dokonał dwóch znaczących inwestycji w Afryce, a obecnie dokonuje ich setki w skali roku. Autorka „The Next Factory of the World” wykonała dla firmy McKinsey badanie w ośmiu afrykańskich krajach i okazało się, że swoje fabryki ma w nich około 1500 chińskich firm, których średni roczny przychód to około 21 mln dolarów. Irene Yuan Sun szacuje, że w całej Afryce może działać już nawet 4000 fabryk, kontrolowanych przez biznesmenów z Państwa Środka. „Do Nigerii ściągają producenci części do aut, oświetlenia, elementów konstrukcyjnych. Do krajów, takich jak Lesotho, gdzie siła robocza jest naprawdę tania, trafiają najczęściej producenci ubrań. W Lesotho chińscy podwykonawcy produkują m.in. majtki sportowe i obuwie dla firmy Reebok czy dżinsy dla firmy Levi’s” – wymienia Yuan Sun.

CZYTAJ DALEJ

1
2
Poprzedni artykułRPA na krawędzi czerwonej rewolucji
Następny artykułDemokracja bezpośrednia w praktyce

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj